Energia życiowa - maana

522 52 3
                                    

Cameria płynnym ruchem ogromnego topora rozkruszyła kamienną płytę na drobniejsze, a co za tym idzie, mniej śmiercionośne odłamki. Chrome odepchnął Karenn i zasłonił ją własnym ciałem. Przede mną stanął członek Straży Obsydianu z tarczą w ręku. Większość skał z brzękiem odbiła się od niej i od zbroi każdego z nas, dlatego nikt nie został poważnie ranny. Kiedy piasek i pył zaczęły już opadać, a my chwilowo nie musieliśmy się osłaniać, wilkołak rzucił w kierunku groty fiolkę z bezbarwną cieczą. Szkło rozbiło się natychmiast po zetknięciu z twardą powierzchnią i dostrzegłam ulatniającą się z niego parę.

Nim zdążyłam się zorientować, poczułam coś za uszami. Gumki, przytrzymujące maskę, którą Karenn zakryła mi nos i usta. Członkowie Straży Cienia słyną z szybkości i zwinności, przez co dla mnie moment nieuwagi mógłby skończyć się tragicznie, gdybyśmy nie były po tej samej stronie. Nie powinnam była tracić czujności na misji. Nawet jeśli przed jednym niebezpieczeństwem udało nam się uchronić, to przecież nie miałam pewności, że za nim nie czyhało następne. Chyba zbyt bezpiecznie się przy nich czułam...

- Co Wy... - Odezwałam się z zamiarem zganienia chłopaka za tę samowolkę, myśląc, że użył jakiejś szkodliwej dla zdrowia substancji.

- Wyluzuj, sytuacja opanowana. - Zapewnił Chrome. - Tylko Ty nie kontrolujesz maany...

- To znaczy...?

- Ten środek, powiedzmy... - Zawahał się. - Zaburza jej działanie, więc trzeba się skupiać na zachowaniu czynności życiowych, no i nie da się jej użyć do atakowania. - Wyjaśnił. - Ale nie bój nic, Harpia tyle to na pewno potrafi. I wciąż będzie świadoma. - Uspokajał.

- Rozumiem, że maseczka chroni mnie przed oparami?

- Ta. Trochę zaufania, kobieto. Jesteśmy drużyną. - Wywrócił oczami. - Nie stresuj się tak i działaj. - Dał mi znać, że teraz moja kolej.

Pomyślałam, że mogę spróbować podjąć się rozmowy ze Scarlet. Oczywiście najpierw przeanalizowałam swoje położenie. O ile dobrze zrozumiałam, moi towarzysze również mieli ograniczone możliwości, jeśli chodzi o walkę. Przewagę zapewniał im jedynie fakt posiadania broni, których użycie wymagało nakładów siły fizycznej, nie witalnej. Choć podejrzewam, że maana zwykle pomaga wzmocnić ciosy. Do tego mieliśmy różne eliksiry. Wyposażenie Harpii pozostawało nieznane, jednak z informacji, zdobytych wcześniej w wiosce wynikało, iż uciekała, bo była przerażona swoimi niszczycielskimi mocami. To mogło oznaczać, że nie zdążyła niczego ze sobą zabrać, więc pozostaje jej jedynie używać tego, co miała pod ręką, czyli kamieni i tego typu „naturalnych przedmiotów".

Licząc się z właśnie takiego rodzaju zagrożeniem, podeszłam bliżej. W końcu zbroja, która chroniła większość mojego ciała, nie pęknie od uderzenia w nią fragmentem skały, o ile nie zostanie ciśnięty z ogromną prędkością, co jest zapewne niemożliwe bez użycia maany. Już wcześniej piach i pył, które zawirowały w powietrzu po skruszeniu głazu, zdążyły opaść, a widoczność uległa znaczącej poprawie. Obserwowałam uważnie skrzydlatą postać. Starałam się zachować czujność, ale równocześnie nie panikować. Udawałam pewną siebie, dlatego wyprostowałam się i śmiało wkroczyłam z miękkiej ściółki lasu na twardy grunt przed grotą.

- Mam nadzieję, że wybaczysz nam te środki ostrożności. - Zaczęłam, posyłając jej przepraszające spojrzenie.

- Mówiłam już! Zostawcie mnie! - W jej oczach rozbłysnął gniew, jednak dostrzegłam kryjące się za nim wołanie o pomoc.

- Nie zrobimy Ci krzywdy. No, przynajmniej ja bardzo bym tego nie chciała. - Powiedziałam z nonszalancja i skrzywiłam się sztucznie, próbując rozluźnić atmosferę. Konsekwentnie podchodziłam bliżej jaskini.

Zbiegi okoliczności nie istniejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz