Pasmo niespodzianek

492 50 4
                                    

Moje serce biło niespokojnie jeszcze przez jakiś czas po podduszeniu. Chciałam zasnąć i już prawie mi się to udało, jednak zostałam wyrwana z tego błogiego stanu tamtym nagłym atakiem. Zamiast oderwać się od rzeczywistości, znów zaczęłam odbierać i analizować bodźce z otoczenia. Stan mobilizacji mojego organizmu zmuszał mnie do tego wysiłku, pomimo iż byłam już bardzo zmęczona. Podświadomie chciałam wyczuwać potencjalne zagrożenie, przed którym i tak nie mogłabym się obronić, skoro mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. Nie miało to sensu, ale przynajmniej dzięki temu słyszałam każde słowo, wypowiedziane w przychodni. A okazało się, że rzeczywiście było czego słuchać.

Początkowo w sali rozbrzmiewały tylko nerwowo wydawane polecenia i krzyki Twyldy. Potem do moich uszu dotarło również mamrotanie i chyba było to niezrozumiałe dla mnie zaklinanie, które jednak zagłuszał panujący zgiełk. Dopiero gdy atmosfera nieco się rozluźniła, mogłam przysłuchać się stosunkowo normalnej rozmowie. Ewelein próbowała przekonać pacjentkę do leczenia, z kolei z jej strony padały tylko wyrzuty, pretensje. Zaskoczyło mnie jednak to, jak łatwo racjonalne wyjaśnienia przekonały blondynkę, by odpuściła. Naprawdę nie spodziewałam się tak nagłej zmiany w tonie jej głosu, który złagodniał do czasu aż wspomniała o mnie. Przynajmniej wydawało mi się, że to o mnie wtedy mówiła. To miałoby sens.

Potrafiłam zrozumieć jej podejście. Bardzo zależało jej na synu, który chyba był dla niej jedyną bliską osobą. Do tego stopnia, że stała się zaborcza, czego nie pochwalałam, ale też nie mogłam jej zabronić. Sama nie wiedziałam, jak zachowywałabym się w stosunku do jedynej kochającej osoby, jaka by przy mnie została w danym świecie. Cieszyłam się za to, że kobieta oprzytomniała. Dało się to wyczuć w barwie jej głosu i sposobie mówienia. Zaczęła logicznie odpowiadać Ewelein, stała się świadoma swojego stanu i choroby, umiała jasno określić, czego potrzebuje i przyjąć do wiadomości zalecenia pielęgniarki. Poczyniła ogromne postępy w niezwykle krótkim czasie, do czego pewnie przyczyniły się zaklęcia i kompetentne wypowiedzi personelu.

Po przeprowadzonej rozmowie, usłyszałam chód faery oraz skrzypienie i ciche trzaśnięcie drzwi. Potem znowu. Przez parę wlekących się chwil w przychodni nie rozbrzmiewało nic poza cichym plotkowaniem, a gdy po raz kolejny ktoś nacisnął klamkę, do środka weszła kolejna osoba. Nie stąpała tak ciężko jak dorośli i wykonywała więcej kroków na tym samym dystansie. Domyśliłam się, że ktoś przysłał do nas Mery'ego na prośbę jego matki. Szybko przekonałam się, że moje podejrzenia były słuszne, gdy usłyszałam wysoki, zatroskany głosik. I jeszcze to charakterystyczne dla niego „mamusiu".

Z przyjemnością słuchałam nowego, w moim odczuciu, tonu Twyldy. Ten miał w sobie więcej ciepła i łagodności niż wszystkie inne, których do tej pory używała w mojej obecności. Dopiero wtedy się zrelaksowałam. Naprawdę poczułam się dzięki temu bardziej bezpieczna i spokojna. Wciąż jednak nie mogłam zasnąć, zainteresowana wewnętrzną przemianą pacjentki z sąsiedniego łóżka. Jej miłość do syna i troska o jego dobro okazały się silniejsze od choroby. Miały większy, korzystny wpływ na jej zachowanie. Kiedy nad tym rozmyślałam, Ewelein odezwała się do mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu. Jej głos był cichy i zaskakująco niepewny. Zawsze znałam tę jej zdecydowaną i stanowczą stronę. Wyczułam jednak, że wątpi w swoje słowa, a nie zamiary. Chciała, żebym ją słyszała, ale nie miała pewności, że to możliwe.

Przypomniałam sobie atak Twyldy, bo uznałam to wspomnienie za coś, co skutecznie przyspieszy mój oddech „na zawołanie". Nie pomyliłam się. Na samą myśl o tamtym wydarzeniu, odczułam w moim organizmie działanie hormonu walki i ucieczki, który odpowiednio zwiększył tempo moich czynności życiowych. Dzięki temu porozumiałam się z Ewelein tak, jak tego chciała. Tym sposobem dałam jej znać, że mogłam odbierać bodźce z otoczenia, a jedynie poruszanie się, przez paraliż mięśni, stanowiło dla mnie problem. Poprosiła mnie więc o wykonanie następnej czynności, a ja domyśliłam się dlaczego.

Zbiegi okoliczności nie istniejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz