Siedziałem obok łóżka, gdzie aparatura wydawała z siebie miarowe piknięcia. Twarz Deana była rozluźniania, a oddech równy, choć słaby. Jakby spał.
Jakby spał... wolałem sobie to powtarzać niż "nie wiemy czy się obudzi".Blisko dwie godziny po przyjęciu serum czekałem z Zarą, Artym i Sky pod drzwiami. Tyr z Alvą nadal byli w środku i starali się pobudzić akcję serca Trzeciego.
Atmosfera była napięta. Sky spacerowała w te i we te, jakby rozładowując napięcie, które nią targało. Zara opierała się o ścianę przy drzwiach. Jej twarz nie okazywała wielu emocji. Zresztą jak zawsze odkąd ją znam. Nie okazuj uczuć, nie okazuj łez. Nawet gdy ją gwałcono, gdy ją raniono... była silna. Teraz stała w milczeniu, patrząc co jakiś czas na mordercze tempo spacerów Sky.
- Druga godzina - oświadczyłem grobowo. Blondynka jęknęła cicho, jakby ta informacja dodała jej dodatkowego ciężaru na barkach.
Sam siedziałem na przeciw drzwi, wpatrując się to w zegarek na ręku, to w drzwi do szkolnego szpitala. Liczyłem sekundy, liczyłem minuty. Było trochę łatwiej uświadomić sobie jak długo czekam. Z jednej strony chciałem wiedzieć jak długo już czekam. Ile czasu minęło. Z drugiej strony byłem wściekły na siebie, że uważam Deana już za martwego i liczę minuty, by określić godzinę zgonu.
W momencie, kiedy byłem prawie pewien iż za moment sam umrę przez ciężar atmosfery, drzwi uchyliły się powoli. To Tyr. Zara natychmiast rzuciła mu się w ramiona, okazując w końcu żal i ból jakie w sobie nosiła. Przerażające było widzieć te emocje na jej twarzy, jednak jeszcze gorsze było dostrzeżenie ich na twarzy Tyra. Był blady. Ściskał Zarę, jakby właśnie tego potrzebował. Drugiego człowieka.
Obawiałem się najgorszego.
Na szczęście nie zostałem zmuszony do pytania. Gdybym zaczął pytać, pewnie zacząłbym krzyczeć, a gdybym zacząłbym krzyczeć, wpadłbym w furię. Gdy już furia by minęła, po prostu zacząłbym płakać tak rzewnie, jak płakała Alicja w Krainie Czarów, tworząc wokół siebie morze.
- I jak...? - zapytał Arty za nas wszystkich. Tyr westchnął. To był dobry znak. Gdyby milczał, uznałbym, że nie wie jak przekazać nam najgorsze. Jednak gdy wzdychał, po prostu szukał słów by opisać nam co się dzieje.
- Żyje - oświadczył. - Ale nie obudził się jeszcze. Jeżeli nie obudzi się do rana... Nie wiem czy będzie miał szansę obudzić się już kiedykolwiek - wyjaśnił grobowym tonem.
Żyje, ale nie do końca. Świetnie.
Zrobiłem krok do przodu, w stronę drzwi. Tyr spojrzał na mnie niepewnie.
- Musisz odpocząć.
- Odpocznę tam.
- Chyba nie rozumiesz...
- Nie chce rozumieć - upierałem się. Zara odsunęła się już od narzeczonego i patrzyła to na mnie to na Jednookiego. Położyła mu dłoń na piersi, patrząc łagodnie.
- Niech czuwa przy nim. Najwyżej uśnie na jednym z łóżek. Albo nawet z Deanem. Nie sądzę by mu to przeszkadzało - uznała.
W tej chwili, wydało mi się to niesamowicie zabawne i smutne jednocześnie. Jednak po namowie kobiety, Tyr odsunął się, robiąc mi miejsce w drzwiach.
Minąłem próg, po raz kolejny dziś wchodząc do szpitala. Przyjęcie serum zdawało mi się już zupełnie nieistotne. Ot, kolejny element dodany do historii. Znaczący więcej niż w tej chwili rozumiałem.
Ale nie chciałem rozumieć. Niczego w tej chwili nie chciałem rozumieć. Nie chciałem rozwiązywać zagadek, nie chciałem walczyć z wyższym złem, nie chciałem uwolnić Szkoły oraz dzieci okrutnie potraktowanych przez los. Nie liczyło się już dla mnie tamto spotkanie z rodziną w zaświatach. Nic się już nie liczyło, niczego już nie chciałem rozumieć.
Usiadłem na stołku obok łóżka Deana. Miał zapadnięte policzki oraz nienaturalnie bladą twarz. Wyglądał jak świeży zombie. Jego wyraziste kości policzkowe tylko to potęgowały. Przerażające.
Dopiero teraz, gdy leżał w zwykłym podkoszulku, przykryty do pasa kocem, dostrzegłem jaki był chudy. Mimo mięśni, jego tkanka tłuszczowa była totalnie zminimalizowana. Na rękach było widać żyły. Na wewnętrznej części łokci prócz żył były także niewielkie blizny. Jedne stare - jak te od przypaleń papierosa, które nosił na sobie od dziecka - a inne nowe. Jak rany po strzykawkach.
Brał narkotyki? To przypuszczenie mną wstrząsnęło.
Być może mój wstrząs był uzasadnieniem wychowania w świecie, gdzie takie rzeczy były nie do pomyślenia. Mimo tego, palenie nie wydawało mi się tak abstrakcyjne jak branie w żyłę. Nie wiedziałem co o tym myśleć. A może nie chciałem.
Mimo wszystko, oddychał. Widziałem jak jego klatka piersiowa unosi się i opada miarowo. Zupełnie tak, jakby wszystko było w porządku, a Dean miał się zaraz obudzić. Zupełnie tak, jakbym znów w nocy przechodził korytarzem pokoju, a przez uchylone drzwi dostrzegałem śpiącego Dyrektora.
Gdy byłem z Kornelią, też spałeś? Czy może siedziałeś wściekły w łóżku, zastanawiając się jakie tortury by na niej zastosować? A może zastanawiałeś się, jakby to było być na jej miejscu? Lub chciałeś bym to ja zajął miejsce Kornelii, a ty moje?
Nigdy cię nie rozumiałem Dean. To chyba był nasz podstawowy problem.
- Braciszku...? - zapytał cichy głos. Ja skinąłem głową, nie odwracając się do Julie. Sama do mnie podeszła. Obrzuciła wzrokiem wrak człowieka jakim byłem, a potem przysunęła się do łóżka, do Deana. Pogłaskała go po głowie, z czułością niemal matczyną. Kiedy ona tak dorosła...? Kiedy z dziwnego dziecka, stała się szalenie niebezpieczną, ale kochaną dziewczyną? Umknęło mi to. Jak wiele innych rzeczy.
- Tyr mówi...
- Nie chce wiedzieć - wyszeptała, dość stanowczym szeptem. - Chcę tu zostać - dodała, cofając się nieznacznie i stając obok mnie. Pokiwałem głową. Cóż innego mogłem powiedzieć? Zabronić jej? I tak by nie posłuchała. Pewnie jeszcze rzuciłaby się na mnie z nożem.
- Prześpię się - oświadczyłem zamiast jakiegokolwiek komentarza do jej postanowienia. Wstałem ze stołka i opadłem na łóżko szpitalne, wątpliwej wygody.
Nadal czułem buzującą, obcą substancję we krwi. Nie mniej nie była n tyle agresywna, że dotyk żył sprawiał mi niewyobrażalny ból. Nie mniej, nadal było to czuć.
Wyraźnie.
- Jeśli poczujesz się zmęczona to wróć do pokoju - poprosiłem Julie. - Ja z nim zostanę. Popilnuję go.
- Dobrze - uznała. - Chciałby tego - dodała, a mi ścisnęło się serce. Mówiła tak, jakby już on nie żył.
A musi żyć.
![](https://img.wattpad.com/cover/90429503-288-k925869.jpg)
CZYTASZ
Szkoła Morderców II
Bí ẩn / Giật gânPięć lat temu zabił dyrektora. Pięć lat temu odszedł ze Szkoły. Przez pięć lat błąkał się po świecie. A dziś wraca, by dokończyć nie zakończone sprawy w teoretycznie nieistniejącej Szkole Morderców. Ciąg dalszy opowieści o chłopcu, który stał się j...