Trening i poszukiwania

179 5 0
                                    

Ranek nadszedł stanowczo zbyt szybko.

Nadal unosiłam się u progu krainy snu, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zignorowałam je. Pukanie jak na złość rozległo się ponownie. Po raz drugi je zignorowałam, naciągając kołdrę.

- Kadetko Carter proszę otworzyć – rozkazał męski głos zza drzwi. – Inaczej będę musiał użyć innych metod, które mogą się nie spodobać.

„Proszę bardzo. Droga wolna.", pomyślałam przekręcając się na drugi bok.

Drzwi otworzyły się i usłyszałam kroki. Po chwili wszystkie światła w pokoju zostały zapalone, a na moją głowę wylano... szklankę wody. Zerwałam się natychmiast do pozycji siedzącej. Musiało to wyglądać komicznie, bo widok Steve'a przesłoniły mi skołtunione włosy.

- Bardzo śmieszne, Rogers – mruknęłam i z powrotem opadłam na poduszki.

- Kapitanie Rogers. Wstawaj. Za pięć minut zaczynamy trening – powiedział.

- Czyj? – Inteligencja jeszcze spała. Głęboko. I daleko pośród otaczającego dom lasu.

- Twój – zaśmiał się. - A jest tu jeszcze ktoś?

- Ty – wymamrotałam. Miałam nadzieję, że nie usłyszał.

Wyszedł z pokoju.

Spojrzałam na zegarek. Wyświetlacz wskazywał 5:35. Wstałam z łóżka i podeszłam do torby leżącej na krześle przy biurku. Wyciągnęłam potrzebne ubrania i poszłam do łazienki.

*******************

Ledwo zeszłam do piwnicy, a świat przekręcił się o 90 stopni. Widok zasłoniły mi włosy, których nie zdążyłam jeszcze związać. Podniosłam się na tyle, by przysiąść na piętach. Przegarnęłam włosy i zwinęłam je na karku w węzeł.

- Trzy ostrzeżenia i przedłużam Twój trening o kwadrans przeznaczony na ćwiczenia kondycyjne – Kapitan używał wojskowego tonu. Tego cholernie znienawidzonego przeze mnie tonu, którego używała Babunia, kiedy się z nią nie zgadzałam.

- Wiesz Steve, że ten ton już dawno na mnie przestał działać – Podniosłam się i przybrałam pozycję wyjściową.

- Kapitanie Rogers.Raz – powiedział i wyprowadził cios.

Uderzenie wycisnęło powietrze z moich płuc. Jęknęłam przy upadku.

- Wstawaj! – rozkazał.

„Ugryź się", pomyślałam i jednym ruchem ponownie przybrałam pozycję pionową. Tym razem byłam nieco lepiej przygotowana. Ale tylko nieco. Świat ponownie okręcił się do góry nogami.

- Nie starasz się! A myślałem, że będziesz lepiej walczyć – powiedział rozczarowany. - Drugie ostrzeżenie.

Po jego dwóch atakach wiedziałam już jak się bronić. Jeszcze nikt nie pokazał mu zmian jakie zaszły w sztukach walki. Albo darzyli go zbyt wielkim respektem. No cóż, ktoś musiał być pierwszy. I nawet cieszę się, że padło na mnie.

Steve trzymał gardę. Potrzebowałam drobnego rozproszenia jego uwagi. Podeszłam, by dzieliło nas jakieś pół metra. A to było niebezpieczne.

             - Ile ważysz? – wypaliłam z najgłupszym pytaniem, jakie wpadło mi do głowy.

             - Słucham? – zapytał lekko zaskoczony.

Na to czekałam.

*******************

Woda spływająca po ciele wzmagała ból głowy. Świetnie. Nabawiłam się migreny, więc słyszałam jak Steve przesuwa kubki w szafce. I szumiący na kuchence czajnik.

Wyszłam z kabiny, najszybciej (i jednocześnie najdelikatniej) jak tylko mogłam wciągnęłam na siebie granatowe spodnie i tunikę z krótkim rękawem w biało-niebieskie marynarskie pasy. Spojrzałam w lustro. To nie był najlepszy pomysł. Część siniaków już pokazywała swoje buźki na odsłoniętych przedramionach (Steve odbił mój cios szybko i zdecydowanie za mocno, ale przeżyję). Gorzej było wyżej. Wyglądałam jak zombie. Czyżby czekała mnie powtórka z rozrywki?

„Cholerny brak kawy. Cholerny Rogers", wściekałam się w myślach.

AŁA! To też bolało.

Miałam niezwykle nikłą nadzieję, że może dośpię te newralgiczne, niedospane dwie, trzy godziny i będę jak to nowo narodzone dziecię. Nadzieja podobno umiera ostatnia, prawda? Nie tym razem.

Otworzyłam drzwi do łazienki. Po ich drugiej stronie stał Steve z kubkiem kawy w ręku. Moją ulubioną – z dużą ilością mleka.

         - Poradziłaś sobie. – Wręczył mi kubek. – Na treningu. Mało kto wpadł na pomysł z rozproszeniem uwagi przeciwnika.

Oparłam głowę o chłodną framugę. O tak, co za ulga. Upiłam łyk napoju.

         - Mało kto? – zapytałam. – Czyli prowadziłeś już treningi.

Minęłam Steve i podeszłam do torebki. Kawa przytłumiła harce krasnoludków w żelaznych butkach rozgrywające się w mojej głowie. By całkowicie je zakończyć potrzebowałam wsparcia. Wyciągnęłam buteleczkę z ibuprofenem. Na dzień dobry łyknęłam dwie kapsułki.

          - Chyba nie powinnaś popijać tego kawą – powiedział zaniepokojony, kiedy dopiłam napój.

„Lekarz od siedmiu boleści się znalazł", przemknęło mi przez myśl, kiedy buteleczka wylądowała w kieszeni tuniki.

           - Cicho. – Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam krzywo. To również nie było dobrym pomysłem, bo cicho syknęłam z bólu. – Mamy robotę.

Skrzywiłam się. Jeszcze 10 minut. Potwornie długich i bolesnych minut.

*******************

Witajcie,

dziś krócej niż zwykle. I nawet jestem zadowolona z rozdziału.

Jak się podobało, dajcie znać. Jak nie, to też dajcie znać.
Każda opinia mile widziana.

Wasza Arwen.

P.S. Jakie macie odczucia po zwiastunie "Justice League"?
Bo ja mam bardzo mieszane.

So, my real name is...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz