O świcie ból w pęcherzu stał się nie do zniesienia. Cieszyłam się z braku nocnej pobudki, jednak sprint do łazienki nie należał do moich ulubionych form porannej rozgrzewki. W zasadzie nie stosowałam porannej rozgrzewki. Jakoś treningi z Jamonem, Camelią, misje, z których niektóre wymagały siły w nogach do wielogodzinnej jazdy na wierzchowcach, bieganie po całym Eel w poszukiwaniu znajomych dla nowinek, wszystko to wystarczało, bym utrzymywała formę. Po porannej toalecie poszłam więc prosto na śniadanie. Według swojego harmonogramu, miałam aż do pory obiadowej pomagać w przychodni, a po niej uczyć w schronisku. Musiałam się najeść, żeby czasem nie zemdleć. Źle by to wyglądało, ze stażystki stać się pacjentką.
- Cześć, Karuto!
- Dzień dobry, moja piękna, czym mogę ci służyć?
- Zrównoważonym śniadaniem, przede mną sporo pracy.
- Oto one, panienko.
- Bardzo dziękuję.
Z tacą w ręku, rozglądałam się po stołówce. Tętniła życiem, mimo wczesnej godziny. Wreszcie dojrzałam wolne miejsce przy stoliku, który zajmowały Colaia i Alajea. Z lekką obawą przed speszeniem tej młodszej, podeszłam bliżej. Alajea przywitała mnie energetycznie, Colaia się zająknęła. Nie zwracając na to uwagi, a raczej zwracając, notując sobie w głowie, a tego nie okazując, odpowiedziałam z uśmiechem, jaki znali tylko przyjaciele. Nie bawiłam się w sprzedawanie ciepłej pozy, gdy ktoś mnie całym sobą irytował. Allie wykorzystała moją obecność, żeby pójść po posiłek dla nich. Być może nie chciała zostawiać siostry samej, a może ta nie chciała sama zostawać, więc i tak by za nią poszła, w każdym razie moja „warta" zdawała się ją zmrozić, skłonić do zamknięcia w sobie. Spróbowałam nawiązać dialog... Z marnym skutkiem.
- Oto ja! - Alajea uratowała nas od niezręczności. - Trzymaj, mam nadzieję, że to polubisz. - Postawiła przed nią miseczkę.
Colaia wzięła kęs i natychmiast go wypluła. - Co to jest?
- To roślinny jogurt i owoce.
- Jaki owhoc?
- Truskawki, banan, ki...
- Kiwhi?
- Tak, kiwi. Dlaczego?
- Jesztem uszulona!!!
- Och... nie! Przepraszam!
- Chodźmy do przychodni, natychmiast! Idźcie za mną! - Zarządziłam.
Ewelein przywitała nas radośnie, jakbyśmy przyszły z przyjacielską wizytą. Dopiero kiedy powiedziałam jej, że przyprowadziłam przypadek alergii, i usłyszała duszności Colaii, spoważniała. I to w ułamku sekundy. Przeszła z trybu sympatycznej koleżanki do profesjonalnej medyczki. Sprawnie znalazła i przyłożyła do torsu Colaii przedmiot, którym wykonała nakłucie, wyjaśniając, że to pozwoli jej oddychać na czas, nim przygotujemy, czego jej trzeba. Rzeczywiście, z gardła Colaii stopniowo uchodziło powietrze. Kiedy już mogła, poskarżyła się na okropne przeżycie, pociągając nosem. Alajea od razu przeprosiła ją, bo przez lata, gdy się nie widziały, zdążyła zapomnieć, że siostra urodziła się alergiczką. Z kolei Ewelein obiecała zapisać to w jej teczce i przekazać Karuto, by uważał na przyszłość. Colaii zaleciła odpoczynek.
- Alajea, liczę na ciebie, byś się nią zaopiekowała.
- Żaden problem! Jeszcze raz dziękuję, Ewelein.
- Dź-dziękuję...
Wyszły równie szybko, jak przyszłyśmy.
Ewelein zagaiła, że zaczynam dzień pracy z grubej rury, więc też rzuciłam żartem: - Mam nadzieję, że moje następne wejście cię nie zawiedzie.
CZYTASZ
Zbiegi okoliczności nie istnieją
Fanfiction"Zbiegi okoliczności nie istnieją." Pewna bohaterka, wierząc w te słowa i desperacko się ich trzymając, postanowiła zostać w Eldaryi i wymazać swoje istnienie na Ziemi. Co później działo się z nią w świecie, który sama wybrała? Jak potoczyły się jej...