Pranisek (tak właściwie Wielkanoc xd)

100 9 0
                                    

Wielkanoc, ten sam rok

Andreas

Nadchodził kwiecień. Dni stawały się coraz dłuższe, ale wraz z upływem czasu zbliżały się święta. Oczywiście nie te Bożego Narodzenia, a Wielkanocy. W tym roku zostałem, na to ogromne święto, zaproszony przez Zuzię do Polski. Na początku miałem trochę oporów z zostawieniem rodziców i sióstr, ale ostatecznie stanęło na tym, że odbiją sobie moją, a właściwie to naszą, nieobecność w zimie. Pasował mi ten pomysł, więc nie sprzeczałem się więcej tylko poszedłem spakować najpotrzebniejsze rzeczy, to jest dwie wyjściowe koszulki i pary spodni, oraz kilka "domowych" kompletów. Na lotnisku pożegnałem rodzinę i ruszyłem, aby spędzić święta według polskich tradycji, no nie do końca. Nie był bym sobą, gdybym nie wziął kilku opakowań czekoladowych jajek do schowania, ale o to poproszę rodziców Polki. Na krakowskim lotnisku był niesamowity tłok. Gdyby nie wysoki transparent prawdopodobnie długie godziny zajęło by mi odnalezienie dziewczyny w tym tłumie. W tramwaju, którym jechaliśmy nie było siedzących miejsc, więc chwyciłem się rury, a wolną ręką złapałem w pasie Zuzię. Ta przylgnęła do mnie mocno, po czym spojrzała głęboko w oczy. Dawno aż tak dokładnie nie widziałem jej błękitnych oczu. Niezauważalnie uniosła się na palcach i pocałowała mnie, nie zważając na innych ludzi w pojeździe. Kiedy wplotła palce w moje włosy zsunął mi się kaptur, ale w tej chwili nie interesowało mnie, czy ktoś mnie rozpozna, czy też nie. Po prostu oddałem się chwili, a kiedy skończyliśmy ukryłem twarz w czuprynie ukochanej, aby unormować oddech. Polka naciągnęła mi kaptur i pociągnęła w kierunku drzwi od tramwaju. Wypadliśmy na ulicę oświetloną promieniami słońca. Z przystanku do domu rodzinnego Zuzi nie było daleko, piechotą, z walizką, jakieś pięć, do dziesięciu minut, więc po upływie tego czasu przekraczaliśmy próg. W domu zostałem, jak zwykle z resztą, ciepło powitany, a z kuchni, skąd dobiegał zapach sernika, bez którego nie ma według Zuzy świąt, wyszła babcia mojej ukochanej. Jak to staruszka wytarmosiła mnie za policzki, a potem uciekła do kuchni, nie chcąc dopuścić do przypalenia sernika. Rozpakowałem się nieco i kiedy tylko napiłem się kompotu, poszedłem z dziewczyną i jej braćmi poświęcić koszyczek. Pod wieczór udaliśmy się jeszcze na mszę Wigilii Paschalnej, która chyba zdaniem Polki była tak nudna, że na czytaniach zaczęła przysypiać. Mnie oczywiście to ciekawiło, bo polski jest naprawdę dziwnym językiem, a ja, od czasu rozpoczęcia znajomości z panną Wolską, staram się nauczyć choć kilku prostych zwrotów. Z kościoła wróciliśmy w okolicach godziny dwudziestej trzeciej, a bracia Zuzi, wykończeni długim dniem, który, jak się dowiedziałem, zaczął się o trzeciej nad ranem, zasnęli w ubraniach. My natomiast posiedzieliśmy jeszcze chwilę w salonie i sami udaliśmy się do łóżek. Po moim wyjściu z łazienki usłyszałem, od leżącej już na materacu dziewczyny:

-Dziękuję, że przyjechałeś-posłała mi piękny uśmiech

-Żaden problem, pod warunkiem, że twoi rodzice nie zapomną schować czekoladowych jaj, które przywiozłem ze sobą-również się wyszczerzyłem-A teraz chodź już spać, bo nie wstaniesz na rezurekcję-zawyrokowałem zasypiając

Na szczęście nie zaspaliśmy i już o godzinie siódmej trzydzieści byliśmy w jadalni Wolskich i dzieliliśmy się jajkiem. Tradycyjnie na śniadanie zjedliśmy barszcz biały, a później ojciec Zuzy oznajmił:

-Słuchajcie-zaczął-Andreas przywiózł ze sobą kilka paczek czekoladowych jajek. Razem z mamą, wczoraj wieczorem, pochowaliśmy je w domu i na podwórku. Podzielcie się na dwa, dwuosobowe zespoły, i który zbierze więcej słodkości wygra. Gotowi?-kiwnęliśmy głowami-W takim razie start!-krzyknął

Razem z Zuzą wystartowaliśmy jak z procy z prędkością światła przetrząsając wszystkie pokoje, w których nikt nie spał. W mieszkaniu znaleźliśmy cztery jajka, po czym wybiegliśmy na dwór. Zaglądaliśmy pod każdy kamyk, listek, do każdej dziury. Przetrząsnęliśmy wspólnie wszystkie gałęzie i inne skrytki, aby finalnie, z obu "zbiorów" zanotować okrągłą liczbę szesnaście i pół jajka, o które dziewczyna odrobinę "pobiła się" z bratem. Po dwóch godzinach szukania stawiliśmy się w salonie, gdzie pan Wolski podsumował grę.

-Siedemnaście... Siedemnaście i pół, tu dwa... Dziewiętnaście. Wygrywa drużyna Wojtka i Stasia, z przewagą trzech jajek nad drużyną Zuzi i Andreasa! Zwyciezcom gratulujemy, a obu zespołom dziękujemy za wspaniałą zabawę i zapraszamy na obiad-oznajmił ojciec Zuzy

Dzień minął szybko, nadszedł wieczór. Około dwudziestej pierwszej Staś, objadając się resztą swoich czekoladowych pisanek, włączył telewizor na kanale z bajkami. Zuzia, widząc to, sprawnym, najpewniej wyćwiczonym, ruchem zabrała bratu pilota i szybko weszła w telegazetę. Skacząc po kanałach znalazła, chyba na programie drugim, coś interesującego, bo zatrzymała się, po czym spytała:

-Oglądałeś kiedyś "If I stay"?-spojrzałem na nią zdziwiony

-Nie, nawet nie słyszałem o tym filmie...-powiedziałem niepewnie

-Wspaniale-klasnęła w ręce-Bedzie ci przeszkadzało, że jest z polskim lektorem i angielskimi napisami? Chociaż najpier powinnam spytać, czy w ogóle chcesz go oglądać-gadała jak najęta

-Z toba zawsze skarbie-Polka rozpromieniła się i przegnała rodzeństwo do pokoi na piętrze, a sama przyniosła koc, którym nas przykryła

Rano, około piątej, poczułem jak coś spada mi na twarz. To "coś" było zimne i mokre, i normalnie nie zwróciłbym na to uwagi, gdyby niw pisk Zuzy. Otworzyłem oczy.  Przede mną, z pistoletami na wodę stali bracia Polki i krzyknęli:

-Śmingus Dyngus-po czym zwiali

Po zobaczeniu twarzy dziewczyny wiedziałem, że zapowiada się interesujący dzień.

Domen

Wielkanoc. Niby radosne święta, ale kiedy spędzam je jakiś tysiąc kilometrów od Kasi, już nie są takie fajne. Nasi rodzice stwierdzili, że ten czas mamy spędzić w rodzinnym gronie, a ja nie miałem w tej sprawie prawa głosu. Nie było jednak bardzo źle, bo kiedy nie siedziałem z rodziną przy stole czy na dworze, mogłem rozmawiać przez Skype'a z moją dziewczyną. Opowiadałem jej jak to Cene z Anze, w czasie święcenia swoich koszyczków zgorszyli księdza, bo Lanisek, jak to on, po odrobinie majeranku traci już wszelki granice i klepnął Cene w tyłek, na co ten zareagował wściekłym rumieńcem, ale nie zepchnął dłoni przyjaciela z pośladka, jakby mu się to podobało. Kasia kiedy to usłyszała szybko chwyciła komórkę i nastukała szybką wiadomość, po czym wróciliśmy do rozmowy. Streściłem jej też w paru zdaniach, jak to Peter, nie zauważając leżacej na ziemi skrzynki z majerankiem, potknął się i wylądował twarzą w budyniu waniliowym. Na szczęście Cene, który z Laniskiem uczyli się akurat tańczyć, ustawił kamerę w ten sposób, że na samym tyle nagranej "lekcji" znalazła się ta przekomiczna scena. Miała akurat zacząć mówić o wpadkach u niej, kiedy nagle jej mina stała się wyjątkowo dziwna, jakby powstrzymywała śmiech. Nie wiedziałem o co jej chodzi, do momentu, w którym  moja głowa i plecy zetknęły się z lodowatą wodą. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a Polka i moi oprawcy wybuchnęli śmiechem. Zły zerwałem się na równe nogi, pożegnałem z Kasią i ruszyłem w pościg. Udało mi się dopaść Petera, w kuchni i Cene na dworze, ale za żadne skarby nie wiedziałem gdzie podział się Anze. Przechodząc obok basenu usłyszałem chlupot. Zajrzałem do wody,a tam, w najlepszej kryjówce świata. Kiedy spostrzegł, że go zauważyłem, wynurzył się z wody, a ja uznałem ten Lany Poniedziałek za najlepszy w moim życiu.

____________________
Łapcie kolejną część, miłego czytania😘
Zuzia
Ps. Dla każdego kto przeczyta notatkę
Ps2. Musiałam z tym tytułem, wybaczcie

Dziewczyny, Które Zmieniły Nasze ŻyciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz