Akcja:
Bezpośrednio po poprzednim rozdziale (nie mam siły myśleć gdzie to będzie w akcji ogólnej, może jutro poprawię)Andreas
Był poniedziałek po Bożym Narodzeniu. Święto świętego Szczepana. Tego dnia postanowiłem nieco urozmaicić plan dnia Zuzy i gdzieś ją zabrać. Po mszy wróciliśmy do domu gdzie zjedliśmy z rodzicami wspólny obiad, a kiedy pomagałem mamie zmywać naczynia, a Polka rozwiązywała krzyżówki spytałem:
-Ej, skarbie, chciałabyś gdzieś dzisiaj wyskoczyć? Znam fajne miejsce na spacer...
-Z przyjemnością!-krzyknęła rozentazjuzmowana-Ale czy twoim rodzicom nie będzie przykro, że wyszliśmy gdzieś sami?
-Nie drogie dziecko. Idźcie się wyszaleć, ale wróćcie na kolacje, bo z ojcem nie będziemy czekać-pogroziła nam palcem i wróciła do poprzedniego zajęcia
Spojrzałem na Zuzię, która zeskoczyła z parapetu i szybciutko udała się na piętro. Kiedy sam wszedłem do pokoju była właśnie w trakcie zmieniania jej ukochanych jeansów na legginsy.
-Będziemy spacerować po śniegu czy raczej mam się ubrać do miasta?-spytała trzymając w jednej dłoni spodnie ortalionowe, a w drugiej jeansy do ubrania na czarny materiał
-Ubierz te grube. Będzie mnóóóóstwoooo śniegu-przeciągnąłem samogłoskę
-W takim razie biorę te-zawyrokowała i naciągnęła na siebie nieprzemakalne spodnie
Ja uczyniłem to samo i po chwili staliśmy w przed pokoju ubierając buty.
-Tylko pilnuj, żeby nie ściągał czapki-poprosiła mama moją ukochaną-Uwielbia robić mi tak na złość, bo twierdzi, że po czapce ma złą fryzurę
-Dla mnie i tak zawsze jesteś idealny. Zwłaszcza bez tych zbędnych ubrań-to ostatnie wyszeptała tak, żeby mama jej nie usłyszała
-Ty dla mnie też kochanie, ty dla mnie też. Zawsze i wszędzie, chociaż i tak w moich ramionach ci najlepiej-uśmiechnąłem się
-Ach ta miłość. Widać, że między wami jest ta przysłowiowa "chemia" i nawet gdybym nie wiedziała, że jesteście parą, potrafiłabym to stwierdzić na podstawie waszego zachowania-uśmiechnęła się
-Już ty lepiej nie filozofuj mamo-pokręciłem głową i pociągnąłem Zuzę na dwór
Otworzyłem przed nią drzwi do samochodu, a sam zająłem fotel kierowcy i ruszyliśmy. Zanim dotarliśmy do celu, opowiadałem Zuzi o moich wspomnieniach z tymi miejscami. Po osiągnięciu parkingu, który znajdował się prawie kilometr od naszego docelowego miejsca, wysiedliśmy z samochodu. Chwyciłem Zuzię za dłoń, którą schowała w grubej rękawiczce i poprowadziłem w odpowiednim kierunku. Po drodze zachwycała się drzewami, przykrytymi białym puchem, rzeczką, która zamarznięta na wodospadzie tworzyła piekny krajobraz Niemiec zimą. Po spacerze, w czasie którego zdążyliśmy z Polką urządzić wojnę na śnieżki (wcale nie pozwoliłem jej wygrać😉) i pare razy wepchnąć się w zaspy po pas. Raz też musiałem się wdrapywać, a właściwie podsadzić Zuzę, na drzewo, bo "nie chcący", w akcie zemsty, rzuciła tam moją ulubioną czapkę. Gdy wreszcie znaleźliśmy się na polance, gdzie znaleźć się mieliśmy, Zuzia stanęła jak wryta. Trwała tak, z rozdziawioną buzią, podziwiając piękne widoki, a ja nie miałem serca jej przerywać, do momentu, w którym zaczęła szczękać zębami. Przytuliłem ją wtedy mocno do mojej klatki piersiowej i zasłaniając oczy zacząłem ją gdzieś prowadzić. o ile dobrze pamiętam, dwa lata temu, kiedy chciałem się uczyć do matury w spokoju, zbudowałem sobie w tym zagajniku bardzo solidy szałas, aby w razie czego deszcz nie zmoczył książek. Tak jak myślałem,przez to, że od czasu kiedy ostatni raz tu byłem nie było żadnych mocnych wiatrów, zastałem schronienie w stanie nienaruszonym. Poprosiłem Polkę, aby chwilę nie otwierała oczu, a sam odgarnąłem śnieg, który wiatr nawiał pod daszek, na zewnątrz. Była to żmudna praca, ale opłaciła się, gdyż kiedy skończyłem, można było normalnie usiąść na ziemi wolnej od śniegu. Ostrożnie zdjąłem Zuzi ręce z oczu, a ona spojrzała na "budowlę" z zachwytem i mocno mnie przytuliła szepcząc:
-Moje gratulacje kochanie. Naprawdę przepiękna konstrukcja. Pocałowałabym cię, ale chyba jest troszkę za zimno-zaśmiała się
-Zawsze możemy wypróbować sposób Eskimosów-zaśmiałem się i czule potarłem swoim nosem o jej narząd węchu
Dziewczyna mocno się we mnie wtuliła i razem siedliśmy pod dachem z liści. Przed nami rozciągała się piękna panorama dolinki, w której położone było miasteczko. Akurat słońce zachodziło, więc chmury dodatkowo dodawały temu miejscu uroku. Spojrzałem na twarz ukochanej. Oświetlona przez promienie słońca przechodzące na wylot przez chmury wyglądała niczym nie z tego świata. Poczułem przeogromną chęć pocałowania jej i nie zważając na niską temperaturę zrobiłem to. Polka oddała pieszczotę i gdyby nie telefon, który nagle zaczął dzwonić, prawdopodobnie wylądowalibyśmy w śniegu. Szybko odebrałem i po sekundzie mama ochrzaniała mnie, że wystygnie nam kolacja. Obiecałem, że szybko wrócimy i natychmiast zakończyłem połączenie. Jednym mocnym pociągnięciem podniosłem Zuzę do pionu i złapałem na ręce. Krakowianka zachichotała i spytała, czemu ja niosę, bo przecież ona ma sprawne nogi i może chodzić. Odpowiedź na to pytanie była banalnie prosta, mianowicie:
-Och słońce, mama kazała się pospieszyć, a oboje wiemy, że to ja mam lepszą kondycję niż ty, a poza tym przyda mi się taki trening przed Turniejem-"poczochrałem" ją nosem po czole
W kilka minut później kierowałem już czarnym audi po drogach w kierunku mojego rodzinnego domu. Po przekroczeniu progu moja rodzicielka zbombardowała nas ogromem pytań gdzie byliśmy i te sprawy. Na wszystkie szczegółowo odpowiedzieliśmy, aby wreszcie zasiąść do kolacji i napełnić nasze brzuchy smakołykami. Na sam koniec posiłku pośpiewaliśmy kolędy, a następnie, aby się nie nudzić, wyciągnąłem z odmętów szafy... grę planszową. Wszyscy w równym stopniu się zaangażowaliśmy, więc rozgrywka była niezwykle zacięta. Ostatecznie wygrał tato, który w ostatnim okrążeniu rozłożył nas wszystkich na łopatki. Przed snem, kiedy Zuza myślał, że śpię, szepnęła:
-To były najlepsze święta w moim życiu...
Domen
Święta w domu Lisowskich wiązały się z całym mnóstwem tradycji, których nie sposób zapamiętać. Przez ten tydzień spędzony z nimi, przyswoiłem jedynie, że na 25 grudnia razem z całą resztą rodziny, spotykają się u babci i mimo niskiej, wręcz arktycznej temperatury grają w dysk. Nigdy mnie ta gra nie rajcowała, jednak aby sprawić radość Kasi poświęciłem się i kilka razy z nią porzucałem. I tak, do Sylwestrowej nocy, miałem spokój. Sylwestrowego wieczoru, około godziny 23:40, Kasia stwierdziła, że nie będziemy siedzieć z całą rodziną, tylko Nowy Rok przywitamy na starówce. Kiedy przyszliśmy plac przed Sukiennicami wypełniał sporej wielkości tłum, który oglądał artystów wystęlujących na scenie. Gdy nadzeszło ostatnie 10 sekund 2016 roku, rozpoczęto odliczanie. Kiedy doliczyli do 0, złączyłem swoje usta z Kasiowymi w pocałunku. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, zaczęliśmy składać sobie wzajemnie życzenia. Kasia, z racji tego, że jest kobietą, miała pierwszeństwo.
-Najdroższy, życzę ci, aby ten rok przyniósł same dobre niespodzianki, abyś zawsze, nawet bez towarzystwa Anze, utrzymywał dobry humor i wytrzymał ze mną kolejny rok.
-Ja za to życzę ci powodzenia na maturach, bo to zawsze się przyda, mnóstwa cierpliwości do mnie i Petera, żebyś zawsze chodziła taka, jaka jesteś w tej chwili, no i żeby Arystokrata chciał współpracować, szczególnie na zawodach-zadowolony z siebie ponownie ją pocałowałem przelewając w ten pocałunek wszystkie te życzenia
Postaliśmy tam jeszcze chwilę, po czym wróciliśmy do domu.
_________________
O tym rozdziale przypomniałam sobie sama, więc możecie podziękować mi xd
Zuzia
Ps. Miło by było gdybyście skomentowali...
CZYTASZ
Dziewczyny, Które Zmieniły Nasze Życia
FanficHistoria "Zielonej lampki, czyli w drodze do miłości" i "Skocznej Rodzinki" widziana z zupełnie nowej perspektywy. Jeśli podobały ci się poprzednie części, to zachęcam to zajrzenia ?? *napisane 2017*