8.

558 21 0
                                    

Wbiegłam jak burza do swojej komnaty.

-Wszystkie do schronu. Już!- Powiedziałam, do zszokowanych sułtanek.

-Co się dzieje?- Zapytała wystraszona matka.

-Persowie atakują miasto. Armia z Manisy już wyruszyła. Ktoś przechwycił ich list, w którym nas ostrzegali. W pałacu są zdrajcy.- Skwitowałam szybko. Bez słowa udały się za mną. Biegłyśmy korytarzami, mijając strażników. Po chwili skręciłyśmy w pusty korytarz, prowadząc do schronu. Szłam ostatnia, ochraniając tyły. Po chwili obok mojej twarzy śmignęła strzała i w ostatnim momencie zdążyłam się uchylić. Wyjęłam z pochwy miecz i zaatakowałam strzelca. Mężczyzna, o ciemniejszej karnacji. Z tatuażem na łysej głowie. Wbiłam w jego ciało miecz, rozpoławiając je. Moja rodzinka wzdrygnęła się.

-Nie idziesz z nami?- Zapytała moja matka, gdy miałam już zamykać z nimi przejście.

-Nie. Ahdil pasza nie żyje, teraz ja tu dowodzę.- Powiedziałam, zamykając drzwi, zanim zdążyła się odezwać i zabiłam kolejnego mężczyznę. Teraz nie był już ubrany jak janczar, czy strażnik. To mogło znaczyć jedynie tyle, że Persowie przedostali się do zamku. Wybiegłam korytarzem przed siebie i zobaczyłam istne piekło. Na ziemi walały się trupy Persów. Na razie nie widziałam poległych od nas.- Uważajcie, wśród naszych są zdrajcy!- Krzyknęłam, by wszyscy mnie usłyszeli. Było mi niedobrze, od omijania zwłok. Kolejni nasi podawali tę wiadomość dalej. Walka trwała. Po chwili usłyszałam damski krzyk. No co jest? Dafne! Ruszyłam w tamtą stronę pędem i odcięłam głowę mężczyźnie od nas, który przytrzymywał moja przyjaciółkę z nożem przy gardle, grożąc, że ją zabije innym.- Uciekaj, ukryj się z sułtankami. Podałam jej jeden ze sztyletów, który miałam schowany w bucie. Włożyła go w fałdy sukni i podziękował skinieniem głowy, lekkim piskiem komentując przepołowione zwłoki, które przed nią wylądowały. 

-Uważaj, pani!- Krzyknął ktoś, osłaniając mnie od ciosu od pleców. 

-Asif pasza. Dziękuję.- Uśmiechnęłam się, zabijając kolejnego Persa.- Musimy się dostać na dziedziniec.- Rozkazałam i razem z paszą, osłaniając się nawzajem, ruszyliśmy we wskazanym przeze mnie kierunku. Gdy znaleźli się przed pałacem zobaczyli jeszcze większą rzeź. Każdy zabijał każdego. Widziałam jak trójka janczarów biegnie bocznym wejściem do zamku, dobijając po drodze jednego z żołnierzy osmańskich. Wskazałam mieczem na nich i razem z paszą zgrabnymi ruchami pozbawiliśmy ich głów.  

-Nie spodziewałem się po tobie, pani, że będziesz TAK walczyć.- Pochwalił mnie, na co się lekko zaśmiałam.- Większość kobiet uciekłaby z krzykiem.

-Ja też nie czuję się tutaj najlepiej. Nie lubię śmierci i zabijania, lecz wiem, że zginą albo oni, albo upadniemy. Musimy to wygrać, bo inaczej zdobędą stolicę, a później upadnie całe Imperium.- Powiedziałam, łapiąc oddech, stojąc z boku. Po chwili podbiegła do mnie Dafne.- Co ty tu robisz?

-Musisz to wypić, bo inaczej może ci się coś stać.- Powiedziała podając mi puchar z płynem, w którym rozpoznałam moją codzienną porcję leków. Tak, nadal jeszcze muszę brać leki i chyba to się już nie zmieni. 

-Dobrze,  a teraz wracaj do schronu. Uważaj na siebie.- Powiedziałam, obserwując, jak wbija jakiemuś mężczyźnie z wytatuowaną twarzą sztylet w brzuch.- Wow.- Powiedziałam jedynie, na co ona się uśmiechnęła i zniknęła tak szybko, jak pojawiła. Ta dziewczyna mnie zachwyca, jest zawsze wtedy, gdy jest potrzebna. Jest poza tym wierną przyjaciółką, więc mogę jej zaufać w pełni. Walka toczyła się już od kilku godzin, co poznałam po tym, że słońce już prawie zaszło. Gdyby nie Dafne, która jeszcze raz dostarczyła mi leku, zapewne leżałabym wśród trupów. Moja sukienka była teraz już tyko do kolan i w dodatku cała w krwi. W sumie, to sama ją skróciłam, bo mi przeszkadzała. Nastaje nowa era, krótszych spódnic. Nadal walczyłam obok paszy. Po jeszcze kilku minutach (jak mniemam, może to były sekundy, ale trwały bardzo długo) usłyszałam krzyki naszych, z akcentem używanym w Manisie. Nareszcie przybyli. Na mojej twarzy malował się szeroki uśmiech, gdy tylko to słyszałam. Po chwili szala zwycięstwa, która była wcześniej na równym poziomie, przychyliła się nieznacznie na naszą stronę. Gdy tylko spojrzałam na twarz paszy zobaczyłam na niej wyraz wściekłości i złości. Po chwili, gdy dostrzegł, że na niego patrzę zaatakował mnie. Głównie się broniłam, gdyż jako że był ode mnie dużo silniejszy, nie miałabym szans w ataku. Byłam coraz bardziej wykończona, a mój widok zaczął się zamazywać.- Zdrajca!- Krzyknęłam na niego.

-Szybko się spostrzegłaś, pani.- Powiedział z kpiną. - Nie zauważyłaś, że zabijałem głównie naszych? Naprawdę? I to ty jesteś tą osobą, która tak imponuje sułtanowi, że pozwala jej łamać wszystkie zasady? Spójrz na siebie! Krótka, poplamiona krwią spódnica, zbroja, miecz i kilka ran. Nie wyglądasz jak sułtanka, jesteś tu jedyną kobietą. Jesteś słaba.- Zaczął mówić.

-Nie. Nie jestem słaba, na pewno nie słabsza od ciebie, bo nie uciekam się do zdrady!- Krzyknęłam i wykorzystując całą moją pozostałą siłę, furię i złość pchnęłam mieczem tak, że zdrajca się przewrócił. Po chwili słyszałam krzyki, ale nie rozumiałam co krzyczą, nie rozróżniałam ich od gwaru walki. Przestawałam już słyszeć i widok mi się zamazywał, ale nadal parowałam jego uderzenia.- To ty jesteś słaby!- Krzyknęłam, wykonując kolejne pchnięcie. Mój organizm nie wytrzymywał tego wszystkiego, lecz mózg zmuszał go do dalszej pracy, napędzany adrenaliną. Z furią przepołowiłam ciało zdrajcy.- Spróbujmy ich wypchnąć z dziedzińca!- Zarządziłam. Zauważyłam natomiast, że dotarły armie kilku paszów i doży Weneckiego, który chwilowo przebywał na naszym terytorium. Dzielnie się broniąc naparliśmy na Persów, Zmuszając ich do wycofywania się, gdzie natomiast przechwytywali ich nasi sojusznicy. Szala zwycięstwa zdecydowanie była na naszej stronie. Po chwili znów stało się coś niespodziewanego. Gdy już wszystko zmierzało ku końcowi do pałacu na koniu wjechał... Mustafa.- Ma wyczucie.- Sarknęłam, zostawiając mu pole do popisu. Sama usiadłam na niezakrwawionym jeszcze kawałku muru. Moja suknia nie przypominała tego, czym wcześniej była. Poszarpana, zakrwawiona. Srebrna zbroja z kroplami krwi, podobnie jak koronka, niegdyś biała, teraz czerwona.Futerko pozlepiane bordową posoką, tworzącą krwawe rzeki na ziemi.


Rekord słów! 996 SŁÓW!

Inna SułtankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz