Co z wieczorem?

94 14 5
                                    

Po całym dniu wrażeń, zapragnęłyśmy odpoczynku. Kłóciłyśmy się jednak o to, która którą odprowadzi. Ona, że zna lepiej teren, bo żyje w Eel dłużej ode mnie, ja że mieszka bliżej, więc mam po drodze. Postanowiłyśmy jeszcze raz przejść się po terenie festynu, żeby to jakoś rozstrzygnąć. I tak zostało nam kilka stoisk do obejrzenia. Ostatecznie wyszło w marszu, że po prostu się rozdzielimy, bo inaczej nie dojdziemy do porozumienia. Kiedy wracałyśmy z ostatniej rundki po straganach, drogę zaszedł mi Leiftan, a jej Nevra. Chyba się zgadali, że pojedynczo podejść nie wypada. Wampir poprawił włosy, "lorialet" uśmiechnął się łagodnie.

- Co porabiacie? - Obaj spytali, choć każdy patrzył innej w oczy.

- Wracamy każda do swojego pokoju po mile spędzonym popołudniu. - Przejęłam inicjatywę.

- Może chciałabyś miło spędzić wieczór...

- Przeszkadzam wam? - Ezarel przerwał Leiftanowi.

- Właśnie zachęcaliśmy twoje strażniczki, żeby zmieniły swoje towarzystwo na bardziej męskie. - Nevra wyprężył pierś.

- To możemy pójść gdzieś grupą.

- W naszej aktualnej sytuacji, pragnąłbym być sam z... nią.

Nasza aktualna sytuacja. A więc tak to się dla niego nazywa... Za to mnie już nie wie, jak nazwać - pomyślałam z goryczą.

- A ja z Isią. Czasem rozmawiamy we dwoje od czasów wspólnej misji o rzeczach, o których nikt inny nie wie.

- Bawcie się dobrze! - Odszedł niezadowolony. Mruczał jeszcze coś w stylu "rozkradają mi strażniczki" i "jutro nie będzie komu pracować", zanim zniknął z zasięgu naszego słuchu.

Odruch kazał mi ruszyć za nim, ale Leiftan stał na mojej drodze. - Nie przyjął tego dobrze.

- Na to wygląda. - Przytaknęła mu Isia, po czym ujęła dłoń Nevry.

- Dokąd chcesz iść? - Przeszyło mnie spojrzenie zielonych oczu.

- Chcę najpierw wiedzieć, kim dla ciebie jestem.

- Nie wiedziałem, czy mogę cię nazwać przy nich moją ukochaną. Naprawdę cię kocham, więc tym jesteś, ale bałem się, jak na to zareagujesz, gdybym to powiedział publicznie.

- Nigdy nie mówiłeś. Że kochasz.

- Sama nie wierzysz w zbiegi okoliczności. Wyczułem twoją obecność, gdy tylko pojawiłaś się na Eldaryi. Uważam cię za swoje przeznaczenie. Oczywiście, że cię kocham.

- Dobrze wiedzieć.

- Nie musisz mi na to odpowiadać. - Chwycił mnie są rękę i gładził kciukiem. - Teraz chcę wiedzieć tylko, co z wieczorem. Dokąd zgodzisz się pójść ze mną?

- Przede wszystkim, chciałabym się przebrać po tym dniu. Nie masz nic przeciwko?

- Oczywiście. Spotkamy się na plaży za godzinę, półtorej?

- To mi pasuje.

Skorzystałam z chwili wytchnienia, żeby wziąć prysznic. Pracowałam w przychodni, biegałam po stoiskach festynu, a na koniec jeszcze naraziłam się szefowi Absyntu, zupełnie nie ze swojej winy. Potrzebowałam oczyszczenia w więcej niż jednym znaczeniu. Chciałam też psychicznie przygotować się na to, co mnie czekało, a nic tak jak strumienie ciepłej wody nie pobudzało biegu moich myśli. Umówiłam się na randkę Leiftanem. Może popełniłam błąd? Może nie powinnam była się zgodzić? Ale wtedy ściągnęłabym podejrzenia na nas oboje. Nie potrafiłam mu odmówić w obecności Nevry i Ezarela. A może wcale nie chciałam...? Po pół godzinie rozważań, stanęłam przed szafą owinięta ręcznikiem i właśnie zastanawiałam się, co ubrać, gdy rozległo się pukanie. Nie brzmiało jak kostki człekokształtnych faery uderzające o drzwi. Coś zmniejszyło impakt.

Zbiegi okoliczności nie istniejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz