-Zapewne od dłuższego czasu ich wojska przybywały tu małymi grupkami, a tamten atak miał być tylko dla zmylenia nas. Chcieli byśmy wypatrywali armii.
-Sprytne.- Zauważył Ibrahim pasza. Na balkonie znajdowali się moi bracia, mąż, ojciec i Ibrahim.
-Co robimy?- Zapytał Cihangir.
-Safije, co o tym myślisz?- Zwrócił się do mnie sułtan.
-Mamy warunki, by bronić się od pałacu i w okolicach. W środku znajdują się tylko mężczyźni. Nałożnice i sułtanki, a także służba niezdolna do walki została umieszczona w schronach. Jednak ciężko będzie się jedynie bronić. Puki nie reagują możemy sami przejść do ataku i wybrać lepsze miejsca. Lub... Spróbować się z nimi dogadać. Przecież wiemy, czego chcą.- Końcówkę dodałam ciszej, bo wiedziałam jak na to zareagują.
-Co!? Ty chyba sobie żartujesz!?- Wydarł się na mnie sułtan.
-Nie, ojcze. Nie żartuję. To może być jedyny sposób, by zapobiec rozlewowi krwi.
-Czy ty siebie słyszysz?!- Wrzeszczał na mnie, trzymając mnie mocno za ramiona. Nie powiem, powodowało to ból.
-Jako dobry władca musisz wiedzieć, że nieraz trzeba coś poświęcić.- Powiedziałam.
-Markoczolu, może ty jej przemówisz do rozumu.- Razem z moim mężem wyszliśmy do komnaty. Cieszę się z tej chwili samotności.
-Powinnaś udać się do schronu.- Powiedział, opierając swoje czoło o moje.
-Wiem, al nie chcę.- Powiedziałam, po czym połączyliśmy nasze usta w pocałunku. Tęsknym i pełnym desperacji.- Nie chcę, by inni za mnie ginęli.- Powiedziałam.- I nie przekonasz, ale możesz mi pomóc.
-Nigdy! Nie zgadzam się na to! Udasz się do schronu w podziemiach i najbliższe kilka godzin spędzisz w towarzystwie sułtanek.
-Nie.- Powiedziałam spokojnie.
-Jesteś dla mnie jedyną ważną osobą. Nie chcę cię stracić.- Powiedział cicho, gdy już miałam opuścić pomieszczenie.
-Ja również nie chcę stracić ciebie, ale zobacz.- Wskazałam na mój miecz. - Na zawsze wierna. Jestem wierna swojemu ludowi i moim obowiązkiem jest go chronić. Nie mogę patrzeć, jak inni giną.
-Ugh. Jesteś zbyt uparta. Chodźmy już do nich.- Wskazał na drzwi i po krótkim przytulasie ruszyliśmy na balkon.
-Co postanowiłaś?- Zapytał mój ojciec.
-Będę walczyć.- Złapałam mocniej miecz.- Jaką mamy strategię?- Zapytałam.
-Dostać się na otwarte pole. Później walka.- Powiedział skrótowo.
-Idealnie. Domyślam się, że każą im mnie jedynie uwięzić, więc nie zaatakują mnie. Pojadę na przodzie, poprowadzę armię i zwabię od razu Persów.
-Nie przekonam cię?- Zapytał mnie sułtan.
-Dobrze wiesz ojcze, że to moja wojna.- Powiedziałam i po krótkim ukłonie wybiegłam z seraju. Podbiegłam do dowódcy, stojącego z boku, za armią.
-Pani.- Ukłonił mi się. Wskoczyłam zwinnym ruchem na swojego białego konia, Afrę.
-Sułtan rozkazał, aby armia kierowała się za mną.-Powiedziałam.- Poprowadzę ich na równinę, jeszcze przed rozpoczęciem walk. - Wyjechałam razem z nim obok przed pałac. Gdy jechałam dalej dołączył do nas jeszcze mój brat, Mehmed.
-Czekam na rozkazy, dowódco.- Zaśmiał się.
-Na razie prowadzimy armię na równinę. Później pomyślimy.- Mehmed zadął w róg i wszyscy ruszyli jednym szykiem w drogę, wskazywaną przez nas. Mój biały koń razy fryzyjskiej wyróżniał się wśród zwykłych koni stepowych, najczęściej w karych kolorach. Dumnie stąpał przed siebie. Pochyliłam się nad uchem mojego ukochanego zwierzęcia i wyszeptałam:- Dzisiaj wielki dzień. Walka. Nie zawiedź mnie, przyjaciółko.- Po czym ją pogłaskałam i znów dumnie się wyprostowałam.
CZYTASZ
Inna Sułtanka
Historical FictionSułtanka Safija, druga córka i jednocześnie najmłodsze dziecko sułtana Sulejmana Wspaniałego i sułtanki Hurem. Jest inna niż otaczający ją ludzie. Bardziej uczuciowa, co głośno krytykuje Mihrimah. Można wręcz powiedzieć, że starsza z ich dwójki bar...