[Perspektywa Zary Xanthopoulos]
Znów wybuchłam śmiechem, prawie wylewając wino z kieliszka na pościel.
- I chcesz powiedzieć... - nie dokończyłam, bo kolejna salwa śmiechu stłumiła mój głos. Spojrzałam na jednookiego, który też śmiał się do rozpuku, ale nie ze swojej dobrze znanej mu historii, ale ze mnie.
Jasne włosy miał zmierzwione i nawet w słabym świetle lampki przy łóżku, połyskiwały jak zboże w czasie zbiorów. Opaska na oku z drewnianą wstawką była jak zawsze na miejscu, ale blizny po zastosowaniu licznych maści i specyfików od Deana zaczęły powoli znikać. Bez tej ilości linii przecinających jego twarz, wyglądał jeszcze przystojniej. I sposób w jaki na mnie patrzył... Zawsze z troską, a ostatnimi czasy ta troska osiągała niewyobrażalny poziom.
- Dokładnie tak. Przez moją głupotę prawie straciłbym dłonie - kiwał głową, zachowując powagę, choć przyjemnie patrzyło się na jego lewy kącik ust, lekko unoszący się do góry. Zawsze miał taką minę, gdy powstrzymywał się od śmiechu.
Pokręciłam głową, słysząc zakończenie jego opowieści.
- Nie mogłeś przecież wiedzieć, że za pokazanie kciuka w górę jest taka kara - zauważyłam, broniąc go i dopijając końcówkę wina z kieliszka. Tyr zachichotał.
- Co nie zmienia faktu, że nie musiałem strzelać do tych funkcjonariuszy - odparł z cichym parsknięciem. - Młody byłem. Żądny przygód. To było inne życie i inny Tyr - westchnął z nutą melancholii. Zamruczałam, odsuwając już pusty kieliszek od warg.
- Przypominałeś Indiane Jons'a, z tych starych filmów, które mi pokazywałeś - zachichotałam cicho. Tyr uśmiechnął się i spuścił na mnie wzrok. Pogłaskał ostrożnie moje nagie ramie, milcząc i wpatrując się we mnie dziwnie.
- O co chodzi...? - zapytałam, czując jak uszy mi czerwienieją. Tyr uśmiechnął się tylko szerzej i pochylając lekko głowę złożył bardzo delikatnego całusa na moim czole.
- Po prostu... Cieszę się, że znów się śmiejesz - wyjaśnił cicho, już innym tonem głosu. Łagodny uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy. Odstawiłam kieliszek na szafkę i okręciłam się, by spojrzeć narzeczonemu w oko.
- Jesteś tu ze mną... Dlaczego miałabym być smutna? - zapytałam, siląc się na kusicielski ton. Jednak wiedziałam, że to nie było w moim stylu, a moje próby najwyżej rozbawią Tyra. Choć mężczyzna nie wyglądał a specjalnie rozbawionego, za to świetnie bawiło mu się moimi pasmami włosów.
- Ale jest też tutaj... On... - przypomniał zamyślony. Zrezygnowana, położyłam głowę na jego piersi i przysłuchiwałam się leniwemu biciu serca.
Chodziło mu o Zectora, rzecz jasna. Nie mógł mu zapomnieć, nie potrafił zrozumieć, tak samo jak ja. Tyle, że ja starałam się o tym za wszelką cenę nie myśleć, a Tyr ilekroć miał możliwość to wspominał go, jakby oczekiwał jakiejś mojej reakcji.
- Prosiłam byś o tym zapomniał. Nie chcę tego pamiętać...
- Nie może mu to ujść na sucho - wymruczał pod nosem, a jego pełne blizn dłonie, lekko zacisnęły się na mojej gładkiej skórze. Westchnęłam tylko i przysunęłam się bliżej twarzy Tyra, aż nasze nosy trącały się wzajemnie.
- Wiesz, że ujdzie. To morderca w Szkole Morderców. Dean może go karać, ale... co areszt może zrobić komuś takiemu? - skwitowałam cicho, ale cierpka mina mojego narzeczonego mówiła aż za wiele.
Odetchnęłam zrezygnowana i jeszcze raz, z powagą spojrzałam mu w oko.
- Gdy już się pobierzemy, a ja zostanę długowieczna, możliwe, że... uda nam się stąd uciec - szepnęłam. - Uda nam się stąd uciec, zamieszkać w spokojnym mieście, w przytulnym domku... Co ty na to?
- Ty, ja i spokojne życie? - Uśmiechnął się błogo. - Moje najpiękniejsze sny...
- Ty, ja i może... kiedyś ktoś jeszcze? - zaproponowałam niepewnie, lekko przygryzając wargę. Tyr wyglądał na zbitego z tropu.
- Ktoś jeszcze w sensie... Pies? - upewnił się, a ja zaśmiałam się z lekką obawą, czy mężczyzna żartuje.
- Nie głuptasie. No... Dziecko - powiedziałam, czując się coraz głupiej. Miałam wrażenie, że w tym słabym świetle twarz Tyra zrobiła się okropnie blada.
- No tak... Najpierw zajmijmy się ślubem, a potem papierkową robotą, która zapewni nam wolność... okej?
Chyba Tyr był wtedy przestraszony perspektywą potomka. A może się obawiał czegoś innego? Czegoś, o czym nie miałam zielonego pojęcia, a jego zachowanie wynikało ze wstydu?
- Okej - skinęłam głową z uśmiechem.
CZYTASZ
Szkoła Morderców II
Mistério / SuspensePięć lat temu zabił dyrektora. Pięć lat temu odszedł ze Szkoły. Przez pięć lat błąkał się po świecie. A dziś wraca, by dokończyć nie zakończone sprawy w teoretycznie nieistniejącej Szkole Morderców. Ciąg dalszy opowieści o chłopcu, który stał się j...