Zanim Ewelein mogła spotkać się z Leiftanem, musiała wykonać swoją pracę. Chociaż wszyscy byli przekonani, że brała na siebie zbyt wiele obowiązków i godzin dyżuru w przychodni, co zresztą jej odradzali, ona wciąż to robiła. W zasadzie spędzała tam całe dnie z przerwami na posiłki i zbieranie ziół. Czas dla siebie miała tylko w nocy, a i tak potrzebowała snu, by zebrać siły na kolejny ranek, więc prawie z niego nie korzystała. Nie oznacza to, że nie kontaktowała się z nikim, nie miała przyjaciół czy nie nawiązywała żadnych relacji i nie prowadziła rozmów innych niż te służbowe. Po prostu zdrowie pacjentów uważała za najważniejsze.
Poświęcała życie pracy, bo praca była jej życiem, a i w niej życia ratowała. Tamtego dnia misja ta zdawała się jednak wymagać od niej wyjątkowo dużego wysiłku i zaangażowania, bowiem jedna z jej pacjentek, Twylda, ledwie się przebudziła, narobiła kłopotów. I to niemałych. Nie dość, że trzeba było podać jej środki uspokajające, po których przespała kolejne pół dnia, i opatrzyć zranioną przez nią kobietę, to jeszcze Mery, który zaistniałej sytuacji się przyglądał, wymagał opieki psychologicznej. A nad stanem każdej z tych osób czuwała właśnie Ewelein. Co prawda, inne pielęgniarki jej pomagały, lecz to ona koordynowała wszystkie czynności.
Kryzys został dość szybko zażegnany dzięki Leiftanowi, który wspomógł kobiety swoją siłą. Najpierw złapał Ziemiankę i ułożył ją na jednej z kozetek, potem przytrzymał Twyldę, by personel mógł podać jej leki, a następnie wrócił do nieprzytomnej dziewczyny i uniósł jej biodra, by błękitnowłosa swobodnie przełożyła bandaż pod plecami ofiary. Sprawnie poruszał się po pomieszczeniu, robiąc o co tylko go proszono. W tamtej chwili Ewelein poczuła pewną władzę. Będąc członkiem Lśniącej Straży, zwykle to on wydawał jej polecenia. A tu nagle wykonywał każdą komendę medyka z niższego szczebla w hierarchii Eel. Obserwowanie, jak się krzątał, dawało jej jakiś rodzaj satysfakcji, którego jednak nie okazywała.
Kiedy już uporali się z najpilniejszymi zabiegami, Leiftan opuścił pomieszczenie. Z kolei zespół pielęgniarek zajął się sprzątaniem rozbitego szkła, badaniem osób, które mogły zostać zranione jego odłamkami i, przede wszystkim, stanem Mery'ego. Chłopiec był w szoku, ale udało się go uspokoić bez podawania leków. Zawdzięczał to swojej silnej psychice, która naturalnie wzmacniała się w jego rodzinnym domu, gdzie musiał szybko „dorosnąć" i zaopiekować się matką. Wystarczyło wytłumaczyć mu, że to, co się stało, spowodowała choroba Twyldy, że ona nie skrzywdziła tej drugiej kobiety, dlatego że jest zła, ale dlatego że jest chora. I obiecać, że wszystko będzie dobrze, bo obie są w dobrych rękach.
Później czas w przychodni płynął mniej więcej zwyczajnym rytmem. Poza tym, że personel nieustannie kontrolował czynności życiowe swoich pacjentów, niewiele pozostawało im do zrobienia. Tylko Ewelein nie potrafiła sobie odpuścić. Podczas gdy dwie inne kobiety - Violine i Maythz - zaczęły rozmawiać o rzeczach niezwiązanych z pracą, ona obarczała się poczuciem winy. Myślała, jak mogła temu zapobiec i czemu tego nie zrobiła; jakich zaniedbań się dopuściła.
W swojej pracy była typem perfekcjonistki. Bardzo surowej wobec siebie samej. Wypominała sobie nawet najmniejszy błąd i obwiniała się za każde niepowodzenie misji, nawet jeśli nie miała wpływu na rozwój wypadków. Jej dar potęgował takie odczucia i myśli, bo skoro potrafiła rozpoznawać cudze zamiary, powinna też przewidywać skutki wprowadzenia ich w życie. Nie wspominając już o tym, że wszystkie medykamenty przechowywała dokładnie uporządkowane, co godzinę sprawdzając, czy nic się w ich ustawieniu nie zmieniło. Tylko swoich rzeczy osobistych nie układała z taką starannością. W jej pracy zawsze panował ład.
Od tamtej chwili pilnie obserwowała Twyldę, chociaż ta twardo spała. Odwracała od niej wzrok tylko po to, by przejrzeć leki, i w południe, gdy przyszedł Leiftan, i rozproszył jej uwagę. Po rozmowie z nim wróciła do obowiązków, jednak bieg jej myśli zmienił kierunek z obwiniania się i analizowania przyczyn porannego incydentu na ściśle tajne sprawy, jakie zwykli wspólnie omawiać po godzinach. Właśnie to mu zasugerowała. Że chce zamienić z nim parę słów po pracy. Niespecjalnie przejęła się jego wyznaniem, bo już wcześniej wyczytywała zamiary obojga, gdy ci pragnęli się spotkać i wciąż o tym myśleli.
CZYTASZ
Zbiegi okoliczności nie istnieją
Fanfic"Zbiegi okoliczności nie istnieją." Pewna bohaterka, wierząc w te słowa i desperacko się ich trzymając, postanowiła zostać w Eldaryi i wymazać swoje istnienie na Ziemi. Co później działo się z nią w świecie, który sama wybrała? Jak potoczyły się jej...