Rozdział 20

27 1 0
                                    

Usłyszałam charakterystyczny dzięk docierający do moich uszu, którym był dzwonek do drzwi. Otworzyłam je z zapałem jak to u mnie zwykle bywa gdy na kogoś oczekuje. No cóż jak tak ma u mnie w zwyczju być to niech już tak będzie. W sumie trochę mnie zastanawiało to w jaki sposób ona tak szybko przyszła. Skoro ma taki zapał to oznaczałoby to, że mnie po prostu kocha. :). No więc podniosłam głowę, żeby jej się dokładnie przyjrzeć. Ale może to złe określenie ? Tak dokładnie to powinnam powiedzieć " żeby jemu się dokładnie przyjrzeć ".
Tak nie pomyliłam się, bo w drzwiach nie stał kto inny jak mój były pseudo "przyjaciel". Gdybym musiała opisać jego tymczasową postawę to opierał się jedną ręką o framugę moich drzwi i co jakiś czas poprawiał sobie grzywkę, która opadała mu na czoło. Nogi miał lekko skrzyżowane.

- Hej. Mogę wejść ?. - Już miałam otworzyć buzię, by mu odpowiedzieć, ale wyprzedził mnie - dzięki.

Fuknęłam ze zdenerwowania na tego półgłówka, bo od razu mnie do siebie zraził. Jak ja go nienawidzę. Tylko wtedy kiedy mną się opiekował był całkiem do zniesienia.Bez zbędnego czekania na mój ruch wszedł do środka jakby nigdy nic.

Wydaję mi się, że pomyliłeś domy - oparłam się plecami o ścianę i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Albo nie, nie wydaję mi się. Jestem tego pewna. - dokończyłam.

- Niee.. skądże. Aż taki głupi to ja jeszcze nie jestem. Przyszedłem Cię tylko odwiedzić.

- Pff... jeszcze. - parsknęłam dość cicho co chyba usłyszał, a nie o to mi chodziło.

- Oj! Przestań już łapać za słówka Madzia, ok?

Chyba się trochę zdenerwował. W sumie chyba nawet ten wyraz twarzy do niego pasował.

- Dobra już nie bądż taki cwany. Czego chcesz ? - podniosłam brew do góry.

Czuł się chyba trochę za bardzo jak u siebie, bo poszedł do kuchni i nalał do szkalni soku pomarańczowego. Po wzięciu łyka miał zamiar chyba już odpowiedzieć.

- Obiecałaś mi coś, o czym najwyraźniej zdążyłaś już zapomnieć.

- Mhmmm.. pomyślmy czy ja ci coś obiecywałam ?  Chyba tak. A co to było ? - pomyślałam teatralnie i uśmiechnęłam się sztucznie.

- Wiesz dobrze co. Nie dotrzymałaś słowa, a ty chyba zawsze to robisz co ? A może się mylę, bo z tego co widziałem to pod szkołą rozmawiałaś z nim. Magda miałaś nie robić nic głupiego!.

- No i co w tym złego ? Rozmowa to chyba nie przestępstwo. Spokojnie nic mi nie będzie.

- Miałem się Tobą opiekować i się o Ciebie po prostu martwię.

- Właśnie miałeś. Było i się skończyło. Po zatym nie przypominam sobie, żebym "zatrudnała" Cię na dalszy etat. Wogule nie wyobrażam sobie mieć jakiegoś ochroniarza jakbym była niewiadomo kim, a przedewszystkim, żebyś ty nim był ! - powiedziałam to dość wyniośle, żeby się odczepił podkreślając słowo określające, że mówię o nim.

Zauważyłam, że jak go widuję od tamtej chwili gdy przestaliśmy się.. mozna powiedzieć lubić to mam całkiem inny humor. Wprost traciłam przy nim cierpliwość i dość często wybuchałam co w moim przypadku jest trochę dziwne, bo nigdy taka nie jestem. No.. może i byłam, ale trzeba zwrócić uwagę, że nie aż tak. No już bez przesady. Bądźmy szczerzy.

- Masz mi jeszcze coś do powiedzenia ?!. Jak nie to wyjdź, bo spodziewam się gościa. - oderwałam się od ściany i wskazałam palcem na drzwi.
A i jeszcze jedno. Sama decyduję o swoim życiu i wiem co robię źle, a co dobrze. Umiem o siebie zadbać i nie potrzebuję jakiegoś ochroniarza, a przede wszystkim ciebie!. Okłamałeś mnie rozumiesz i mój stosunek do ciebie być może już się nie zmieni. Zraniałeś mnie. Czy to dociera do ciebie ? Masz tu więcej nie przychodzić. - Coraz szybciej napływały mi łzy do oczu, których nie umiałam powstrzymać. Robiłam wszystko byle mi tylko nie spłybęły ciurkiem po policzkach.

- Madzia... musisz mi uwierzyć ja...

W tym momencie usłyszałam znajomy, przepełniony radością głos mojej przyjaciółki.

- Już jestem !

I taka też była. Gdy na nią spojrzałam uśmiechała się tak jakby wsadziła do buzi wielkiego banana. Szybko zbladła widząc nas we dwójkę pożerających się żywcem na środku salonu. Powiedziała, że może nie będzie nam przeszkadzać z zamiarem natychmiastowego wyjścia, ale ja ją powstrzymałam.

- Nie musisz. Ten pan już wychodzi.

Widać było, że nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Gdy stanął obok mnie chcąc coś powiedzieć to chyba z tego zrezygnował, bo machną na mnie ręką i wyszedł bez słowa.
Opadłam z nóg i upadłam na ziemię przykładając ręce do buzi zakrywając przy tym oczy. Skuliłam się delikatnie i łzy zaczęły mi lecieć ciurkiem. Myślałam, że niedługo to cały dom zaleję. Paula tylko rzuciła torbę, którą trzymała na ziemię, podbiegła do mnie i schowała w swoim niedźwiedzim uścisku. Nie mam pojęcia ile my czasu spędziłyśmy na tej czynności. Pięć minut, dziesięć, a może pól, ale wiedziałam jedno. To była wspaniała chwila, bo czułam się przy niej bezpiecznie.

- Powinnaś zrobić sobie meliski na uspojonie. To ci dobrze zrobi. - usłyszałam głos mojej przyjaciółki docierający do moich uszu. Delikatnie rozpromieniona wstałam za jej pomocą i nastawiłam wodę na herbatę.

Opowiedziałam jej o dzisiejszym incydencie, który wudarzył się po szkole przed budynkiem wraz ze szczegółami, aż do teraz.

Po wysłuchaniu jej wupowiedzi można było wywnioskować, że nie uśmiechało się jej do tego, aby wyrazić pozytywną zgodę odnośnie randkii z Maćkiem i tylko po to, żeby wkurzyć mojego wroga. Teraz to chyba jeszcze bardziej sądząc po naszej niedawno odbytej kolejnej kłutni.

- Proszę cię Paula nie będzie tak źle. Zawsze trzeba spróbować. Może być nawet zabawnie. - wytłumaczając robiłam minę proszącego, małego szczeniaczka.

- Oj nie wiem nie wiem. Postąpisz jak chcesz, ale ja na twoim miejscu bym tego nie robiła. Po pierwsze jak już wspominałam doprowadzisz do tego, że go bardziej wkurzysz, a po drugie nie wiadomo jaki ten twój nowy kolega jest i jakie ma wobec ciebie zamiary. Zobaczysz jeszcze do mnie przylecisz i będziesz mówiła na kolanach, że miałam rację.

Ona to zawsze musi być ta mądrzejsza. Hmm.. skoro tak pogrywamy to niech będzie.

- A jak nie będziesz miała racji to...

- Co ci znowu w tej główce świta hmm..? - powoedziała zaciekawiona.

- Daj mi dokończyć. Jak ja będę miała rację, a ty przegrasz to siedzisz do końca roku szkolnego z Maćkiem, a w odwrotnej sprawie ja z Kubą. ZAKŁAD? - mówiąc ostatnie słowo podałam jej dłoń co ona zresztą uczyniła to samo i złączyłyśmy nasze ręce w ścisku.

- Niech ci będzie. ZAKŁAD !.

Po wypiciu całego napoju poszłyśmy do mojego pokoju i wskoczyłyśmy pod kołdrę rozmawiając jeszcze jakiś czas na różne tematy. Potem zasnęłam tonąc w myślach.

-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-

Hejka wszystkim. Ten tozdział ma 1046 słów pomijąc moje pisanie pod rozdziałem. To mój najdłuższy jaki dotychczas napisałam. W takim razie sugeruje to chyba, że moja wena się rozwija. I oby tak dalej. Chciałabym wam podziękować jeszcze za tak szybko wbite prawie 100 kolejnych wyświetleń i dodatkowych gwiazdek za co wam bardzo dziękuję i oby było więcej. Czekajcie na kolejny rozdział. :)

Między nienawiścią a miłościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz