Akcja:
Zaraz po turniejuAndreas
Po Bischofshofen Domen porwał moją kochaną, od mniej-więcej dwóch miesięcy ciężarną, żonę do opieki nad Kasią, która dosłownie na dniach miała urodzić. Ja niestety nie miałem nic do powiedzenia i tylko patrzyłem, jak kobieta, która stała się sprawczynią największych radości w moim życiu i nasza kochana córeczka, której nie chciała zostawić ze mną, bo w trakcie sezonu jestem zdecydowanie zbyt zalatany by pamiętać o wszystkich niezbędnych dziecku czynnościach. Poza tym na czas mojego osamotnienia miał się do mnie wprowadzić mieszkający najdalej i zawsze spóźniający się na trening Sevi. Na lotnisku ucałowałem Sarę w usta, a kobietę mojego życia zamknąłem w silnym uścisku i pocałowałem. Nie chciałem się z nią rozstawać, zwłaszcza po cudownej wiadomości, którą przekazała mi wczorajszego wieczoru, no ale to jej decyzja, by pomóc przetrwać przyjaciółce ten cudowny, a jednocześnie ciężki czas. Kiedy obiecała, że w Wiśle najpóźniej będzie już z powrotem wypuściłem ją i zalany łzami obserwowałem jak odchodzi. Ocknąłem się dopiero kiedy jej samolot już odleciał, a ja, pomimo kaptura zostałem oblężony przez fanki. Z trudem udało mi się opuścić lotnisko i udać prosto na trening. Zastałem Wernera na dworze, stojącego przed rządkiem facetów ubranych w grube, zimowe ciuchy. Akurat w czasie mojej podróży padający od rana śnieg przestał sypać, ale mimo to drobi nie były zbytnio przejezdne. Wysiadłem z samochodu akurat w momencie, kiedy Schuster zaczynał tłumaczyć zadanie jakie mieliśmy dzisiaj zrobić. Chodziło o coś w stylu "zahartowania się na zimno", mieliśmy więc odśnieżać parking przed salą i drogę dojazdową do obiektu w samych kombinezonach. Nie żeby mi się ten pomysł podobał, ale z trenerem się nie dyskutuje, więc szybko przebraliśmy się, chwyciliśmy łopaty i zaczęliśmy odrzucać kupy białego puchu z kostki. Uformowaliśmy z niego kilka dość sporych wzniesień, a końca dalej nie było widać, więc około godziny czternastej zrobiliśmy przerwę na obiadek. Otworzyłem torbę, a na opakowaniu z pierożkami od Zuzi znalazłem karteczkę:
"Kochanie, to tak na osłodę pożegnania. Jeśli chcesz możesz podzielić się z Sevim, bo w domu masz jeszcze cały garnuszek w lodówce. Kocham cię<3"
Zrobiło mi się cieplutko na serduszku i z całej tej radości dałem Freundowi, Markusowi i Richardowi, którzy patrzyli na nie wręcz z nabożną czcią i powoli zjedli. Kiedy ten pierwszy zajrzał mi przez ramię do listu aż krzyknął z radości:
-To ja z nim będę mieszkać tydzień i to ja pojem sobie pierogów, łamagi-wystawił i m język
Pokręciłem tylko zrezygnowany głową i ponownie naciągnąłem strój, po czym wróciłem do treningu. Kiedy przejazd był utorowany dochodziła osiemnasta. Werner, widząc że ledwo trzymamy się na nogach po sześcio godzinnym odśnieżaniu na mrozie, zlitował się nad nami i pozwolił wrócić do ciepłych domków. Sevi zajechał ze mną na podjazd i wytaszczył dość sporą walizkę. Rozgościł się, a ja postanowiłem upiec pierniczki. Co prawda nie byłem mistrzem kuchni, ale jeśli miałem przepis potrafiłem się nie zabić. Akurat rozbijalem jajka kiedy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie, na którym moja ukochana śpi przytulona do Sary, a podpis głosił:
"Moje kochanie❤"
Niezwłocznie odebrałem, bojąc się, że może być to coś złego.Po drugiej stronie słuchawki usłyszałem rozentuzjazmowany głos kobiety:
-Mamy ich, rozumiesz?! Wreszcie zostałam ciocią! Są prawie tak piękni jak Sara, a David to skóra zdjęta z Kaśki. To samo tyczy się Laury, tylko ona wygląda zupełnie jak Domen-trajkotała nie dając mi dojść do głosu-A jak ci minął dzień? Mocno was styrał Schusti?-zachichotała
Chyba ciąża zaczyna na nią trochę źle wpływać, no ale cóż, czego się nie robi z miłości.
-Kazał nam odśnieżać cały parking i drogę dojazdową do hali-jęknąłem- W samym kombinezonie!-dodałem na co ta, mogę się założyć, uśmiechnęła-A teraz postanowiłem upiec pierniczki-ttm razem to ja się wyszczerzyłem do telefonu
-Tylko zostaw coś dla mnie misiu. Wiesz jak ubóstwiam twoje wypieki
-Obiecuję. To kiedy wracasz?-nie mogłem się powstrzymać od tego pytania
-Ustaliliśmy, że kiedy tylko Kasia i bliźniaki wyjdą ze szpitala, czyli najpóźniej zavtrzy dni. Muszę już kończyć, bo Domen potrzebuje pomocy, a Kasia śpi. Dobranoc, Kocham Cię
-Ja ciebie też skarbie. Ciebie, Sarę i tego małego szkraba. Śpijcie dobrze-zakończyłem połączenie i wróciłem do gniecenia ciasta
Po kilkunastu minutach rozwałkowałem je i zacząłem wycinać pierniczki. Po ułożeniu ich na blaszce wysunąłem je do piekarnika i nastawiłem minutnik na godzinę. Niestety przysnąłem, a kiedy się obudziłem ciasteczka nie nadawały się już do konsumpcji.
Domen
Odebrałem Zuzę, która przez czas do porodu miała pilnować mojej żony, bo jak wiadomo mimo wszystko na treningi chodzić muszę. Podrzuciłem kobietę pod dom, wniosłem walizkę i chwytając swoją własną torbę wyszedłem z powrotem do samochodu. Z powodu korków i dość niebezpiecznej, bo oblodzonej, nawierzchni droga do centrum treningowego zajęła mi aż dwadzieścia minut. Szybko się przebrałem i dołączyłem do reszty. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że coś się dzieje. Trener widząc moje roztargnienie wściekł się i dowalił mi cztery dodatkowe kółka. Byłem w połowie trzeciego kiedy mój telefon zaczął wariować. Na przemian dzwonił i wibrował puszczając przy tym jakieś dziwne melodie. Od razu wiedziałem kto dzwoni. Ignorując słowa trenera podbiegłem do komórki i szybko odebrałem.
-Co się dzieje Zuza?-spytałem nerwowo
-Kasia zaczęła rodzić. Zawiozłam ją do szpitala, a narazie jest na porodówce. Pośpiesz się-zakończyła połączenie
Zerwałem się na równe nogi i nie przebierając się ruszyłem do samochodu. Jak na złość silnik nie chciał odpalić, więc pędem puściłem się w stronę szpitala. Niczym z procy wpadłem do sali na której leżała moja ukochana z twarzą wykrzywioną grymasem bólu. Na mój widok jakby się trochę rozpromieniła, ale skurcz nie dał jej długo odpocząć. Po kilku godzinach lekarze stwierdzili, że poród jest bardzo trudny i wyczerpujący, więc zaproponowali mojej kobiecie cesarke. Aby się nie męczyć poprosiła żeby wykonać zabieg. W czasie kiedy była na sali zżerały mnie nerwy. W pewnym momencie Zuza poprosiła żebym wziął od niej Sarę. Nie widząc powodu spytałem ją o to.
-Wiesz, jako kobieta w ciąży nie powinnam się przemęczać-wyjaśniła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie
-Jak to w ciąży?! Znowu wpadliście?-niediwierzałem
-Och Domen, nie przesadzaj. Planowaliśmy rodzeństwo dla Sary już jakiś czas-oznajmiła-Mógłbyś mi przynieść melisy?
Pokiwałem głową i ruszyłem do automatu. Po jakiejś półtorej godziny wreszcie z powrotem ujrzałem moją Kasię, a pielęgniarka idąca obok trzymała na rękach dwa zawiniątka. Przejałem je, a jedno podałem Polce, która posadziła swoje maleństwo na krzesełku. Sara, słuchając swojej mamy poszła za nami, lekko podpierając się ściany. Rozsiedliśmy się wokół łóżka i czekaliśmy aż Kasia się obudzi. Zuzia w tym czasie zadzwoniła do Andreasa, ale kiedy jej przyjaciółka wracała do świata skupiła się na niej. Pomogła mi podać kobiecie dzieci, aby mogła je nakarmić, a później zdradziła mi sekrety usypiania maluchów. Ja zostawałem na noc w szpitalu, ale dałem jej klucze i poleciłem rozgościć się u mnie i Katarzyny w domu. Moja żona również poszła spać, a ja, patrząc na nich stwierdziłem, że mam najlepszą rodzinkę pod słońcem.
_____________________________________________
Wybaczcie, że w ostatnich dniach nic się nie pojawiało. Jestem trochę rozkojarzona i podziębiona, a to cały czas wypada mi z głowy. Z okazji końca roku szkolnego, za każdym razem, gdy nabijecie 8 gwiazdek oraz z skomentuje chociaż jedną osoba, pojawi się rozdział (ponieważ dzisiaj będę u babci średnio się uda)
Zuzia
CZYTASZ
Dziewczyny, Które Zmieniły Nasze Życia
FanficHistoria "Zielonej lampki, czyli w drodze do miłości" i "Skocznej Rodzinki" widziana z zupełnie nowej perspektywy. Jeśli podobały ci się poprzednie części, to zachęcam to zajrzenia ?? *napisane 2017*