Początek

62 3 0
                                    

W trakcie kolejnych dwóch miesięcy sesje treningowe były przeplatane kolejnymi testami medycznymi. I fizycznymi.

Jeden z członków zespołu naukowego codziennie mierzył, ważył i robił wszystko, co trzeba było zrobić.

- Czuję się jak poduszka do igieł – skomentowałam, gdy zakończono pobierać kolejną próbkę, czegokolwiek, co aktualnie było potrzebne do badań.

- Na dziś już koniec. – Pielęgniarka poklepała mnie po ramieniu. Skrzywiłam się i cicho syknęłam. Musiała trafić w siniak po poprzednim razie.

- A kiedy konkretny koniec badań ma nastąpić?

Blondynka uśmiechnęła się i odprowadziła do drzwi.

************

Było mi niewygodnie. I zimno. Otworzyłam oczy. To co zobaczyłam wcale nie przypominało klitki, którą w Laboratorium uznano za moją kwaterę.

Nad sobą zobaczyłam miriady gwiazd. Konstelacje, których nie mogłam rozpoznać. Rozejrzałam się dookoła. Wyglądało na to, że wylądowałam na odległej asteroidzie. Przynajmniej astralnie. Podparłam się na łokciach. Nagły ruch spowodował zawroty głowy. Zamknęłam oczy. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Jak dobrze, że moje ciało jest na Ziemi. Licho wie ile lat świetlnych stąd. I w którym kierunku.

Na szczęście karuzela w głowie przestała pracować. Mogłam się powoli spionizować i, w końcu, rozejrzeć po „okolicy". Wylądowałam w czymś co w domu mogłabym uznać za dolinę. Lub podobny twór Matki Natury. Skały wokół były szaro-zielone. Wystrzępione. Ruszyłam bliżej prawej ściany. Gdy zbliżyłam się do wylotu załomu usłyszałam głosy. Dwóch mężczyzn:

- Próbują okiełznać jego moc... Nasz sojusznik... Sześcian... Wszechświat będzie nasz. Ludzie będą mogli zrobić tylko jedno. Spłonąć! – Ostatnie zdanie sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz, o ile w stanie astralnym jest to możliwe.

Ostrożnie wyjrzałam zza węgła. Szybko cofnęłam głowę. Ostrożnie wychyliłam się z kryjówki jeszcze raz.

Spojrzałam na pierwszy unoszący się w przestrzeni stopień. Podążyła wzrokiem śladem kolejnych. Na szczycie zobaczyła klęczącą postać spowitą w burą szatę z kapturem. Spojrzałam wyżej. Nad głową jego lub jej głową unosił się... ogromny fotel.

Cofnęłam głowę jeszcze raz. Oparłam się plecami o skalną ścianę. Z powodu szoku nogi odmówiły posłuszeństwa. Opadłam na powierzchnię asteroidy.

Wstrząs asteroidy – a raczej łóżka na Ziemi – sprowadził mnie z powrotem. Żołądek podszedł do gardła. Wzięłam głęboki oddech. Nie mogłam się teraz posypać. Bogowie rozkładu poczekają cierpliwie na swoją ofiarę. Szybko założyłam swój kombinezon – od kilku dni mój oficjalny strój, w którym poruszałam się po bazie.  ostatniej chwili złapałam naszyjnik leżący nakomodzie.

Musiałam znaleźć Bartona.

************

Na poziomie sypialnym panował spokój. Po chwili dotarłam do klatki schodowej i ruszylam na główny poziom.

- Carter! Idziesz ze mną. – Na schodach pojawiła się Maria Hill w towarzystwie dwóch uzbrojonych po zęby agentów.

Przeszliśmy na poziom, gdzie znajdowały się parkingi, a dalej ukryty wyjazd z podziemia. Rampy załadunkowe wypełniały grupy osób przenoszące kolejne partie skrzyń. Hill skinęła na towarzyszących mężczyzn i wskazała stanowisko na końcu.

- Muszę porozmawiać z Bartonem – przerwałam ciszę. – Potrzebuję komunikatora. Swój zostawiłam w pokoju.

Wyciągnęłam dłoń po urządzenie.

- Dlaczego?

- Bo wiem...

Przerwał mi kolejny wstrząs

- Agencie Jordan, zabierz ją stąd – rozkazała Hill


******************************************

Witajcie Kochane,

nie linczujcie.

Po długi boju z weną i pozostałymi obowiązkami w pracy i domu wracam z kolejnym rozdziałem.

Jestem w trakcie niezwykle gorącego okresu w branży. Nawet nie pytajcie "Kiedy pojawi się kolejny rozdział?", bo nadal jest na etapie tworzenia, obróbk. No, generalnie jestem w trakcie jego pisania. 

A piszę w wolnych chwilach, których od połowy stycznia nie mam za wiele.

Cierpliwości!

Wasza Arwen

P.S. Jak bardzo nie możecie doczekać się "Endgame"?

So, my real name is...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz