Atak

109 12 0
                                    

Wszędzie panował chaos. Nawet nie dotarłam do swego celu, bo trzeba było ewakuować mieszkańców, uciekających z okrzykami paniki pod różowymi rozbłyskami ataków. Przynajmniej tak mi doradził Leiftan, na którego wpadłam. Mówił o moim obowiązku jako członka Straży, ale mu przerwałam. Nie potrzebowałam rozkazu, by podjąć działanie. Biegałam po terenie aż znalazłam Mery'ego i Milo. Nie patyczkując się, wzięłam obu na ręce i do sali kryształu, po drodze zapewniając małego brownie, że jego mamie też na pewno udzielono pomocy. Milo płakał i drżał na całym ciele. Czułam to, ściskając dzieci w swoich ramionach, chcąc zapewnić im bezpieczeństwo.

Ledwo znalazłam się w budynku, Mery przeskoczył z moich w objęcia matki. Oddałam Milo Leodille i upewniłam się, że pozostaną w ukryciu. Następnie przyprowadziłam kulejącego staruszka, zastanawiając się, czy jego noga nie uległa uszkodzeniu w czasie ataku, które to myśli porzuciłam, gdy jego syn mi podziękował. Uznałam, że się nim zaopiekuje, i zgodnie ze swoją rolą Strażniczki, pobiegłam szukać dalej. Znalazłam spanikowaną Miiko. Podzielałam jej uczucia, jednak żadna nie odesłała drugiej odpocząć, tylko razem obeszłyśmy ogrody. Kiedy wpadłyśmy na chłopaków, zdali raport z czterech stron świata, co oznaczało, że nie pozostał nam nikt do ewakuowania. Miiko zapytała o początek ataku.

Po zeznaniu Jamona zarządziła, że będzie trzeba te miejsca sprawdzić, jednak najpierw należy uspokoić mieszkańców. Chłopcom kazała się uzbroić, a mnie, Jamona i Huang Hua zabrała ze sobą. On musiał otworzyć pieczęć, żeby wszyscy schronili się w sali kryształu, z kolei kandydatka do tytułu Feniksa idealnie się sprawdzała w kojeniu niepokoju słowami, a czasem nawet samą obecnością. A ja? Ja sobie przypomniałam o całej hodowli Sabali, której nie ewakuowaliśmy. Niemożliwe, by Drake ze swym wrażliwym słuchem pozostawał nieświadomy zagrożenia, a jednak nigdzie nie widziałam jego ani jego stadka. Powiedziałam o tym Miiko, która z wyraźnym wahaniem zgodziła się pójść tam ze mną.

Ledwo udało nam się zagonić spanikowane stadko na dobrą drogę (z czym Drake radził sobie koszmarnie w pojedynkę), usłyszałyśmy huk i śmiech, a potem głos Ezarela. Tym razem, o dziwo, Sabali się nie rozbiegły. Kazałyśmy hodowcy schronić się z nimi w głównym budynku. My musiałyśmy pomóc nie im a Szefom Straży, martwiąc się bardziej o ich bezpieczeństwo, gdyż znajdowali się bliżej źródła zagrożenia. I słusznie. W rozbłysku różowego światła przy Wielkiej Bramie stała kobieta, emanująca zarówno ogromną mocą, jak i mrokiem duszy przebijającym nawet Leiftana w daemonicznej formie. Przy nim zachowałam buńczuczność, a tu... Przeszedł mnie dreszcz na posłany przez nią uśmiech.

Wykrzyczałam jego imię, nim zdołałam się powstrzymać. Rozbrzmiało jak sygnał do walki. Wraz z groźbami przeciwniczki. Miiko, zauważając nieczysty kryształ w lasce kobiety, rzuciła się ku niej z własną, rozświetloną fluorescencyjnym błękitem, bardzo podobnym do barwy kryształu. Zatem reszcie pozostawały dwa blackdogi i jakiś niebieski chowaniec, które przybyły z nieznajomą. Dopiero gdy podbiegłam do chłopaków, zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą broni. Nevra podał mi sztylet, nakazując dla obrony trzymać go przed twarzą, ale też zostać na tyłach. Westchnęłam, choć wiedziałam, że miał rację. Może i moja pozycja i umiejętności uległy poprawie, lecz wciąż byłam nikim w porównaniu do Szefów Straży.

Szybka i zwinna Miiko walczyła z zapałem. Niestety, przeciwniczka zdawała się unikać jej ataków z łatwością. Nevra również polegał na zręczności. Ezarel początkowo używał łuku, ale i on z czasem przerzucił się na broń białą. Valkyon ze swoją siłą posłał na glebę jedną z bestii, nieraz chroniąc innych swą tarczą. Tylko ja odstawałam od ich poziomu. Niemniej zawzięłam się, bo choć moje ciosy dawały mniej niż wyszkolonego wojownika, to zawsze coś dawały. Aż Nevra podał mi eliksir. Kazał rzucić nim w przeciwników, co też zrobiłam. Zaledwie szkło uległo stłuczeniu, powietrze wokół nas wypełniła gęsta, ciemna mgła. Przypominało mi to zasłonę dymną. Wampir wskoczył w nią, uniknął jednego ze stworzeń i wyprowadził cios w kierunku kobiety. Odepchnęła go jednak jak muchę, mrucząc coś pod nosem.

Zbiegi okoliczności nie istniejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz