Isia (Isis225) przerobiła grafikę w gimpie tak, żeby odpowiadała jej postaci i prosiła o dodanie, tak więc oto i ona :) To była jej pierwsza praca w tym programie, więc prosimy o wyrozumiałość.
Zaraz po śniadaniu udałam się do przychodni. Nie chciałam, żeby moja Sabali zostawała tam dłużej niż to absolutnie konieczne. Tym razem zapukałam. Po przekroczeniu progu i przywitaniu Ewelein, spojrzałam na legowisko, i ku mojemu zaskoczeniu, dostrzegłam na nim biało - czerwoną kulkę. Jakaś Okanya otulała swoim ciałem moje maleństwo. Chowańce są przeuroczymi stworzeniami. Ciekawe, czemu też tu trafiła. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Z doświadczenia wiem, że właścicielom nie jest łatwo, kiedy ich zwierzątko cierpi.
- Zaprzyjaźniłyście się, co? - Zapytałam, budząc swoją Sabali tonem pełnym matczynego ciepła.
- Na to wygląda. - Odpowiedziała za nią Ewelein z szerokim uśmiechem na twarzy. - Po tę drugą też powinien zaraz ktoś przyjść. Zraniła tylko łapkę.
- Miło to słyszeć.
W tym momencie ktoś zapukał i zaproszony wszedł do sali. Sprawdziło się powiedzenie „o wilku mowa...". Młoda kobieta od razu przykucnęła przy Okanyi. Jej długie, srebrnobiałe włosy układały się falami na plecach i niemal sięgały podłogi, gdy była w tej pozycji. Zdało mi się, że jest z jakiegoś rodzaju Brownie, bo ma kocie uszy. Już zaczynałam myśleć, iż mnie nie zauważyła, gdy nagle obróciła twarz w moją stronę. Cerę miała śniadą. Jej prawe oko było srebrne, a lewe błękitne. Zachwycający kontrast. Naprawdę urzekła mnie uroda tej młodej kobiety, jednak nie chcąc się bezczelnie na nią gapić, niemal natychmiast skierowałam wzrok na swojego chowańca. Zdążyłam dostrzec tylko ogromne zaniepokojenie, malujące się na twarzy nieznajomej.
- Nic Ci nie jest? - Wyczułam panikę w jej głosie, gdy oglądała Okanyę ze wszystkich stron.
- Zraniła się w łapkę. Nic poważnego. - Uspokoiła Ewelein.
- Tak się cieeeeszęęę - To mówiąc, przytulała zwierzątko, kręcąc tułowiem na boki. Potem odsunęła je, trzymając w górze i patrzyła mu w oczy. - Znalazłeś przyjaciela?
- Och, więc to samiec. - Bezwiednie pomyślałam głośno.
- Tak, to mój Shiro. - Z szerokim uśmiechem zaprezentowała chowańca.
- Moja Sabali wabi się Shizune. - Odpowiedziałam, głaszcząc ją po pyszczku.
- Przyjaźń międzygatunkowa. Taka urooocza! - Zdawało mi się, że poruszyła uszami z tej radości.
- Skoro o tym mowa... Jest Pani Brownie, prawda? - Pozwoliłam sobie spytać.
- Jaka Pani? - Spojrzała na mnie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. - Isia! - Wyciągnęła do mnie rękę.
Nie będąc pewna czy to zdrobnienie, czy jej prawdziwe imię, uścisnęłam jej dłoń i również się przedstawiłam. Potwierdziła moje przypuszczenia. Potem pospacerowałyśmy chwilę po Kwaterze, nie chcąc dłużej przeszkadzać Ewelein. Spędziłyśmy trochę czasu na rozmowie o różnych stworzeniach. Wiele się dzięki niej dowiedziałam o tym świecie. Okazała się naprawdę sympatyczną miłośniczką zwierząt, moją bratnią duszą. Choć nie taką jak Leiftan. W każdym razie, wygląda na to, że dostałam od losu szansę zawiązać nową przyjaźń. Bardzo mi tu brakowało kogoś tak otwartego. Ze swojej strony, opowiadałam jej o Ziemi, z której pochodzę. Później każda z nas wróciła do swoich zajęć.
Chciałam trochę odpocząć w swoim pokoju i spędzić czas z Sabali, zanim pójdę zapytać Ykhar o misje na dzisiaj. Wczoraj niewiele zrobiłam, ale uszło mi to płazem przez sytuację z chowańcem. Do tego okazało się, że Miiko cały dzień nie było w Kwaterze Głównej, co zdarza się niezwykle rzadko. Wydarzyło się coś, o czym nikt mi nie powiedział, chociaż rozmawiałam chyba z dziesięciorgiem osób. Miałam złe przeczucia co do tej sprawy, jednak Kitsune wróciła wieczorem cała i zdrowa. Dzisiaj muszę być bardziej produktywna. Nakarmiłam jednorożca, zostawiłam mu wodę w misce i zaczęłam szykować się do wyjścia. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Domyśliłam się, kto za nimi stoi, więc bez wahania je otworzyłam.
- Leiftan, co Cię sprowadza? - Zapytałam, mierząc mężczyznę wzrokiem.
- Amaya przyniosła mi coś ciekawego. Pomyślałem, że może...
Nie dokończył, gdyż wtem Panalulu wskoczyła do pokoju, rzucając się na mnie. Na szczęście, złapał ją za sierść na karku i ściągnął do siebie, zanim zdążyła podrapać moją twarz. W drugiej ręce trzymał coś niebieskiego w białe wzory o gładkiej teksturze powierzchni.
- No już, uspokój się. - Zaśmiał się nerwowo. - Robię to też dla Ciebie.
Obie spojrzałyśmy na niego pytająco.
- To jajo wyjątkowego chowańca. Wiesz, nie chcę zastępować Amayi... - Panda najwyraźniej się ucieszyła, bo przestała się szarpać i wtuliła się w niego.
- A ja moją Sabali powinnam? - Zapytałam z wyrzutem, przerywając im.
- Nie o to chodzi. Myślałem, że ucieszysz się z nowego zwierzaka... Takiego, który nie będzie bał się wypraw i lepiej sobie poradzi, bo jest znacznie szybszy i potrafi latać. - Wytłumaczył. - To nie znaczy, że musisz się pozbyć Sabali. Ja nie dałbym rady opiekować się dwoma chowańcami, ale to dlatego, że Amaya jest taka żywiołowa, a ja ciągle zajęty. - Uśmiechnął się, marszcząc brwi.
- Przepraszam za tak ostrą reakcję. - Spuściłam wzrok. - To bardzo miłe z Twojej strony, że pomyślałeś akurat o mnie. - Spojrzałam na niego łagodnie.
Zbliżył się do mnie, włożył mi jajo w ręce i pocałował w czoło. Panalulu musiało się to nie podobać, jest przecież uosobieniem zazdrości, ale trzymana w jego ramionach nie mogła mi nic zrobić. Jakże bym chciała wreszcie zaprzyjaźnić się z tą bestią... Mamy przecież coś wspólnego. Kochamy Leiftana i dla jego dobra nie powinnyśmy się pozabijać. Chociaż właściwie... Nigdy nie mówiłam, co do niego czuję. Tylko myślałam o tym, jaki jest łagodny i ciepły. Może czas to zmienić? Z drugiej strony, jestem kobietą, czemu miałabym pierwsza wykonać tak poważny krok? W każdym razie, podziękowałam za jajo i umieściłam je w inkubatorze, który jakiś czas temu podarował mi Purreru za wykonaną dla niego misję.
- Zdaje się, że wykluwa się dwanaście godzin. - Poinformował mnie blondyn. - A co do Sabali...
- Tak?
- Na pewno chcesz ją zatrzymać? Mam znajomego, który je hoduje i... - Ewidentnie nie wiedział, jak to powiedzieć. - Nie chciałabyś, żeby została mamusią? - Zapytał, uśmiechając się zachęcająco.
- Nie zamierzam jej porzucić. - Powiedziałam stanowczo. - Ale mogę ją oddać w dobre ręce, jeśli zgodzi się tam zostać. Nie chcę jej więcej narażać na niebezpieczeństwo, a sama w moim pokoju musiałaby się nudzić. - Przyznałam. - Jest bardzo towarzyska.
- Masz naprawdę dobre serce. - Powiedział, głaszcząc Amayę i patrząc mi radośnie głęboko w oczy. Trochę tak, jakby był dumny. - A teraz wybacz, muszę wracać do obowiązków. - Nagle spoważniał.
- Ja też. Biegnę zapytać Ykhar, czy ma dla mnie jakieś zadanie. - Uśmiechnęłam się szeroko i razem ruszyliśmy korytarzem. Kiedy przechodziliśmy obok Sali Kryształu, wielka ręka wciągnęła mnie do środka...
--------------------------------------------------------------------------------------------
Tym razem krótszy rozdział i pojawia się nad ranem, bo obawiałam się, że w ciągu dnia nie będę miała na to czasu. Wolę wrzucić wcześniej niż nie dotrzymać terminu ;) Zaczęłam też urywać akcję na koniec, żeby bardziej Was zaciekawić. Mam nadzieję, że się spodoba :)
Chciałam trochę poruszyć temat podstawowych chowańców, które często idą w odstawkę przez legendarne i bywają traktowane w grze jak przedmiot, choć niby są przedstawiane jako zwierzątka domowe. Jakoś mnie boli, że tu mamy chowańca w odcinku, a tam go upchniemy gdzieś na półce w inwentarzu jako jajo jedno z wielu... Tak smutno mi tam wyglądają.
No ale nie można się wiecznie byczyć przy futrzakach, trzeba wziąć wreszcie jakąś misję.
CZYTASZ
Zbiegi okoliczności nie istnieją
Fanfiction"Zbiegi okoliczności nie istnieją." Pewna bohaterka, wierząc w te słowa i desperacko się ich trzymając, postanowiła zostać w Eldaryi i wymazać swoje istnienie na Ziemi. Co później działo się z nią w świecie, który sama wybrała? Jak potoczyły się jej...