Obudziłam się. Ponownie leżałam w łóżku. Koszmarny ból rozsadzał mi czaszkę. A w okolicach przepony rozpychał się żołądek. Wstałam z wielkim trudem i doczłapałam do łazienki, gdzie natychmiast przytuliłam się do muszli.
Kiedy już wyrzuciłam z siebie wszystko co miałam wyrzucić, usiadłam na chłodnej podłodze opierając się o wannę. Wtedy o mój obojczyk obiło się coś ciężkiego. Wstałam i podeszłam do umywalki. Przemyłam twarz i przepłukałam usta. Wdech. Policzyłam do czterech. Wypuściłam powietrze. Powtórzyłam ćwiczenie drugi raz. I trzeci. Kiedy miałam pewność, że atak torsji już się nie powtórzy, mogłam umyć zęby.
W końcu spojrzałam w lustro.
Na szyi miałam zawieszony naszyjnik z kołyski.
Jak on się tu, do cholery, znalazł? To był sen? A może coś innego? Kto odezwał się na końcu? Pytania pozostające bez odpowiedzi.
Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Odwróciłam się. Zrobiłam to jednak za szybko. Zakręciło mi się w głowie, a przed upadkiem uchroniła mnie wanna, na której przysiadłam. Nachyliłam się do przodu i wsadziłam głowę między kolana. Dłonie splotłam na karku.
- Ally... - przerwał Rogers. – Ally, gdzie jesteś?
- W łazience.
Rogers błagam nie wrzeszcz, niewypowiedziany komentarz zawisł w powietrzu.
- Wszystko...
- Nie kończ, proszę. – Machnęłam ręką.
- Odwołuję trening.
Wyprostowałam się. Uniosłam brwi ze zdziwienia.
- Tylko dzisiaj. – Uśmiechnął się.
- I tak dzisiaj wiele bym nie zwojowała.
- Kawy? Może wolisz herbatę?
- Mów do mnie jeszcze. – Posłałam mu słaby uśmiech.
- Skąd masz ten naszyjnik? – Podszedł tak blisko, że czułam piżmowy zapach żelu pod prysznic przebijający się przez jego wodę kolońską, a nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Jednak czułam się bezpiecznie.
- Nie jestem pewna.
- To nie odpowiedź. – Nadal stał zbyt blisko.
- Steve, możemy porozmawiać przy kawie? – Skrzyżowałam ręce na piersi.
- Przepraszam. – Uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia i skierował się do kuchni.
- Przyjdę za piętnaście minut. – krzyknęłam kiedy zamykał drzwi od pokoju.
************
Już od progu kuchni w mój nos uderzył cudowny aromat kawy. Na blacie wyspy stała taca, a na niej leżały tosty. Wzięłam jeden, ugryzłam kawałek i powoli przeżuwałam, kiedy odezwał się Steve:
- Smacznego.
Skinęłam głową, robiąc minę chomika. Mężczyzna uśmiechnął się i zasiadł nad talerzem, na którym był podsmażony na chrupiąco bekon i jajecznica. Na kuchence cicho szumiał czajnik.
- To dla mnie? – zapytałam żartobliwie, kiedy udało mi się przełknąć pierwszy kęs tosta.
- Dla mnie. – odpowiedział. Widząc moją minę, kontynuował. – Nie myśl, że nie słyszałem. Ani nigdy nie widziałem osoby, która dopiero co przeszła atak torsji. Dlatego zrobiłem tosty. – Czajnik dał znak życia. – I herbatę.
Postawił przede mną wielki kubek-pandę, z którego wydobywał się znajomy aromat rumianku.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. – Po raz kolejny posłał mi pokrzepiający uśmiech. – Popraw mnie jeżeli się mylę, ale wydaje mi się, że coś mi obiecałaś.
Wpatrywałam się w zaciśnięte wokół kubka dłonie.
- Gdzie znalazłaś ten naszyjnik? – ponowił pytanie.
Pokręciłam głową. Co mam mu powiedzieć. Że znalazłam go... we śnie?
- Nie wiem. – wyszeptałam. – Nie jestem pewna.
- Jak to? – Prawie zakrztusił się kawą. – Nie przyjmuję „Nie wiem" jako odpowiedzi.
Przygryzłam wargę. Musiałam szybko zdecydować.
- W noc przed twoim wybudzeniem nad Nowym Yorkiem przeszła potężna burza elektryczna – zaczęłam mówić, nawet na niego nie patrząc. – Tamtej nocy... coś się we mnie... zmieniło. Miałam... - zamilkłam na chwilę, szukając odpowiedniego słowa.
- Wizję? – podpowiedział blondyn.
Posłałam mu karcące spojrzenie. Moja dłoń powędrowała do złotej płytki, a wzrok na wiszący nad kominkiem w salonie zegar.
- Wydaje mi się, że ta rozmowa będzie musiała poczekać.
- Dlaczego?
- Chciałabym przyjrzeć się bliżej dokumentom w Archiwum. Za dwie godziny wyjeżdżamy.
************
- To jak określiłabyś ostatnie zdarzenie? – zapytał Steve, kiedy opowiedziałam mu o wizjach.
Wjechałam na międzystanową.
- Projekcją astralną? To chyba najbliższe temu co się stało.
Steve zrobił minę w stylu „Możesz mówić jaśniej", co było irytujące. Odetchnęłam głęboko. I z chęcią zignorowałabym niemą prośbę.
- Byłam pewna, że to co się stało, działo się w rzeczywistości. Miałam wrażenie, że jestem w pełni świadoma. Wszystko było... materialne. Czułam kształt, ciężar.
- Pamiętasz coś więcej?
- Widziałam dzień swoich narodzin.
- To twoje wspomnienie!?
- Nie słuchałeś, Steve.
- Wiesz, że wcześniej czy później będziesz musiała powiedzieć Fury'emu.
- Srały muchy...
- Przy Peggy też tak mówiłaś? – zapytał rozbawiony.
- Ugryź się – mruknęłam.
Steve rzucił mi wieloznaczne spojrzenie.
************************
Witajcie,
rozdział należał do tych z gatunku cudownych,
czyli łatwych, lekkich i przyjemnych do napisania.W mediach macie podgląd na to, jak może wyglądać
w rzeczywistości naszyjnik z rozdziału.
Tylko dodajcie jeden kamień więcej (w mitach były cztery).Jeżeli się podobało - wiecie co robić.
Jeżeli się nie podobało, to tradycyjnie,
jestem otwarta na konstruktywną krytykę.Wasza Arwen
CZYTASZ
So, my real name is...
FanfictionByłam na ostatnim roku medycyny, gdy na grobie mojej rodziny pojawiła się tajemnicza szkatułka. Wkrótce wciągnął mnie świat pełen tajnych agentów, superżołnierzy, ludzi w latających zbrojach i bogów. Wraz z ich pomocą poznałam drugą, mroczniejszą st...