Rozdział XXI

3.1K 246 48
                                    

Patrzyłem z boku, przypalając papierosa, jak bliźniaki robią z Iskry i panny Jones miazgę. Współpraca w ich zespole wynosiła zero, a umiejętności walki wręcz jednej i drugiej, choć wysokie, nie uzupełniały się w żaden sposób. Nie rozdzieliły między sobą, która zajmuje się którym bliźniakiem, nie zadecydowały, czy działają ofensywnie, czy też czekają na ruch przeciwnika, tylko po prostu ruszyły do ataku, każda na swoją nutę. Efekt, a mianowicie obezwładnienie po dwóch minutach przez Artamte i Zectora, był do przewidzenia od pierwszej sekundy ćwiczeń.
Przyklasnąłem im działaniom, bo komentarz wydał mi się absolutnie zbędny.
- Chłopaki, odpuście im potem trochę, bo nie będą w pełni sił na misję - rzuciłem tylko w stronę bliźniaków, z czego doczekałem się potwierdzenia tylko od jednego.
Zector mizernie wyglądał i trudno było mu się dziwić. Po całej akcji z Tyrem, Zarą... Ostatecznie nie widziałem już po nim oznak przejęcia tamtą akcją, ale potrzebował jeszcze kilku dni by powrócić do świata żywych w całości.
Potem swój wzrok przeniosłem na Mefistofelesa.
Długie włosy opadały wzdłuż jego pleców, związane mocno jakimś materiałem. Biała koszula, rozpięta na kilka guzików i czarne spodnie, mniej więcej do kolan - gdybym zobaczył takiego gościa na ulicy, z drugiego końca autostrady wiedziałbym, że to typ co się prosi o guza. Ale już doświadczenie podpowiadało, że może to tylko wygląd, ale gość nie dość, że tobie guza nabije, to wyśle do szpitala w stanie ciężkim jeśli odważysz się wspomnieć coś o jego włosach.
- Rusz się Roszpunko - pośpieszyłem go. - Ćwiczenie z ochrony VIP-a. Vogel, ty stań na środku sali - przywołałem Niemca, który chyba usiłował stopić się ze ścianą, byle nie zostać przeze mnie zauważonym. Ale nie ma tak łatwo, jeśli akcja wejścia i przejęcia informacji miała wypalić, musieliśmy wypróbować wszelkie możliwe scenariusze.
Vogel, bardzo powoli przeszedł przez salę i staną w wyznaczonym miejscu, posłusznie się nie poruszając. Nie mam zielonego pojęcia po co zakładał dresy, skoro rozmiar dziecięcy jest dla nie odpowiedni, ale podkoszulek z logo mógł sobie darować - chude obojczyki wystawały, a mięśnie były okrutnie uwidocznione.
Gdy tylko chłopak staną na środku, jaśnie pan Mefisto ruszył tyłek i stanął zaraz za jego plecami, z drwiną przypatrując się niskiemu Europejczykowi.
- Ochrona VIP-a - powtórzyłem. - Vogel, daj się przeprowadzić Mefisto, a ty Roszpunko, przeprowadź VIP-a przez dwa potencjalne zagrożenia - wyjaśniłem, najprościej jak się dało. - Wszystkie chwyty dozwolone, tyczy się to ochroniarza jak i atakujących - dodałem, dla zaostrzenia sytuacji.
Bliźniaki zsynchronizowani skinęli głowami, a Vogel wymruczał coś w odpowiedzi. Mefisto nie był łaskaw nawet wysłuchać, bo ziewał tylko co chwilę.
- Gotowi... Jazda - zawołałem, a bliźniaki ruszyły przed siebie, w stronę środka sali, pewnym i nieustępliwym krokiem, jak dwa lustra. Vogel stał za to jak ta sierota i nie bardzo wiedział co robić, więc gdy ręka Mefistofelesa popchnęła go w stronę Zectora, Niemiec prawie się przewrócił. Uratował go szok samego Zectora, jak i Artmatego.
- Chyba miałeś go chronić - przypomniał Artmate, ale Mefisto tylko wzruszył ramionami, z niewinnym i czystym uśmiechem.
- Nie czuję potrzeby chronienia tego malca. Nikt przy zdrowych zmysłach nie próbowałby go przejąć, ale od razu zabić, więc tylko ułatwiłem wam zadanie - wyjaśnił, jakby przytaczał wiadomości z porannej gazety.
Przetarłem twarz ręką i zaciągnąłem się papierosem. Z tym gościem, będę wypalał dziesięć paczek dziennie.
- Mefisto, mógłbyś nie robić scen i wykonać moje polecenie...? - zaproponowałem zirytowany. - Miałeś najprostsze zadanie, a i tak je zwaliłeś...
- Ułatwiłem zadanie przeciwnikowi. Niektórym się zdarza - odparł nad wyraz spokojnie, ale podejrzanie donośnie. Jakby chciał wszystkim to ogłosić.
- W naszej misji chodzi o to by jak najbardziej utrudnić zadanie przeciwników - przypomniałem. - Weź się w garść, przecież to tylko osłanianie jednej osoby...
- Kiedy ja nie mam ochoty ochrania tego "VIP-a" - odparł, nadal okrutnie spokojnie, co zdrowo działało mi na nerwy. Vogel za to... no normlanie chyba zasnął na stojąco, bo nie wykonał nawet najmniejszego ruchu.
Iskra zignorowała moje wcześniejsze polecenie stania pod ścianą i zbliżyła się do Mefistofelesa.
- Hej, nowy - rzuciła zaczepnie, prosząc się o guza. - Ładnie to tak nękać Vogela? To ja jestem jego dręczycielką.
- A co, podpisałaś go? - parsknął śmiechem. - Ja go nie dręczę. Po prostu nie mam zamiaru ochraniać tego gościa. Nigdy. Nawet zbliżanie się sobie odpuszczę - powiedział, jakby miało to cokolwiek wyjaśniać. Iskra prychnęła.
- Nie masz do niego szacunku? Naprawdę? Wiesz kim on jest? - zapytała, nadal pewna siebie. Na twarzy Mefista wykwitł uśmiech.
- No cóż... - spojrzał na Vogela, który odważył się unieść głowę do góry. - Powiedz nam, kim ty w końcu jesteś? - zapytał, a drwina wylewała się z jego ust jak osocze z paszczy jadowitego węża. Jad, ugodził w samo serce Vogela, bo ten zdołał się tylko cofnąć.
Obserwacja tego stała się nudna, a już wystarczająco długo czekałem z zareagowaniem. Bezgłośnie zbliżyłem się do kuzyna i złapałem go za kark. Prawdopodobnie wiedział, że zbliżałem się już od pół metra, ale pozwolił mi się obezwładnić.
- Mefisto? Jakieś wyjaśnienie?
- Nie będę pracować z tym czymś - wysyczał, nadal dumny ze swojego zachowania. Kątem oka zarejestrowałem jak Vogel kuli się, pod ciężarem słów chłopaka. Dupek widocznie już zdążył owinąć małego wokół palca.
- To coś zagroziło najlepiej zorganizowanemu państwu w Europie - zauważyła nagle panna Jones, chyba poruszona całym zdarzeniem. - To coś obrabowało bank Szwajcarski z grubych milionów oraz musiało uciekać od kary śmierci za przejęcie państwowych dokumentów...
- Chyba nie znasz połowy prawdziwych przewinień - zauważył Mefisto, a ja sam zmarszczyłem brwi. Nie tylko ja, bo i Iskra, oraz bliźniacy, nie wtrącający się póki co, również byli zaskoczeni jego słowami. Tylko panna Jones stała pewnie, dumnie wyprostowana, a Vogel...
- Zamknij się już... - szepnął Niemiec do Mefista, co wywołało jego gromki śmiech. Śmiech drwiny, poniżający samym brzmieniem. Vogel dumnie znosił upokorzenie.
- Bo co?
- Bo... Dowiem się czegoś i o tobie... - wyszeptał, a między ciemnymi włosami błysnęło wyładowanie elektryczne... w sensie jego oczy. Mefisto uspokoił się, ale nadal patrzył z wyższością na Niemca, jakby miarkując ile może wiedzieć.
Kurwa mać, wyszuka jeszcze jakieś tajemnice? Jeszcze więcej? Co jest nie tak z tą Szkołą? Dlaczego nic nie wiem, dlaczego Vogel i Mefisto się nawzajem szantażują i... Czy ktoś może pójść kupić mi nową paczkę papierosów!?
- Wracamy do treningu - zarządziłem, puszczając kark kuzyna i wyjmując z ust już wypalonego papierosa. - Jones i Iskra, robimy powtórkę, tym razem zgrajcie się choć trochę...
- Hell - przerwał mi Zector, grobowym głosem. - Niech Mefisto i Iskra walczą w duecie. Lepiej się uzupełniają. Komendant zajmie się ochroną VIP-a, bo ma większe obeznanie z obowiązującymi zasadami - zaproponował. Chwilę mierzyłem ponuraka wzrokiem, ale w końcu musiałem sie zgodzić.
- To zróbmy tak. Iskra, nie pogryź Mefista - dodałem, widząc jak ta lwica już szczerzy kły. Jadowity wąż i dziki lew, to może być ciekawe połączenie.
Odszedłem na swoje miejsce, a Vogel i panna Jones zniknęli w kącie sali. Widziałem jak Kornelia pośpiesznie tłumaczyła coś Niemcowi, a ten tylko kiwał powoli głową, przyjmując nowe informacje.
W tym czasie Mefisto i Iskra, stanęli ramię w ramie, mierząc wzrokiem przeciwników, jakimi byli Artmate i Zector. Iskra, pewnie znów poleci bez opamiętania, ale jeśli Mefisto wykorzysta jej siłę, zaatakuje podstępem. Ale skoro ja to podejrzewałem, to bliźniaki już to od dawna wiedzieli.
- Jak idzie? - zapytała Sky, niespodziewanie pojawiając się obok mnie. Spojrzałem na nią kątem oka.
- Jak po gruzie - przyznałem szczerze. - Po co przyszłaś?
- Chciałam zobaczyć Mefistofelesa w akcji - odparła. - Próbowałam z nim rozmawiać gdy był w celi, ale nie znaleźliśmy wspólnego języka - wyjaśniła, na co parsknąłem śmiechem. Czyżby naszej kochanej Sky wracało poczucie humoru?
- Właśnie dostaje baty od Artmatego - zauważyłem, rejestrując przebiegającą walkę.
- Nic dziwnego - mruknęła. - Arti nie miał przerwy, podczas której siedział w kaftanie bezpieczeństwa.
- No i jest mniej pewny siebie niż Mefisto - dodałem. Sky uśmiechnęła się błogo.
- Jak na psychopatę wyraźnie widzi granicę swoich możliwości...
- Pojmujesz, że jesteś poza tą granicą? - przerwałem jej sielankę. Sky drgnęła, a potem cała zesztywniała, jakby robił jej niewyobrażalną krzywdę.
- Nie wiem o co ci chodzi...
- Kiepski obiekt westchnień wybrałaś - kontynuowałem, chłodnym tonem. - Artmate i Zector nie są po prostu psychopatami. Oni inaczej dobierają i rozumieją emocje. Ich rozwój pod tym względem zatrzymał się w momencie, gdy zabili po raz pierwszy...
- Wiem przecież... - wyszeptała. - Nie musiałeś mi o tym przypominać...
- Wydawałaś się być tego nieświadoma - odparłem tylko i z przyjemnością patrzyłem jak Mefisto pada na matę, a zaraz po nim Iskra, wyczerpani i rządni rewanżu.
Artmate wyciągnął uśmiechnięty dłoń do brata, po piątkę, ale ten go z pełną premedytacją zignorował, co ani trochę nie osłabiło entuzjazmu kolorowego.
- To była dobra walka! - zakrzyknął dumny, choć patrząc na dwójkę pokonanych, niewiele brakowało, a dostałby w zęby.
- Przyzwoita, to fakt - przyznałem, zostawiając samą Sky i podchodząc do bliźniaków. - Lepsze zgranie i uzupełnianie sił, co nie?
- Ale muszą potrenować. Nie widzę zaufania partnerowi - zauważył sucho Zecotr. Wzruszyłem ramionami.
- Dziwisz się? W tej Szkole trudno komuś ufać... - mruknąłem, a potem musiałem słuchać przekleństw wyrzucanych na zmianę z ust Iskry i Mefista. Oni się szybciej sami wykończą, niż wróg ich.
Iskra poirytowana wstała w końcu z materaca i spojrzała z mimo wolnym uznaniem na bliźniaków.
- Macie bezbłędną taktykę - przyznała, a Artmate zaśmiał się zawstydzony. Zector po prostu skinął głową.
- Siedzimy w tym od dziecka i zawsze działamy razem...
- Nie ma takiego drugiego duetu - zaśmiał się Artmate, obejmując brata, a mi wyrwał się śmiech.
- Ano nie ma. Równie postrzelonego pewnie też nie znajdziecie - dodałem, na co dostałem kuksańca od kolorowego. Mefistofeles obserwował to bardzo uważnie, co napawało mnie obawami.
- Jesteście bardzo zżyci, choć wiecie, że jeden drugiego mógłby w każdej chwili zabić - zauważył. Wzruszyłem ramionami, pogodzony z rzeczywistością.
Naszą sielankową wymianę zdań przerwała panna Jones, podchodząc do nas z dziwnym uśmiechem.
- Możemy powtórzyć ćwiczenie z VIP-em? Ktoś chciałby się odkuć - poprosiła. Lekko uniosłem brwi i zerknąłem na Vogela, który nadal stał z opuszczoną głową. Mefistofeles parsknął z pogardą i już chciał coś powiedzieć, ale w porę posłałem mu uciszające spojrzenie.
- Iskra, trzymaj go, bo sam zaraz odstrzelę mu ten zakuty łeb - powiedziałem chłodno, a dziewczyna z przyjemnością wykonała moje polecenie. - Dobra, chłopaki, to co wcześniej - rzuciłem do bliźniaków i cofnąłem się, znów stając obok Sky. Panna Jones, wraz z Vogelem stanęli na środku sali i czekali na zbliżających się bliźniaków.
- Nie ufasz pani komendant?
- Nie ufam nikomu na dobrą sprawę, Sky - odparłem. - Ale teraz, po prostu nie wiem, czego się po niej spodziewać - dodałem, mrużąc oczy, gdy bliźniaki ruszyły w stronę VIP-a i ochroniarza.
Artmate skoczył pierwszy. Panna Jones sprawnie powstrzymała go przed choćby dotknięciem VIP-a, ale Zectorowi udało się przebić przez jej ochronię i pociągnął Niemca do tyłu. Bezwładne ciało nastolatka cofnęło się, ale nie upadło. Vogel naprężył mięśnie nóg, utrzymując się kilka centymetrów nad ziemią. Zbliżył swoją twarz do ucha Zectora i...
Ponurak osunął się z wyrazem otępienia na twarzy. Kolanami uderzył w materac i tak zastygł.
Vogel wyminął Zectora i ruszył w stronę panny Jones, która mocowała się jeszcze z Artmate. Gdy tylko zauważyła zbliżającego się Vogela, gwałtownie odsunęła się w bok. Artmate runął na Vogela, który przytrzymał go na tyle długo, by tak jak jego bratu, wyszeptać coś na ucho. Po tym czynie, Artmate zastygł, zupełnie bez wyrazu, a na jego dłoniach pojawiły się drgawki.
Patrzyłem na to z wytrzeszczonymi oczami, a potem na unoszącą się głowę Vogela, z triumfalnym uśmiechem na ustach. Panna Jones poklepała go po głowie, lekko czochrając jego czuprynę, na co Niemiec rzucił jakąś uwagę. Komendant tylko się zaśmiała, wyraźnie dumna.
Niepewnie zbliżyłem się do VIP-a i ochroniarza.
- Co tu się odwaliło? - zapytałem niepewnie, patrząc na nadal skamieniałych bliźniaków. - Popsułeś mi trenerów!
- Zaraz minie - zapewnił mnie Niemiec, nie kryjąc szczęścia. - Wykorzystałem tylko swoje informacje. Nie zadziałało by to prawdopodobnie na nikogo innego, ale oni... Mają jeden delikatny punkt, którego naciśnięcie skutkuje tym - wyjaśnił. Domyślałem się jaki to był punkt, bo sam umiałem go idealnie wykorzystać.
- Znaj swojego przeciwnika. - Powiedziała panna Jones. - Działa to w policji, jak i w Szkole Morderców - dodała uśmiechając się.
Nie doceniłem jej, to był mój błąd. Pozwoliła wykorzystać atut Vogela - wiedzę - dokładnie w sposób jaki był im niezbędny. Panna Jones umyślnie przepuściła Zectora przez swoją obronę, zajmując się Artmate i dając czas na rozdzielenie braci, by nie mogli się wesprzeć. Wtedy po kolei Vogel wykorzystał informację o bliźniakach, która była ich najpilniej strzeżoną tajemnicą.
To wszystko wina tego uśmiechniętego wisielca.
Nie wierzę, że nadal to działało.
- Naprawdę... Brawo - przyznałem, jeszcze lekko oszołomiony. - Idealnie rozegrane, choć nie skuteczne w innych okolicznościach... To rozbroiliście jednych z najlepszych morderców na świecie.
- To Vogel - uparła się panna Jones - Ja powiedziałam mu tylko jak wykorzystać jego talent - uśmiechnęła się do Niemca, który oblany lekkim rumieńcem pokiwał z wolna głową.
Trochę żałosne, ale i słodkie.
Mefisto pojawił się za plecami Vogela jak duch. Pochylony, on także wyszeptał słowo na ucho Niemca, a potem ruszył ku drzwiom, potrącając przy tym Sky. Nikt nie zamierzał go powstrzymać, a sam Vogel pobladł gwałtownie. Nie odezwał się już słowem, nawet gdy bliźniaki wróciły do normy.
Jeśli w oczach Niemca, błyskały wyładowania elektryczne, to między tą dwójką iskry skakały jak głupie.

Powoli zapukałem do drzwi sypialni w pokoju. Akademik był opustoszały, ponieważ trwał wykład Honesta, ale wiedziałem, że w tym pokoju ktoś jest. Nie wychodziła za często na wykłady, więc musiała się tutaj chować przed pozostałymi uczennicami mieszkającymi w pokoju.
Gdy na pukanie odpowiedziało "proszę", wszedłem do sypialni panny Jones. Kobieta w czarnym podkoszulku i dresach czyściła w najlepsze policyjną broń.
- Dbasz o sprzęt? Urocze.
- Dzięki temu wiem, że w czasie żadnej z akcji broń się nie zatnie, ani nie spowoduje szkód - odparła regulaminowo. - Co pana do mnie sprowadza, panie Aliquid.
- Wystarczy Hell - powiedziałem odruchowo. - Chciałem pani pogratulować występu na siłowni, panno Jones.
- Wystarczy Kornelia - powiedziała, mniej odruchowo ode mnie, chcąc zachować spokojną rozmowę bez podkreślania swojej pozycji. - Mówiłam, że to była zasługa Vogela...
- Proszę mnie brać na poważnie - przerwałem jej, chłodniejszym tonem. - Oboje wiemy, że to była odpowiedź, by zaskarbić sobie sympatię tego niepozornego Niemczyka.
Kornelia uważnie zlustrowała mnie wzrokiem zaciskając usta. Nie było jej już tak do śmiechu. Nie planowałem jej w żaden sposób grozić, skądże znowu, po prostu chciałem upewnić się na czym stoimy w naszej współpracy.
- Wydaje ci się, że udało mi się? Polubił mnie?
- Trochę trudno to określić komuś takiemu jak ja, ale uważam, że jesteś na najlepszej drodze - przyznałem, zgodnie ze swoimi przemyśleniami. - Tylko po co o wszystko...?
- To tajne informacje - odparła.
- To znaczy, że mam je wyciągnąć siłą? - upewniłem się, unosząc brwi. Panna Kornelia, uśmiechnęła się lekko.
- Proszę pamiętać, że jestem nietykalna. Nawet Dyrektor cię nie osłoni przed Rządem, a wtedy Szkoła ostatecznie przestanie istnieć - powiedziała bardzo spokojnie.
- Na pewno jesteś normalna? Twoja pewność siebie zaczyna mi przypominać własną - parsknąłem, na co Kornelia ponownie się uśmiechnęła.
- Nie jestem pewna, czy to komplement - zauważyła, a ja zdążyłem się z szokiem.
Ona mi pocisnęła? Jestem pewien, że właśnie to zrobiła. Trochę to było dziwne, a jej odwaga... Musiała być pewna swoich pleców i zabezpieczeń.
- Ja jestem bardzo pewien siebie...
- Ale ja jestem w tym utwierdzona. Wiem, że mam na kim polegać - odparła, krzyżując ręce na piersiach. Prychnąłem z kpiną.
- W tym świecie, nie do końca to tak działa, słonce - zwróciłem jej uwagę. Kornelia uniosła rozbawiona brwi.
- Chcesz mnie pouczać? Ty, o spaczonej psychice?
- Wszyscy jesteśmy ludźmi, a to samo w sobie, czyni nas nienormalnymi - odparłem, pewny swego, a panna Jones postanowiła chyba ustąpić.
- Jak chcesz...
- Chcę wielu rzeczy - zgodziłem się, zbliżając do niej. - A w tej chwili, mam ochotę na odrobinę smakowitych informacji - zauważyłem, oblizując się i nadal zmniejszając między nami odległość. Kornelia utrzymywała przynajmniej pozory spokoju.
- Obowiązuje mnie tajemnica Rządu - powtórzyła starą śpiewkę, dość cicho, oddychając płytko. Uśmiechnąłem się drapieżnie.
- Kojarzysz Zarę? Kiedyś jeden z bliźniaków przelizał ją tak intensywnie, że powiedziała mu wszystko, czego chciał wiedzieć - przytoczyłem. - Nigdy tego nie próbowałem, chcesz być moim królikiem doświadczanym? - zaproponowałem słodko, kładąc dłonie na tali kobiety.
Jednak Kornelia, po prostu roześmiała mi się w twarz.
- Przeszłam szkolenia przeciwko czemuś takiemu, pysiu - zapewniła mnie, nie kryjąc rozbawienia. - Spróbuj tego na Dyrektorze, to może czegoś się dowiesz, ale ode mnie możesz dostać najwyżej całusa w czółko - dodała, chichocząc jak małą dziewczynka, czytająca sprośne gazety tatusia.
Odsunąłem się, z obrzydzeniem wycierając dłonie w spodnie.
- Jesteś okrutna, słońce - zauważyłem urażony, a Kornelia zaprzeczyła głową.
- Jestem oddana sprawie, pysiu - sprostowała.
Pokręciłem głową, lekko załamany, jak bardzo nie po mojej myśli przebiegła ta rozmowa. Skierowałem się pogrążony w myślach, ale zawahałem się, gdy trzymając już klamkę, Kornelia odchrząknęła głośno.
- Tajemnice są czasem potrzebne. Nie warto znać ich wszystkich - zauważyła poważnie. Obróciłem się i spojrzałem prosto w jej oczy.
- Sama jednak zauważyłaś "Znaj swojego przeciwnika" - przypomniałem i już ciszej, bardziej do siebie, dodałem: - A tutaj wszyscy mogą być moimi przeciwnikami...










#Rozdział był gotowy już 8.08 ale pomyślałam, że nie będę was tak rozpieszczać ;P
Podzięujcie tym trzem potworom, które zaspamowały ostatni rozdział... shit to straszne xD

#Capricornus

Szkoła Morderców IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz