Wycofałem się z korytarza do salonu, lekko oszołomiony. Nie żebym miał coś do porno - jestem facetem. Mogę być już tym psycholem, ale nawet króliki się kopulują, a co dopiero ludzie. To nasz instynkt. Jednak porno z udziałem Zary i Zectora nie było moim marzeniem. Co tu do cholery się działo, że zostawiłem ich skłóconych, a gdy wracam, zastaje ich w łóżku Artmate?
Wróciłem do salonu. Nic się nie zmieniło... No, może mieszkańcy.
Właśnie. Ciągle mnie to nękało. Czy to było aż, czy tylko pięć lat? Miałem w planach nigdy już nie wracać. Podczas mojej ucieczki, śniłem jakieś chore sny - po wypiciu kilku kolejek w jakichś przydrożnych barach - że nie jestem sam. Że wracam do domu, wołam "już jestem kochanie!", a z pomieszczenia wychodzi kobieta z małym dzieckiem na rękach. Nie widziałem twarzy kobiety, nie widziałem twarzy dziecka... Jednakże czułem w kościach ten spokój.
Ale wróciłem. Nigdy nie ucieknę od Szkoły. Ten chory sen nigdy się nie ziści, a ja na zawsze pozostanę w tej klatce, podrywany przez geja i patrzący jak Zara pieprzy się z Zectorem, podczas gdy Tyr...
Właściwie gdzie jest Tyr? Albo Azrael? Sky? Gdzie się oni podziali? A reszta uczniów? Zabili ich? Odesłali gdzieś zagranicę?
Upadłem na kanapę z westchnieniem i z pewną dozą ulgi stwierdziłem, że przynajmniej kanapa została tak samo miękka jak ją zapamiętałem. Nawet lekki zapaszek wybielacza nie przeszkadzał mi tak bardzo. Rozsiadłem się szczęśliwy, że nie wszystko się zmieniło. Tak dobrze pamiętam, jak tutaj siedzieli wszyscy i oglądali filmy, jak tutaj przygotowywaliśmy się do misji... W tym salonie zrozumiałem, że moja matka była psycholem.
No właśnie. Matka - psychopatka pierwszej klasy, była Dyrektorka, a ojciec - męska dziwka, o złotym sercu. Przy opisywaniu każdego mojego członka rodziny mógłbym zacząć od słów "nie żyje".
Zacisnąłem usta i spojrzałem przez wielkie okna na horyzont. Widziałem idealnie jak na dłoni cmentarz szkolny. I wierzbę, pod którą pochowałem Gordona. Ciekawe, czy moja matka tam leży...? Choć chyba nie jestem typem co przyniesie kwiatki i zapali światełko. Ale w sumie... odwiedził bym jej grób. Odgonił jej wrogów tańczącym na nim... Chwilę posiedział, podumał, może chwilę "porozmawiał"...
Otrząsnąłem się szybko. Wróciłem tu. Ściągnęli mnie. I czuję w kościach, że to nie tylko z powodu matki.
Odgłosy Zary i Zectora były nie do zniesienia - chyba dochodzili po raz trzeci odkąd tylko usiadłem na kanapie. Zazgrzytałem zębami i podniosłem się zniesmaczony z kanapy. Przesunąłem i tak uchylone drzwi tarasowe i podszedłem do barierki.
To tu powiedziałem Artmate, że odchodzę. Przeczesałem palcami włosy i wziąłem oddech. Świeże powietrze lasów sosnowych otaczających Szkołę. Tyle wspomnień... Lepszych i gorszych... Spojrzałem w dal i z niewyraźnym uśmiechem stwierdziłem, że niegdyś kawał ziemi, który nazywaliśmy "Suche Pole", teraz pięknie zarosło.
Dzień Ustawy. Śmierć Hariet... westchnąłem ciężko, zaskoczony, jak radość gładko przeplata się ze smutkiem. Tyle zła wydarzyło się w tym miejscu... A ja byłem jego częścią. Byłem częścią, a nawet głównym powodem zła. Przynajmniej Earth już nie żyje... ciekawe, czy pochowano go tutaj. Nad nim też bym chwilę postał, może zatańczył na jego grobie... Choć jemu to i tak by nie przeszkadzało. I tak nie przeżył by długo, miał raka... A serum jest tak szczelnie ukryte, że nie nawet ja nie wiem jak je wydobyć ze swojej głowy.
Wszystko kręci się wokół serum. Wszyscy pragną długowieczności. Choć sam Tyr... czasami świruje. Odbija mu po tylu latach nieśmiertelności i trudno się dziwić. Tyle przeżył, tyle przeszedł, a jeszcze drugie tyle przed nim... Może z Zarą u boku...? Kręcę głową, bojąc się w ogóle myśleć o tym przedziwnym trójkącie między Zectorem, Tyrem i Zarą.
Poczułem zapach. Nie byle jaki zapach. Zapach otwieranych niebios i drogi przed tron Boga, oraz chórów Aniołów, czekają na mnie z tym boskim napojem.
Kawa...
Odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem Artmate, z rozbawieniem trzymającym dzban z ciemnym naparem.
- Nadal wyglądasz w rudym idiotycznie - zauważyłem. - Ale kawa wynagradza - dodałem widząc w jego dłoniach dwa kubki. Artmate wybuchnął śmiechem i zbliżył się do mnie do barierek. Wyciągnął w moją stronę jeden z kubków, ale wahałem się chwilę z jego odebraniem. Arti zmarszczył brwi.
- Co ci?
- Strzelaliście do mnie. I mnie ogłuszyliście...
- Ale uratowałem cię przed spadającymi głazami, bierz i nie gadaj - wywrócił oczami. Wziąłem w końcu od niego kubek i poczekałem aż Arti naleje mi trochę. Pociągnąłem spory łyk kawy i rozkoszowałem się jej gorzki smakiem. Artmate gdy nalał i sobie, a potem odstawił dzbanek na stolik obok.
Chwilę staliśmy tak obok siebie, oboje sącząc kawę. W końcu niepewnie zerknąłem na mężczyznę obok. Jego stalowe oczy patrzyły w dal, tak jak ja niedawno, jakby szukały odpowiedzi gdzieś zapisanej na horyzoncie. Dopiero w tej krótkiej chwili zdałem sobie sprawę jakie zmęczenie malowało się na dziecięcej z pozoru twarzy. Zmęczenie życiem, śmiercią, adrenaliną... Nasza znajomość z Artmate była wyjątkowo burzliwa, ale i silna, jak spleciony sznur. Nigdy jednak nie wiadomo było kiedy ten sznur się zacznie rozplątywać, a wtedy nie warto wchodzić żadnemu z nas w drogę.
- Poznałeś Trzeciego?
- Nie łatwiej było od razu nazywać go po imieniu? - zapytałem marszcząc brwi. Artmate odwrócił się do mnie z tym uśmiechem, który nadal skutecznie sprawdzałby się w roli koszmarów.
- Nie było by zabawnie - skwitował, na co parsknąłem śmiechem. Mógł się postarzeć, mógł zmienić kolor włosów, nadal był tym samym kolorowym szesnastolatkiem, który krzyczał przez sen i uspokajać go mógł jedynie brat bliźniak.
- Już nie jesteś chłopcem, który robi zabójcze kawały - zauważyłem, brzmiąc odrobinę poważniej niż zamierzałem.
- Co chcesz przez to powiedzieć - zapytał marszcząc brwi. Odwróciłem wzrok kierując go w stronę cmentarza.
- Straciłeś już niewinność Arti... Wszyscy ją straciliśmy - podsumowałem. - Rodzina odeszła, zostali tylko wątpliwi przyjaciele, którzy koniec końców by się pozabijali... Nie ma w nas już niczego co mogłoby usprawiedliwiać...
- Widocznie zaczęliśmy zupełnie nowy rozdział, bez oglądania się - wzruszył ramionami. - Tylko ty stoisz jak idiota między kartkami - zwrócił mi uwagę, na co poczułem się dotknięty.
- Przecież...
- Nie próbuj zaprzeczać, żyjesz przeszłością - przerwał mi chamsko. - Trudno się dziwić, nawet zachowujesz się jakbyś miał szesnaście lat - wywrócił oczami, a ja aż uniosłem wysoko brwi.
- Przyganiał kocioł garnkowi - żachnąłem się. - Jakbyś był ode mnie lepszy...
- A może jestem...? - znów uśmiechnął się. Pokręciłem głową lekko załamany.
- Nie żyję przeszłością Arti... może troszeczkę... Ale chcę się tylko dowiedzieć, co się działo przez te pięć lat - wzruszam ramionami. - A wiem, że się działo... Zapewne nawet bardzo dużo. A póki co spotkałem tylko ciebie... No i Zarę i Zecotra - skrzywiłem się, a Artmate skrzywił się w tym samym momencie.
- A... Dean?
- Weź mnie nie osłabiaj - wywróciłem oczami. - Z nim się nie da normlanie rozmawiać - zauważyłem. Arti zaśmiał się.
- No dobra... Może pogadaj z matką...?
- Przypominam, że tak trochę umarło jej się - przypomniałem z obawą o zdrowie pamięci Artiego. Chłopak wywrócił oczami.
- Chodzi mi o ten jej ostatni list do ciebie - wyjaśnił, a ja dopiero wtedy sobie o nim przypomniałem.
- No tak... To będzie pomocne - przyznałem sięgając po dość grubą kopertę którą nadal miałem w tylnej kieszeni.
- To ja może pójdę się zająć kochankami... - westchnął dopijając kawę. Uniosłem brwi.
- To też mi wyjaśnisz...?
- Zector i Zara powinni się wyjaśniać - warknął i wyrzucił pusty kubek daleko przed siebie. Chwilę w milczeniu patrzyliśmy jak kubek leci i leci i leci... A potem trzask o ziemię.
- Co ci kubek zrobił?
- Ciesz się, że to na nim się wyładowałem, a nie na tobie - mruknął, a ja postanowiłem w trosce o swoje zdrowie, zamilknąć grzecznie.
Gdy Artmate zostawił mnie samego na tarasie, jeszcze raz spojrzałem na pieczęć na kopercie. Kto w tych czasach używa pieczęci...?
Przełamałem woskowe zabezpieczenie i otworzyłem kopertę. W środku było pełno różnych rzeczy, ale najważniejsza była kartka. Od niej zacząłem, zbliżając ją do oczu.Mój synku,
Okazywanie uczuć, to chyba moja najmniejsza z zalet. Jeszcze gorzej idzie mi ze skromnością, ale nie o tym chciałam do ciebie napisać.
Masz pewnie mnóstwo pytań. Nie dziwie Ci się. Jeśli to czytasz, oznacza to, że umarłam. A skoro to napisałam, to znaczy, że mierzyłam się ze swoją śmiercią. Misja, na którą wyruszam jest ciężka, a na dodatek bardzo dobrze mi znana. Tylko ja mogę zakończyć ruchy dilerów i dlatego wyruszmy sama. Przepraszam synku. Chciałam zobaczyć na jakiego mężczyznę wyrosłeś, ale obowiązki będę przekładała nad wszystko... Przepraszam...Tutaj kobieta na moment odeszła od pisania. Widziałem jak linię na ostatnio słowie lekko się rozjechały, więc prawdopodobnie coś ją odciągnęło od pisania. Albo ktoś.
Prosiłam w oficjalnym liście do wszystkich, by cię znaleźli. Mam ku temu powody. Widzisz, wybierając nowego dyrektora zdałam sobie sprawę, że ten urząd nie jest kadencyjny. Pierwszy dyrektor był gorzej niż chory - był tak szaleńczo pogrążony w chęci władzy nad światem, że zapomniał gdzie jego miejsce. Dlatego wybrałam na swojego następcę Deana.
Chłopak wie co robi - to snajper - jest precyzyjny i skrupulatny do bólu. Ale krótkość żywota nie pozwoli mu zrealizować każdego dobra. Powinien przyjąć serum, a ty powinieneś pilnować nowego Dyrektora. Wiem, że wasze relacje są napięte, ale to dla twojego dobra. Świat stał się zbyt niebezpieczny, byś mógł być na wolności. Skoro nie żyję, to może być tylko potwierdzenie moich słów.
Poproś Tyra o pomoc z wydobyciem wspomnień. Niech bliźniaki zapewnią ci bezpieczeństwo. Dbaj o Dyrektora. Jest nowy, gubi się, stoi przed wielkim wyzwaniem, oraz przed całą masą problemów z jakimi go zostawiłam. Potrzebuje wsparcia.Teraz to prychnąłem na głos. Miałbym dać mu serum? I jeszcze go niańczyć? Oj matko, chyba naprawdę byłaś zdrowo pogrzana.
Już widzę twoją minę Hell, ale musisz zrozumieć, że serum, które w sobie nosisz to tajemnica, którą możesz zdradzić najbliższym. Pewnie już wiesz o ślubie Tyra i Zary - Zara zasługuje na szczęście.
Jest wiele takich przykładów, a mi brak czasu by je podać, tym bardziej, że chciałam ostatnie zdania poświęcić tylko tobie synku...Zmarszczyłem brwi i jeszcze uważniej pochyliłem się nad odręcznym pismem.
Hell, od najmłodszych lat miałam wrażenie, że jesteś podobny do ojca i cieszyłam się z tego, każdej nocy. Ale nie... Masz więcej we mnie niż tego bym chciała. Rodzice czasami chcą by ich dzieci były do nich podobne - częściej, by osiągnęły to czego oni nie osiągnęli. Pamiętaj, że ja nie jestem ani z jednego, ani z drugiego zestawu rodzicielskiego. Nie zgadzam się byś choć odrobinę przypominał mnie, bo to się źle skończy. Powinieneś być sobą w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie psychopatą, nie normalnym... a sobą.
Zastanów się jeszcze nad tym. Tak strasznie żałuję... Że już cię więcej nie zobaczę. Pamiętam jak ojciec wziął cię na ręce chwilę po twoich narodzinach. Powiedziałam wtedy "jaki on maciupki". On na to spojrzał na mnie, zupełnie tobą zauroczony i odparł mi - "ale wyrośnie na wielkiego człowieka".
Twój tata miał rację. I wierzę w te słowa do samego końca.
Kocham Cię Hell. Spotkamy się w lepszym świecie.- Ja ciebie też kocham mamo... - wyszeptałem, zgniatając kartkę w kulkę. Wyciągnąłem z kieszeni zapalniczkę i podpaliłem papier. Trzymałem go tak długo, aż zaczął palić mnie w dłonie usiane bliznami.
- Tak strasznie cię kocham... - znów wyszeptałem, osuwając się na kolana, a pojedyncza łezka skapnęła na jeszcze rzężące się resztki kartki.#Tutaj ja, więc... Napisałam. Ta piosenka mnie urzekła... I wyszło jak wyszło. Więc... Jak? Podobało się?
#Capriconruss
![](https://img.wattpad.com/cover/90429503-288-k925869.jpg)
CZYTASZ
Szkoła Morderców II
Mystery / ThrillerPięć lat temu zabił dyrektora. Pięć lat temu odszedł ze Szkoły. Przez pięć lat błąkał się po świecie. A dziś wraca, by dokończyć nie zakończone sprawy w teoretycznie nieistniejącej Szkole Morderców. Ciąg dalszy opowieści o chłopcu, który stał się j...