Rozdział 7

47 9 0
                                    

Dziś rano jak zwykle poszłam na przystanek. Gdy zbliżłam się już do celu zauważyłam znajomął twarz. Myślałam ,że mam zwidy, ale niee... I do tego ten grymas na twarzy, który mi się totalnie nie podobał i jednym słowem wkurzał. To był on. Jednak wzrok mam jeszcze bez skaz.

Kiedy mnie zauwałył uznał, że pujdzie na piechotę, co wydało mi się dość dziwne i głupie. Po prostu na poziomie malutkiego, bezbronnego chłopczyka.

Zadzwonił dzwonek. Szybkim krokiem weszłam do sali i usiadłam z Pauliną.
Po upłynięciu dziesięciu minut po dzwonku dzrwi otworzyły się i do sali wszedł zdyszany Kuba tłumacząc się nauczycielne ze swojego spóźnienia. :

- Autobus się spóźnił !. - wyjaśnił krótko nauczycielowi, po czym spojrzał na mnie wymownie i usiadł na swoje miejsce.

Żałosne - pomyślałam sobie w ciszy przy tym cichutko jak myszka się śmiejąc.

To przecież nie moja wina. Nie musiał iść na piechotę. Nie mógł już wsiąźć do tego głupiego autobusu i zająć miejsce daleko odemnie.
Ale nie !!!
Przecież on musiał pokazać jak bardzo go nie obchodzę.!

Nadal oboje byliśmy dyżurnymi. Ten dupek oczywiście nie chciał mi pomóc przy ścieraniu tablicy. Nie przejęłam się tym za bardzo. Sama ją starłam. W pewnym momencie popatrzyłam na niego i zastanawiałam się, czy może jeszcze raz spróbować w niego rzucić gąbką. Lecz przypomniałam sobie ostatnią sytuację i od razu zaniechałam tej myśli.

Po długim " cierpieniu " i nudzie niechcianej lekcji, wreszcje doczekałam się mojego zbawienia.

Dzwonek na przerwę

- Hej Madzia. Coś się stało ?.
Jesteś dzisiaj bardzo nerwowa.
- zapytała Paulina.

- Nic się nie stało, po prostu mam dzisiaj zły humor. - odpowiedziałam zaciskając zęby i patrząc złowrogo przed siebie.

Oczywiście patrzyłam się na tego palanta, który jakby nigdy nic rozmawiał sobie z Maćkiem. Śmiali się tak głośno, że było ich słychać na całym korytarzu.

- Naprawdę nic się nie stało - powtórzyłam przez zaciśnięte zęby.

Po skończonych lekcjach poszłam z Anią i Paulą do cukierni. Cieszyłam się, że w końcu dzisiejszego dnia już nie będę musiała go oglądać. Chciałam się trochę rozerwać i nie myśleć o nim.
Piłyśmy kawę i jadłyśmy przepyszne ciastka nadziewane malinami. Wszystko było fajnje, ale do czasu.
Ania nie mogła się powstrzymać od tego wprawiający mnie w nerwy tematu i powiedziała, że nie może przestać myśleć o Kubie.

- Jedyna rzecz, która sprawia, że nie chodzę na wagary jest właśnie on... - powiedziała to z takim zachwytem. Jakby sama z siebie była zadowolona.

- Ej bo się obrażę ! A co z nami ?!
Ze mną i z Magdą.
Przychodzisz do szkoły, żeby się z nami spotkać? - spytała Paulina.

- Z wami też, ale on... No wiecie o co chodzi. - powiedziała Ania.

Zaczęły rozmawiać o Kubie, a ja nie mogłam tego słuchać.
Wyszłam pod pretekstem, że mama potrzebuje mnie w domu. Pożegnałam się i wyszłam z cukierni.

Gdy szłam do domu, byłam wściekła. Przestań myśleć o tym idiocie Madzia! - odezwałam się do siebiebie.
Co on cię obchodzi. Ignoruj go.
- CO ZA DEBIL - krzyknęłam i kopnęłam jakąłś puszkę leżącą pod nogami na chodniku.

Jakieś starsze małżeństwo szło na spacer i niestety mnie usłyszało. Popatrzyli się na mnie dziwnie a ja na nich. Odwróciłam się i jak najszybciej pobiegłam do domu.

Między nienawiścią a miłościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz