Niepewna przyszłość

120 1 0
                                    

STEVE:

Szukałem zajęcia. Przejąłem część treningów dla grup kadetów od agentek Brown i Robinson, by mogły nadzorować remont szatni oraz programy szkoleniowe starszych roczników. Robiłem wszystko, by zagłuszyć kłębiące się w głowie pytania. I brak rozmów z Ally.

Chociaż od rozmowy z Furym minęły cztery dni, nadal nie mogłem przyswoić większości przekazanych mi informacji. I nie ważne jak mocno chciałem temu zaprzeczyć, fakty mówiły same za siebie. Czytałem raport o ataku Destroyera na osadę w Nowym Meksyku i Thorze, nordyckim bogu burzy i piorunów. Słyszałem opowieści Siggy na plenerze malarskim. Widziałem, że liczne testy przeprowadzone na próbkach ich krwi za każdym razem wykazywały bardzo wysoki stopień pokrewieństwa. Dodatkowo cała ta sytuacja ze świetlnym kokonem wokół Ally wskazywała na nowe problemy: Jaką mocą dysponuje rudzielec?, Czy może stanowić zagrożenie dla życia innych?, Czy może sprowadzić zagrożenie biologiczne, chemiczne lub jakiekolwiek inne na planetę?

Odchyliłem głowę i oparłem ją o ścianę windy. Zaczynałem się czuć jakby brakowało mi powietrza. Jak przed wojną. Przed... serum.

Wyszedłem z windy i skierowałem się do sali, w której leżała Ally.

Srebrne iskry pływające pod jej skórą jeszcze kilka godzin temu zniknęły. Kokon, który ją otulał wyglądał na wyblakły. I zanikał z każdą mijającą sekundą. A gdy zniknął zupełnie przez jej ciało przeszedł silny dreszcz. Powieki zadrżały. Uniosły się ukazując nieco ciemniejszy odcień granatu niż zazwyczaj.

- Hej – wyszeptała. Natychmiast dostała ataku kaszlu. Pielęgniarka z punktu dyżurnego po zwalczeniu stuporu, w jaki wpadła po wejściu do pomieszczenia, podała jej maskę z tlenem.

- Na razie nic nie mów – nakazała.

Dziewczyna kiwnęła głową. Miała rozszerzone źrenice. A oddech był nieco zbyt szybki, stanowczo za płytki, bardzo chrapliwy i przerywany. Znajdowała się w stanie między hajem tlenowym a możliwym atakiem histerii.

- Za chwilę przyjdzie lekarz – poinformowała nas pielęgniarka. – Wtedy podamy ci coś na uspokojenie...

- Przepraszam. Mam pomysł, jak sobie z tym poradzić – wtrąciłem.

Minąłem kobietę i podszedłem do łóżka.

- Ufasz mi?

Ponownie skinięcie głową.

Podszedłem do łóżka. Ująłem dłoń dziewczyny i przyłożyłem do swojej klatki piersiowej. Dawno temu, jeszcze przed serum najpierw mama, a następnie... Przed serum bliscy pomagali mi uspokoić oddech podczas ataków astmy. Powiedziałem do dziewczyny:

- Oddychaj razem ze mną. – Wciągnąłem powietrze. Na szczęście powtórzyła. – Wydech. Raz.

Z minuty na minutę jej oddech stawał się głębszy, miarowy.

Zamknęła oczy. Między jej ściągniętymi brwiami pojawiła się znajoma zmarszczka. Znak, że stało się coś co musi przemyśleć. Wszystko zapowiadało, że czasu będzie miała aż nadto.

Nie chciałem jej zostawiać. Nie po informacji o jej pochodzeniu. Nie byłem pewien czy lekarze, a w domyśle Fury, nie zechcą przeprowadzić na niej niebezpiecznych dla wszystkich obecnych eksperymentów.

- Porozmawiamy później – szepnąłem i uścisnąłem jej ramię.

Skinęła głową. Na korytarzu minąłem zaaferowany zespół lekarzy.

************

- Ericka, posłuchaj, w tym roku nie dam rady przyjechać... Zależy jak na to spojrzysz... Zatrucie... Tak, tak, dość poważne... W szpitalu... Nie, nie trzeba... Na zakaźnym, w izolatce... Na razie nic... Nadal sprawdzają... Jak się czuje moja babcia?... Mówisz poważnie, nakrzyczała na Matta... Jak duży jest ten guz?... Przeproś go ode mnie... Dostała nowe leki!... Co dokładnie?... Doktor Collins to zatwierdziła?... Okay, dzięki za wszystko. Muszę kończyć... Tak, tobie też najlepszego... Do zobaczenia.

So, my real name is...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz