Chwyciłam broń. Musiałam ją zwabić do siebie, by dokonać rytuału. A mimo to się cofnęłam, słysząc jej chowańce. Fakt, że Jamon i Valkyon schowali się za filarami, chociaż dawał im przewagę elementu zaskoczenia w ataku, nie uspokajał wcale mojej odkrytej osoby. Widok Nevry z nożem na gardle, przytulonym plecami do przeciwniczki, tym bardziej. Świętując swój sukces zawczasu, kobieta posłała blackdogi w kierunku ukrytych mężczyzn i zagroziła nam poderżnięciem gardła wampirowi, jeśli się nie wycofamy. Zgodnie z jej życzeniem, postąpiłyśmy kilka kroków do tyłu, na skraj kręgu, który dostrzegła, gdy było już dla niej za późno. Nevra oswobodził się żywym gestem i zaatakował kłami. Z przeraźliwym wrzaskiem, odrzuciła go i podniosła dłoń do szyi, a jej chowańce skoczyły, chcąc rozszarpać mu nogę.
Dla nas to stanowiło wystarczające rozproszenie. Usłyszałam, że Miiko i Hua rozpoczęły inkantację, więc dołączyłam do nich automatycznie. Tylko trzy próby a weszła mi w nawyk. Wyciągnęłam dłoń ku Naytili, krąg zalśnił, i znalazłyśmy się w jej umyśle. Dusił nas, przytłaczał jej nienawiścią. Mimo tego, mimo błądzenia i konieczności unikania pułapek, podążając za najodleglejszym głosem, brzmiącym słabo niczym echo, dotarłyśmy do wspomnienia. Zdawało mi się być najstarszym z poszukiwanych, ze względu na nikłe wołanie przed oraz rozmyty obraz po rozszyfrowaniu kombinacji do chroniącej je kłódki. Lecz chociaż mu brakowało ostrości, robiło piorunujące wrażenie.
Nasz pierwszy sukces okazał się gorzki. Rytuał, pozwalający usidlić blackdoga z pomocą daemona, wyglądał na zadający stworzeniu katusze. Nie mogłyśmy patrzeć na to cierpienie, więc pozwoliłam nam wysunąć się stamtąd, nim projekcja dobiegła końca. Huang Hua próbowała pocieszyć zdewastowaną Miiko, jednak znalazłam kolejne drzwi szybciej niż udałoby się jej otrząsnąć. Otworzyły się tak gładko, że kazałam dziewczynom trzymać gardę, spodziewając się pułapki. I słusznie. Trafiłyśmy na Naytili, która tylko udawała wspomnienie. Otoczyła Miiko wirującą, czarną mgłą, najwyraźniej rozpoznając ją jako najsłabsze ogniwo. Niemniej tym samym nie doceniła Huang Hua, która złożyła ręce w modlitwie i mamrotała nieznane mi formuły.
Tymczasem kitsune szarpała się zaciekle. Wreszcie uwolniła się, posłała niebieski płomień w ciemną masę, rozproszyła ją i odsłoniła osłabioną Naytili. Zadała ostateczny cios jej postaci. Dzięki temu zyskałyśmy dostęp do prawdziwego wspomnienia. Równie okrutnego, co poprzednie. Chociaż Miiko szczerze mi pogratulowała, wciąż wyczuwałam jej gorycz, mieszającą się w ustach z moją własną. Przygotowywałyśmy się na wszystko w dalszej drodze, a jednak... Spod ostatnich drzwi nie wiało zasadzką. Jakby Naytili odpuściła... Otworzyłyśmy drzwi i weszłyśmy jak jedna osoba prosto we wspomnienie, bez żadnych zabezpieczeń. Kobieta czuła się zdradzona, a jakieś głosy namawiały ją do zemsty. To mnie zaskoczyło, bo wcześniejsze sceny ukazywały jedynie rytuał, a w tym widziałyśmy coś więcej. Coś osobistego.
Do fenrisulfra mówiła troskliwie. Jakby rzeczywiście się nim przejmowała, a blackdogami wcale. Musiał wcześniej być jej chowańcem i sprawdzić się w zwiększaniu jej potęgi na tyle, że pragnęła, co zresztą sama wyraziła, by na zawsze pozostał u jej boku. Po skowycie Molocha i okrzyku przerażenia Miiko, wspomnienie przeszło w następne, gdzie już został zniewolony. Nie padło jednak żadne imię. A my zostałyśmy wypchnięte na powrót do labiryntu. Tyle że coś się zmieniło. Podczas gdy dziewczyny usiłowały zrozumieć sytuację, moje wnętrzności rozdarł ból i usłyszałam, jak Naytili przeprasza swoje stworzonko. W następnej chwili widziałam ją na posadzce w sali kryształu. Rytuał drzwi Janus-Geb został przerwany.
Natychmiast, póki przeciwniczka pozostawała nieświadoma, moje partnerki wykrzyczały zasłyszane w jej umyśle imiona. Pękły łańcuchy blackdogów. Oswobodzeniu towarzyszyło światło, jęk bestii i ich upadek. Scena mnie poruszyła, mniej jednak od wspomnień Naytili i spojrzenia fenrisulfra, który podbiegł do mnie, a którego oczy, oprócz nienawiści, zdawały się wyrażać smutek. Pod wpływem niejasnego przeczucia, wypowiedziałam jego imię. W błysku rozpadających się więzów i zbolałym skowycie, zwalił się na ziemię dwa kroki ode mnie. I chyba to ją obudziło. Bo przecież odrzuciłam wiarę w zbiegi okoliczności. Naytili, nie dość, że się podniosła, to wyciągnęła ręce w moim kierunku, odgrażając się, że mnie zabije za to, co zrobiłam Molochowi.
CZYTASZ
Zbiegi okoliczności nie istnieją
Fanfiction"Zbiegi okoliczności nie istnieją." Pewna bohaterka, wierząc w te słowa i desperacko się ich trzymając, postanowiła zostać w Eldaryi i wymazać swoje istnienie na Ziemi. Co później działo się z nią w świecie, który sama wybrała? Jak potoczyły się jej...