Spotkania

356 10 2
                                    


Spacer po Manhattanie w czasie deszczu na początku października nie należał do najprzyjemniejszych aspektów życia w tym mieście. Na szczęście niosłam w ręku największy kubek kawy jaki kiedykolwiek widziałam. Pierwszy łyk Caramel Macchiato rozlał uczucie ciepła po całym ciele.

Ulice zapełniły się ludźmi, a Manhattan już zablokowały zwyczajowe korki. Wracałam do Bazy. Przy skrzyżowaniu z 68th Street stanęłam z dala od grupy ludzi czekających na przejściu. Lekko odwróciłam głowę w stronę skrótu prowadzącego do Central Parku, gdy zauważyłam rozpędzony samochód jadący wprost na stojącą na przedzie uczennicę. Wyciągnęłam przed siebie prawą dłoń i już miałam krzyknąć, by odsunęła się od krawędzi, kiedy auto zatrzymało się na barierze o milimetry od przerażonej dziesięciolatki z różową parasolką. Ześliznął się po niewidzialnej przeszkodzie w stronę 5th Avenue, taranując stojące tam taksówki. A z mojej dłoni zniknęła złota siateczka wyładowań. Rozejrzałam się wokół. Nie widziałam, by ktoś zainteresował się moimi wyczynami. Kierowca czarnego SUV-a już podszedł do szarego Focusa. Jego kierowca musiał być nieprzytomny, bo widziałam jak ten od SUV-a dzwoni po pomoc. Sprawdziłam co z dziewczynką. Była roztrzęsiona. I płakała.

- Cześć! – Położyłam dłoń na ramieniu małej. – Jestem Ally.

Dziewczynka podniosła wzrok.

- Lilia-anne. – czknęła i spróbowała nie płakać.

- To dla ciebie. – wyciągnęłam paczkę chusteczek. Uważnie obserwowałam jej reakcję. – Zadzwonić po kogoś?

- Ch-chcę do ma-amy. – wykrztusiła po chwili.

- Musisz mi podać do niej numer telefonu. Zadzwonię i poczekamy na twoją mamę w kawiarni, dobrze? – Dziewczynka kiwnęła głową z entuzjazmem. Zdjęła plecak i po chwili wyciągnęła notatnik, w którym znalazłam numer do jej mamy. Kobieta odebrała po dwóch sygnałach.

- Dzień dobry, z tej strony Alice Heywood. Pani córka poprosiła, bym zadzwoniła do Pani. Wiem, że dziwnie to zabrzmi, ale mała była uczestnikiem wypadku przy 68th Street. – po drugiej stronie kobieta wciągnęła głośno powietrze. – Spokojnie, nic jej się nie stało. Jest cała i zdrowa. Mała chce, żeby Pani do niej przyjechała. Czekamy w Starbucksie przy 2257 5th Avenue.

Wzięłam dziewczynkę za rękę. Ruszyłyśmy w stronę kawiarni. Po chwili zatrzymali nas policjanci z pieszego patrolu.

- Przepraszam, ale musi pani złożyć zeznania. – powiedział brunet.

- To nie może za zaczekać? – zapytałam i wskazałam na Lilianne. – Jestem umówiona z mamą dziewczynki.

Za plecami usłyszałam podniesione głosy.

- To ta dziewczyna. Rudowłosa. Ona to zrobiła. Ona zatrzymała samochód.

Kierowca jednej z taksówek stojących w zatoczce wskazywał na mnie.

„Mam przesrane. Mam super przesrane"

Wtedy momentalnie pojawili się agenci S.H.I.E.L.D., którzy zaczęli rozładowywać sytuację. Mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce zaczął rozmawiać z taksówkarzem. Drugi w eleganckim płaszczu zajął się policjantami z radiowozu. Za plecami policjantów, którzy chcieli mnie zatrzymać pojawił się czarnoskóry wysoki mężczyzna w długim skórzanym płaszczu i przepaską na lewym oku.

- Panowie, musimy porozmawiać. – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Rickards, zabierz małą do jej mamy.

- Do Strabucksa, następna przecznica. – powiedziałam do blondynki.

So, my real name is...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz