*8*

465 23 4
                                    

Właśnie dojechaliśmy do kawiarni. Chciałam już wysiąść, ale moje drzwi były otwarte. Spojrzałam na osobę, która mi otworzyła. Moi wzrok skrzyżował się z wzrokiem Jamesa, który się uśmiechał. Podał mi dłoń i wysiadłam z pojazdu.

Kolejny, raz nie puszczając mojej dłoni, ruszył pewnym krokiem do kawiarni. Miejsce było przytulne i takie domowe. Czułam się przez chwilę jak w domu mojej babci. Uśmiechnęłam się na te myśli.

Zajęliśmy stolik, po chwili przy naszym stoliku stała kelnerka.

-Dzień dobry. Co podać?-spytała. Na widok bruneta, oczy jej się zaświeciły. Mężczyzna to zauważył.

-Ja poproszę cappuccino i sernik, a ty kochanie?-spojrzałam na kelnerke, przez jej minę prawie wybuchłam śmiechem.

-Ja latte i też sernik skarbie.- powiedziałam  patrząc na bruneta i przenosząc wzrok na kelnerke. Ponownie miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.

-Za chwilę podam państwa zamówienie.-powiedziała, a raczej warknęła.

Kiedy odeszła zaczęłam się śmiać, zresztą Maslow tak samo.

-Wi..widziałeś jej minę.-ponownie wybuchłam śmiechem.

-Myślałem że wybuchnie.-ledwo wydusił przez śmiech.

Chwilę nam minęło żeby się opanować .Przez chwilę czułam się jak nastolatka, która wyszła na spotkanie z kolegom.  Przypomniało mi się że szef dał mi teczkę. Wzięłam torbę do rąk.

-Czego szukasz?-spytał James.

-Teczki.- powiedziałam.

Wyjęłam zieloną teczkę z torby. Otworzyłam ją, a tam widniał napis:

"POWODZENIA TORI"

Zaśmiałam się. Spojrzałam na Jamesa, ale ten patrzył na mnie dziwnie. Pokazałam mu co napisał szef, a on również się zaśmiał.

Siedzimy tu już około godziny. Opowiadamy sobie różne śmieszne historie z dzieciństwa. Od śmiechu boli mnie już brzuch.

-Serio wrzuciłeś swojej babci żabę do buta?-zapytałam, a raczej wydukałam przez śmiech.

-No co? Chciałem zrobić żart, a babcia trafiła przezemnie do szpitala, bo prawie dostała zawału. Przyznałem się dopiero po pół roku w święta.-też się śmiał.

-Ale mnie brzuch boli.-przyznałam, łapiąc się za wspomnianą część ciała.

-Uwierz dawno się tak nie śmiałem.

Po chwili zaczął dzwonić mój telefon. Wyjęłam go z torby. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie mojego brata. Przejechałam palcem po ekranie, aby odebrać i przystawiłam urządzenie do ucha.

-Cześć Douglas, co tam?-spytałam wesoło.

-Przyjedziesz do szpitala. Emma bolał brzuch i krwawiła. Boję się o nią i maleństwo.-powiedział płaczliwym tonem.
-Już jadę. W jaki szpitalu jesteście.-spytałam. Brat podał mi adres.-Ok za 15 minut będę.- powiedziałam i szybko zaczęłam się zbierać.

-Przepraszam James, ale moja bratowa trafiła do szpitala. Muszę jechać.

-Jasne rozumiem. Zawiozę Cię.-oznajmił i też zaczął się zbierać.

-Nie trzeba-powiedziałam i chwyciłam za torbę.

-A masz tu samochód. Nie sądzę że chcesz jechać do mnie po samochód i dopiero z tamtąd do szpitala. Jak Cię zawiozę będzie szybciej. Chodź.-powiedział.

Szybko zapłacił, nie czekając na resztę, chwycił mnie za rękę i szybko udaliśmy się do samochodu. Wsiedliśmy do niego. Brunet szybko go odpalił. Podałam mu adres szpitala. Po 10 minutach byłam na miejscu.

A tak mi się nudziło i napisałam kolejny😅. Co myślicie?😞😛


Pain(J.M. i V.J.)✒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz