Początek podróży

286 9 2
                                    


- Kluczyki są w środku. – poinstruował mnie jeden z mechaników.

Wsiadłam do granatowego crossovera Nissana, wcześniej upewniwszy się, że nie ma w nim niczego, co mogłyby umożliwić namierzenie przez S.H.I.E.L.D. lub podobną organizację. Kapitan miał jeszcze 3 minuty do umówionego czasu, kiedy drzwi windy rozsunęły się. Usłyszałam dźwięk otwieranej klapy bagażnika, a chwilę potem blondyn już był obok mnie.

- Wolcot, Vermont. – przeczytał napis na ekranie GPS. – Jezioro Elmore.

- Coś nie tak? – zapytałam, gdy wyjechałam z garażu i skierowałam pojazd na Broadway Street, prowadzącą na trasę, którą mieliśmy dojechać na rozjazd pod Albany. Dalej miałam zdać się na nawigację. – Przepraszam.

- Za co? – zaskoczony odpowiedział pytaniem.

- Za to wszystko. Cały ten wyjazd. Ty mnie ledwie znasz. To po pierwsze. Po drugie, sama nie wiedziałam jak cię poprosić o to, żebyś ze mną pojechał, więc wrobiłam w to Fury'ego. – Rogers tylko się uśmiechnął.

Odetchnęłam głęboko, zdecydowana na ujawnienie tego co wiedziałam o swoim pochodzeniu. Mając na uwadze, nawet to, że Steve może mnie w ogóle nie słuchać.

- Ta sprawa dotyczy mojej przeszłości... – zaczęłam opowiadać. Z każdym wypowiedzianym słowem czułam jak moje policzki zmieniają barwę na wściekle czerwoną. – A po tym wypadku, moim wychowaniem zajęła się Babunia.

- Tylko ona? A twój Dziadek? – Czyli jednak słuchał.

- Dziadunio zmarł kilka miesięcy przed moją adopcją. – wyjaśniłam szybko.

- Rozumiem. – W jego głosie nie dało się słyszeć współczucia. Wszystko co wyrażał to zrozumienie. I dopiero teraz zrozumiałam, że i on stracił wszystkich, których kiedykolwiek kochał.

Zapadła chwila niezręcznego milczenia. Żadne z nas nie wiedziało, jak zabrać się do dalszej rozmowy.

- Ally?

- Słucham.

- Gdybyś potrzebowała zmiany za kierownicą, mów śmiało.

- Właściwie. – Skierowałam samochód w stronę dzielnicy handlowej, by po chwili zaparkować pod estakadą autostrady północnej. – Mógłbyś mnie zmienić.

Przeszłam do drzwi bagażnika i wyciągnęłam z niego swoją torbę z komputerem i pozostałym sprzętem elektronicznym. W tym czasie Rogers przesiadł się na miejsce kierowcy.

- Steve, przełóż na tył swój telefon, zegarek i resztę sprzętu, który dostałeś od S.H.I.E.L.D. – Zatrzasnęłam klapę bagażnika i wpakowałam się na tylna kanapę Nissana.

- Dlaczego?

- Babcia zaznaczyła, że dom, do którego jedziemy został zbudowany jako bezpieczna kryjówka. Nie wiem przed kim, ale chcę by tak pozostało. Chcę zablokować wszelkie sygnały pokazujące nasze dokładne położenie.

- Przecież dla nich pracujesz! Nie ufasz im? – Odpalił silnik.

- Ostrożności nigdy za wiele. Poza tym... - zawahałam się przed ujawnieniem jednej z historii agentki Carter. W końcu zdecydowałam się na wiele mówiące zakończenie - ... Babunia w pewnych kwestiach też nie mogła im zaufać.

Czy kłamałam? Nie do końca. Sama nie znałam całej historii, ale wiem ze skrawków opowiadań, że Babunia tuż po wojnie podjęła nieautoryzowaną misję na prośbę Howarda Starka, na którym reszta nowojorskich agentów postawiła krzyżyk, za prawdopodobną sprzedaż broni wrogom USA. Cóż, przyjaciołom trudno odmówić.

- Jaka trasa? – zapytał wyjeżdżając z parkingu.

- Jedź zgodnie ze wskazówkami GPS. Albany. – odpowiedziałam równocześnie próbując dobrać się do kodu źródłowego S.H.I.E.L.D.

- Zmieniła się? – zapytał nagle. – Po moim... Po katastrofie?

Zaskoczona emocjonalnością pytania, spojrzałam na jego odbicie we wstecznym lusterku.

- Na pewno. Powiedziała tylko, że Dziadunio musiał długo czekać, aż będzie gotowa. Nie chciał jej do niczego zmuszać po... po wojnie. Chciał, żeby tę decyzję podjęła sama. Bez żadnych zobowiązań... Mam cię skubańcu.

- Co masz? – Odwrócił głowę w moją stronę.

- Nieważne. – odpowiedziałam. Z jego małą, nieświadomą pomocą właśnie uzyskałam dostęp do archiwum S.H.I.E.L.D. i byłam z tego dumna. A Kapitan... na razie nie musi o tym wiedzieć. – Oczy na drogę.

Wyszukałam pliki z przełomu września i października. Znalazłam dwa raporty z interesujących mnie wydarzeń. W Nowym Meksyku pojawił się... nordycki bóg piorunów, Thor, którego przybycie odczułam bardzo boleśnie. A tego samego dnia Harlem ledwo przetrwał atak niejakiego Hulka. Jednak nigdzie nie znalazłam wzmianki o incydencie przy 68th Street. Mogło to oznaczać jedno – mam przesrane. Jak bardzo? Przekonam się po powrocie.

Opuściłam kazamaty archiwum S.H.I.E.L.D. i zajęłam się sprawdzaniem posiadanych notatek. Od żmudnego procesu nanoszenia poprawek na skrypt z neurochirurgii, który dostałam od kolegi z roku wyrwało mnie pytanie:

- Nie jesteś głodna?

Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 15:23. Jak na zawołanie mój żołądek zaczął odgrywać taniec węgierski Brahmsa zmashowany z IX Symfonią Beethovena. Próbowałam przypomnieć kiedy ostatni raz coś jadłam... i wyszło mi, że to było tak jakoś wczoraj rano.

- Jak wilk.

Po kilku minutach osiągnęliśmy granice administracyjne Albany, a Steve zjechał w jakąś boczną ulicę. Moim oczom ukazał się prześliczny dworek z XIX wieku. Jeden z tych, które wyobrażasz sobie, jako miejsce akcji którejkolwiek z książek Jane Austen.

- Pięknie, prawda?

Przewiesiłam się przez oparcie fotela pasażera. Z zachwytu nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Przez chwilę podziwiałam budynek z zewnątrz, a Rogers w tym czasie opuścił miejsce kierowcy i otworzył drzwi.

- Chcesz zobaczyć jaki jest w środku? – zapytał. Otrząsnęłam się. Szybko wpakowałam elektronikę z powrotem do torby i narzuciłam płaszcz. Przy wysiadaniu podał mi dłoń. I odebrał ode mnie torbę z laptopem. Obok czekały już wypakowane z bagażnika torby.

- Skąd znasz to miejsce?

- Przed wojną mieszkałem tu podczas plenerów malarskich.

*******************

Witajcie,

atmosfera się zagęszcza...

Ostatnio miałam napływ weny, więc szkice
do kolejnych rozdziałów powstają szybko.
Problem stanowi przelanie tego co mam w głowie
na papier, a w tym przypadku - na klawiaturę.

Życzcie powodzenia
i do następnego.

Wasza Arwen.

P.S. Pamiętajcie o meczu półfinałowym z udziałem polskich piłkarzy ręcznych:).

So, my real name is...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz