Cudowna noc

2.2K 125 100
                                    

Blask księżyca w pełni oświetlał stuletnią wiśnię, nadając jej kwiatom zupełnie nowy odcień. Za dnia ich płatki były po prostu bladoróżowe, teraz mieniły się srebrzyście. Konar drzewa zbladł,
a jego otoczenie przybrało granatowe i niebieskie barwy. Lampy, oświetlające teren, zapewniały widoczność, jednocześnie nie psując atmosfery tego miejsca po zmroku. Żółte światła bardzo by mi tu przeszkadzały. Te były jednak jasne, niemal białe. Jestem bezbronna. Całkowicie pochłonął mnie nastrój tego krajobrazu.

- Uwielbiam spacerować, gdy nie śpię. - Usłyszałam łagodny, ciepły ton.

- Cierpisz na bezsenność? - Zapytałam, odwracając się. Poznałam Leiftana po głosie. Jego mogłam spytać wprost, nie jest tak drażliwy jak co niektórzy.

- Wręcz przeciwnie. Zwykle śpię jak zabity i Amaya ma problem mnie dobudzić. - Mówiąc to, uśmiechnął się, unosząc brwi. Zawsze tak robi, gdy mu głupio. - Po prostu jestem silnie związany z księżycem, dlatego lubię spacery przy jego blasku - wyjaśnił, otwierając oczy.

- Ah, ten Lorialet... - westchnęłam, jednocześnie uśmiechając się życzliwie. - Nie brakuje ci czasem towarzystwa?

- A co? Nie możesz zasnąć? - Trochę się droczył, a trochę martwił.

- Spałam jakieś trzy godziny. Potem obudziłam się i coś mnie podkusiło, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Jeśli jednak odsyłasz mnie do łóżka, to już tam wracam...

Byłam ciekawa jego reakcji. Ruszyłam w kierunku kiosku centralnego. Kiedy mijałam Leiftana, chwycił mnie za nadgarstek. Jego zielone oczy wpatrywały się we mnie z wyczekiwaniem. Blond warkocze delikatnie poruszały się na wietrze. Moje włosy również nie pozostawały statyczne. Czasem zasłaniały mi twarz mężczyzny, ukrywały mnie przed jego przenikliwym, a równocześnie tak czułym spojrzeniem... Nie potrafiłam odejść, zostawić go tu. Nie chciałam też ulec zbyt szybko. Nie mogę być na każde jego skinienie, czy może raczej zerknięcie.

- Nie odsyłam. - Odezwał się. Ma szansę mnie zatrzymać. - Chodź ze mną. – Pociągnął mnie tak, żebym już nie stała do niego bokiem, lecz twarzą w twarz. Spojrzał mi głęboko w oczy. – Proszę.

- Rozważę Twoją prośbę. - Siliłam się na stanowczy ton. Tak naprawdę moje serce przyspieszyło rytmu i osłabło mi czucie w nogach.

- Nie potrzebujesz tej skorupy przy mnie.

Mimowolnie otworzyłam szeroko oczy. To samo powiedział, kiedy przyszedł mnie pocieszyć po tej nieszczęsnej misji w Balenvii. Dobrze wiem, że mogę mu ufać. I że i tak przejrzy mnie na wylot. Nawet mi się podroczyć nie da, tylko mnie rozbraja jakimś poruszającym tekstem. Mam nadzieję, że jestem przez niego traktowana wyjątkowo. Nie chcę, żeby z innymi rozmawiał w taki sposób. Teraz rozumiem postawę tej jego Panalulu. Urocze stworzenie. Może kiedyś mnie polubi.

- Choćby i na koniec świata - wyszeptałam, spuszczając wzrok zawstydzona. Moje serce już kompletnie zwariowało.

- N-naprawdę...? - Kiedy rzuciłam przelotne spojrzenie na jego twarz, on również wyglądał na zakłopotanego.

- Ale to innym razem. Dokąd teraz mnie zabierzesz? - Starałam się uczynić rozmowę mniej krępującą.

- Nie myślałem nad tym. - Uśmiechnął się łagodnie. - Chciałem po prostu się przejść. Miejsce nie ma dla mnie większego znaczenia. Pragnę tylko... lub aż... Twojego towarzystwa.

- W takim razie chodźmy. - Chwyciłam go za rękę i spojrzałam w oczy, oczekując na jego ruch.

Przeszliśmy wolnym krokiem obok kiosku i skierowaliśmy się do ogrodów. Moglibyśmy wykorzystać ten czas na rozmowy, jednak atmosfera sprawiała, że słowa były zbędne. Czułam błogi spokój, ciepło jego dłoni i przyjemne, chłodne, rześkie powietrze. Wszystko wokół spowiły odcienie mojego ulubionego, niebieskiego koloru. Gwiazdy migotały w swoich tajemniczych zbiorach, których nigdy nie potrafiłam dostrzec. Zapewne w Eldaryi i tak tworzą one inne wzory niż na Ziemi. W każdym razie, nie było się czym przejmować. Spacerowałam z najbliższą mi w tym świecie osobą i chłonęłam nastrój wyjątkowo pięknej nocy. Zatrzymaliśmy się obok fontanny.

- Bonusowy księżyc dla Ciebie! - Zażartowałam, wskazując odbicie tarczy w tafli wody. Chociaż usłyszał słaby dowcip, zaśmiał się. Musi mnie naprawdę bardzo lubić.

- Nie tylko on. Widać tu też gwiazdozbiór Afrodyty - wskazał coś palcem.

- Tej z mitologii? Ezarel wspominał, że błędnie nazywamy to mitami, ale lepszego określenia nie znam... Gdzie?

- Tak, bogini urody i miłości. Choć jestem rozczarowany, że to nie ja uświadamiam Ci jej istnienie. - Westchnął, odwracając wzrok.

Ustawił mnie tak, żebym widziała fontannę z tej samej perspektywy, co on. Stał za mną. Bliżej nawet niż wtedy, gdy zakładał mi naszyjnik. Chyba wciąż nie podziękowałam mu za ten prezent. Niezwykle roztargniona ze mnie osoba. Leiftan zaczął mi pokazywać gwiazdka po gwiazdce całą ich konstelację. Potem kazał mi spojrzeć w górę. Oparłam tył głowy na jego ramieniu.

- Niesamowite! - Szepnęłam z zachwytem niemal wprost do jego ucha. Odsunęłam się
i odwróciłam ku blondynowi.

- Cieszę się, że ci się podoba. - Uśmiechnął się promiennie.

Zbliżył swoja twarz do mojej. Miałam małe deja vu. Jednak tym razem nie mogę stwierdzić, że żartowałam, bo niczego wcześniej nie powiedziałam. Zrobiło mi się gorąco. Mój oddech stał się płytki. A co jeśli znów mnie podpuszcza? I gdzie, do cholery, podziało się całe to chłodne powietrze? Jest coraz bliżej. Położył dłoń na moim policzku. On też jest rozgrzany. Skąd tyle ciepła w środku nocy?

- Z energii - zaświtało w mojej głowie.

Wytwarzanie większych jej ilości spowodowane jest przyspieszoną akcją serca. To tylko adrenalina. Uczucia są poziomem hormonów... Logiczne myślenie im jednak nie przeszkadza. Dlatego ja też się zbliżyłam.

Patrzyłam mu w oczy, chociaż mój wzrok był lekko zamglony. Jego usta musnęły moje. Wtedy zamknęłam na chwilę powieki. Drugi raz. Za trzecim nie otworzyłam już oczu i nie odsuwałam się. Po chwili jego język zaczął delikatnie krążyć po moich wargach. Przesunął trochę rękę. Ja jedną oparłam na jego torsie, a drugą zarzuciłam mu na szyję. Zaczął drapać mnie po głowie. Nie sądzę, żeby wiedział, jak bardzo to na mnie działa, ale jeśli się kiedyś dowie, będzie po mnie. Wtedy stanę się wobec niego kompletnie bezbronna.

Rozkoszowałam się tą chwilą. Smakiem tego pocałunku. Kiedy skończył, objęłam go i wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową tak, żeby nie widział mojej twarzy, zapewne całej w kolorze owocu czerwonego księżyca. Poczułam ulgę, słysząc, że jego serce również nie bije normalnym rytmem. Zaśmiałam się łagodnie. Trochę dla uspokojenia się, a trochę dla uzewnętrznienia tego, jaka byłam szczęśliwa. Po kilku głębszych oddechach zebrałam się w sobie i uniosłam wzrok. Leiftan patrzył na mnie wyczekująco, ale też z nutą satysfakcji i zakłopotania. To spojrzenie było bardzo niepewne. Pocałowałam go w policzek, czym, zdaje się, uświadomiłam mu, że ma się z czego cieszyć, bo momentalnie się uśmiechnął.

Potem jeszcze trochę rozmawialiśmy, ale to nie takie proste, kiedy ktoś wywołuje tak silne uczucia. Wcześniej znacznie łatwiej dało się nad tym panować. Teraz ciągle zerkałam na jego usta... Specjalnie pokazał mi ten gwiazdozbiór. Nawet się przyznał. Bezczelny. Ale jakże uroczy. Kiedy trochę ochłonęłam i zdałam sobie sprawę z późnej pory oraz niskiej temperatury, Leiftan narzucił mi na ramiona swój płaszcz i odprowadził mnie pod drzwi pokoju. Życzył dobrej nocy, pocałował w czoło i zniknął w korytarzu. Jest naprawdę cudowny.

�ԗ����

Zbiegi okoliczności nie istniejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz