Lanisek oddawaj ten telefon!

157 11 0
                                    

Akcja:

Dzień przed "Porwanie, czyli lamęty Andreasa"
Andreas

Kasia i Zuzia przyleciały do nas, do Norwegii, a konkretniej do Vikersund dzisiaj rano, (13.02.) więc mieliśmy trochę czasu aby się sobą nacieszyć przed konkursem. Na pierwszy ogień, tak jak ustaliliśmy z Domenem, miał pójść wspólny spacer. Zaprosiliśmy na niego, oprócz naszych dziewczyn, jeszcze Severina, Markusa, Anze i Danielka. Tego ostatniego musieliśmy ze sobą wziąć, ponieważ bez niego prawdopodobnie byśmy się zgubili. Jako że z nas wszystkich najlepiej zna te tereny, zrzuciliśmy na niego obowiązek przygotowania optymalnej trasy wycieczki. Oczywiście podjął się tego wyzwania i dwa dni po tym, jak go o tym poinformowaliśmy, miał dokladnie, z najmniejszymi szczegółami, przygotowany plan. Wyliczył wszystko, co do sekundy i jednocześnie załatwił z trenerami, że ten spacerek bedzie naszym treningiem w tym dniu, ponieważ mieliśmy zdobywać jakąś górę, która była najwyższym wzniesieniem w okolicy. Kiedy bagaże Polek były odstawione, zameldowaliśmy się przy recepcji, gdzie czekać mieli na nas inni uczestnicy wyprawy, razem z plecakami pełnymi jedzenia i mapami. Daniel ułożył jak się okazało naprawdę przepiękną trasę wzdłuż wielu malowniczych fiordów, które bez przerwy podziwialiśmy. W czasie drogi do pierwszego postoju, Zuzia narobiła nam mnóstwo zdjęć na ich tle i jestem szczerze zdziwiony, że jeszcze nie wyczerpała limitu. Przy pierwszej przerwie, po około dwóch godzinach marszu, wyciągnęliśmy się na przyszlakowych (?) kamieniach. Oczywiście tak leżąc objąłem Zuzę ramieniem i przytuliłem do siebie na co usłyszałem przeciągłe "Awywywywy" z ust moich przyjaciół z kadry i Daniela. W odpowiedzi, bardzo dojrzale, wystawiłem im język, z którego nic sobie nie zrobili i tylko się zaśmiali. Zuzia tylko pokręciła głową i podała mi kanapkę z plecaka, sama również biorąc jedną. To samo uczyniła reszta i po kilku minutach przekomarzania i jedzenia, w naszych plecakach było o siedem kanapek z jajkiem i szynką oraz pomidorem mniej. Odpoczynek został zakończony, a my rozpoczęliśmy wspinaczkę pod nieco stromszym szlaku. W pewnej chwili noga Zuzi ześlizgnęła się z mokrego kamienia i gdyby nie mój refleks przewrociłaby się, albo co gorsza sturlała na sam dół. Łapiąc ją mocno w talii przyciągnąłem do swojej klatki piersiowej. Polka starała się unormować przyspieszony oddech i przekonać mnie, że da już radę iść sama, więc mogę ją puścić, jednak ja byłem nieugiety i wciąż nie pozwalałem jej ruszyć się z miejsca. Po kilku minutach, kiedy upewniłem się, że nic jej nie grozi, pozwoliłem, aby nasza drużyna siedmiu krasnoludkow ruszyła w dalszą drogę. Po następnych kilkudziesięciu minutach marszu, doszliśmy nad piękne jeziorko, gdzie Tandex zarządził postój. Wszyscy, nie tyle z ulgą, co z zachwytem, przysiedliśmy na ławeczkach, które stały na brzegu zbiornika wody. Ponieważ wyszliśmy około szóstej rano, na horyzoncie za wodą, wciąż można było dostrzec lekkie smugi słońca, które wzeszło ledwie poł godziny temu. Lekko czerwone chmury wciąż przetaczały się leniwie po niebie. Zuzia przysunęła się bliżej mojego boku i oparła głowę na moim ramieniu.

- Naprawdę tu pięknie-powiedziała

-Ale i tak najpiękniejszym elementem krajobrazu jesteś ty słoneczko-cmoknąłem ją w zaróżowiony od wysiłku i niezbyt wysokiej temperatury policzek

Zapatrzeni w ten widok nie zauważyliśmy, że Anze odołączył się od nas i postanowił zwiedzić mostek, który prowadził na odległość około stu metrów w głąb jeziora. Mnie nie interesowały jednak poczynania Słoweńca, ponieważ moją uwagę skutecznie odwracała Zuzia, która z miejsca obok mnie przesiadła się na moje kolana i zaczęła smyrać moją szyję noskiem. Zorientowaliśmy się o braku Laniska dopiero wtedy, kiedy w naszej okolicy rozległ się głośny plusk wody. Spojrzeliśmy w tamtą stronę i ujrzeliśmy... Anzego, który wskoczył do wody prawdopodobnie po telefon, a teraz gramolił się na pomost ściskając go w zaciśniętej dłoni. Stanął na nogi, po czym, ociekając wodą, spróbował uruchomić urządzenie. Ze zrozpaczoną miną podszedł do nas i pokazał niedziałający telefon.

-Domen, stary druhu, użycz sprzętu, bo obiecałem mamusi, że wyślę jej jakiś ładny widoczek-wspomniany skoczek spojrzał na przyjaciela z ukosa

-Niech ci będzie Lanisek-odparł po chwili wachania-Skoro tak ładnie prosisz, to masz, ale pod warunkiem, że wyjdziesz tu do nas, na ląd i nie zbliżysz się z nim do wody.

-Dzięki stary-Anze rzucił się na kadrowego pryjaciela i pochwycił jego telefon

Odsunął się od nas odrobinkę i zaczął robić zdjęcia. Po kilku minutach, bardzo zadowolony z siebie oddał Domenowi telefon, a Daniel zarządził kolejny wymarsz.

Domen

Ja naprawdę nie wiem co ten Anze ma w głowie. Siedziałem sobie spokojnie na drewnianej ławeczce, trwając w uścisku ze swoją dziewczyną, zajadając się się herbatnikami i popijając je herbatą, kiedy w pewnym momencie Lanisek postanowił zwiedzić jezioro. Normalnie brawo za pomysłowość Anze. Jaby tego było mało, zepsuł swój telefon i wysyłał swojej mamie zdjęcia z mojego. Pokręciłem jedynie głową nad głupotą przyjaciela i trzymając Kasię za rękę ruszyłem za Tandem. W pewnej chwili Norweg jakby zboczył ze ścieżki i wkroczył w las. Miałem się go właśnie pytać, czemu zaczęliśmy iść nie zgodnie ze znakami, jednak on, jakby przewidując mój ruch, uniósł rękę w geście milczenia. Nie wydałem więc żadnego dźwięku, tylko w spokoju podążałem za przewodnikiem. Po kilku minutach naszym oczom ukazała się urocza polanka na której przy paśniku stało stado jeleni i saren. Daniel dał nam znak abyśmy nie hałasowali tylko obserwowali zachowanie ssaków. W pewnej chwili jednak Kasia nie wytrzymała i szeptem spytała chłopaka:

-Ej, Daniel, czemu ty tu jeszcze z nami siedzisz? Powinieneś iść do swoich-Norweg spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem, a Zuzia i Andreas natomiast wybuchli niepohamowanym śmiechem

Natychmiast zostali zgromieni wzrokiem Severina i Markusa, którzy z ogromnym zainteresowaniem przyglądali się procesowi jedzenia występującym powszechnie u tych ssaków. Nie spowodowało to jednak zaprzestania przez parę tej czynności, a jedynie ją nasiliło, zwierząta były chyba jednak przyzwyczajone do obecności niezbyt normalnych ludzi i dalej, najnormalniej w świecie zajadały się słomą/sianem. Anze z kolei nic sobie nie robił z tego, że obok niego są zwierzęta i cicho zaśmiewał się pod nosem, tylko on jeden wie z czego. Daniel natomiast postanowił chyba do spacerku dołożyć atrakcji, ponieważ po chwili staliśmy przyz jelonkach. Chłopak chwycił całkiem sporą garść karmy i wciskając nam do ręki powiedział:

-Macie, wyciągnijcie przed sibie ręce. Jeżeli jesteście godni zaufania wezmą to siano. Jeśli nie-nie wezmą-poinstruował

Pierwszy podszedł do Seviego, który zaczął cieszyć się jak małe dziecko. Kolejny zwierz zbliżył się do Markusa. Tezn z kolei na kontakt z szorstkim językiem zareagował śmiechem. Potem przyszła kolej na Danielka, do którego wręcz kleiły się stojące tam sarenki. Do Kasi i Zuzki za to tak pchały się i jelenie i sarny, tak bardzo, że aż musieliśmy z Andreasem je odganiać. Do Anzego nie podeszło żadne zwierze, jednak Słoweniec nie wydawał się tym faktem poruszony, ponieważ wciąż zaśmiewał się z czegoś. Nie mogąc spędzić tu niestety więcej czasu ruszyliśmy dalej. Po zdobyciu szczytu i wbiciu tam flagi złożonej z małych flag Polski, Niemiec i Słowenii oraz Norwegii wybraliśmy się w drogę powrotną. Czas leciał nam na wygłupach, więc wcale nie odczuliśmy długości trasy. W hotelu czekała na mnie jednak nie zbyt przyjemna niespodzianka. Mianowicie okazało się, że Anze, w czasie kiedy korzystał z mojego telefonu, jak to powiedział winowajaca, przez przypadek, opublikował na wszystkich moich portalach społecznościowych bardzo obciachowe zdjecie, na którym ja, Peter i Cene byliśmy tarmoszeni za policzki przez naszą babcie. Jak się okazało, Preter zobaczył to w czasie mojej nieobecności i kiedy tylko przekroczyłem próg, zbombardował mnie całkiem mocnymi słowami ochrzanu. Po wyjaśnieniu mu, że sprawcą tego incydentu był Anze, mogliśmy w spokoju obserwować jak Lanisek biega po całym budynku uciekając przed moim bratem. Porobiłem całe mnóstwo ujęć, które już po chwili opublikowałem, jednocześnie oznaczając na nich przyjaciela. Wieczór za to spędziłem z moją ukochaną na rozmawianiu na temat tego, dlaczego jelonki nie chciały podejść do Anze. Doszliśmy do jednego wniosku, a mianowicie , wyczuły ten okropny spisek, który ukartował Lanisek i z czystych względów bezpieczeństwa nie zbliżały się do niego.

_________________
Mam nadzieję, że się podoba. Jeśli macie czas możecie napisać, co o tym sądzicie.
Zuzia
Ps. Trzymajcie w czwartek kciuki za emulka1 😘

Dziewczyny, Które Zmieniły Nasze ŻyciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz