18

421 14 0
                                    

POV Safije

Godziny stawały się dniami, dni zamieniały się w miesiące, miesiące w lata, a ja coraz bardziej umierałam. Gniłam wewnątrz, codziennie otrzymując nową dawkę trucizny. Sama rozpoczęłam ten proces, ale mimo mojego cierpienia nie żałuję. Spędziłam dokładnie trzy lata w Persji, codziennie tęskniąc. Urodziłam mojemu oprawcy dwójkę dzieci. Bliźniaki. Dwóch synów, którzy są przypieczętowaniem mojej skazy na duszy. Dni nadal spędzam w swojej komnacie, a noce u mojego oprawcy. Zawsze, gdy mnie dotyka staram sobie wyobrazić, że to Markoczolu, by poczuć trochę przyjemności, jednak tak się nie da. Mój mąż był bardziej delikatny, szeptał mi słodkie słówka i był po prostu kochany. To, co tu się dzieje bardziej przypomina mi jakbym była niewolnicą, a nie królową Persji i sułtanką Osmańską. Może i dałabym radę tu wytrzymać, gdyby nie fakt, że moja dusza zbyt dużo tu cierpi i cierpiała. Pod koniec podróży do Persji zasłabłam. Po badaniach okazało się, że byłam w ciąży. Gdy tylko urodziłam swojego pierworodnego syna, został on mi odebrany i zabity. Syn poczęty z miłości zginął, by dać miejsce tym dwóm małym skazom na mojej duszy, których nie kocham. Całe swoje serce zostawiłam w Konstantynopolu, a to co mi zostało leży teraz na dnie morza, w worku, razem z moim synem. Każda matka, która straciła dziecko nie jest wstanie o nim zapomnieć. Ja nie jestem wyjątkiem. Słowo tęsknota, nie odda w pełni tego, co czuję, oglądając nocny księżyc, czy spacerując w obstawie strażników po ogrodzie. Jeszcze zbliża się święto, na które będę musiała ubrać najpiękniejszą suknię, jaką mam w kufrze i ze sztucznym, przylepionym do twarzy uśmiechem. Na szczęście jest ono tylko co cztery lata, bo nie zniosłabym częstszego opuszczania pałacu u boku tego tyrana.


POV Bali Bey

Od trzech lat to planowaliśmy. Niedługo odbędzie się święto, na którym Safije razem z szachem Perskim będzie poza pałacem. Postanowiliśmy wykończyć ich tą samą bronią, co oni nas trzy lata temu. Od prawie trzech lat przerzucaliśmy małe ilości żołnierzy do ich stolicy, Awesty. Teraz sam jadę tam na moim ulubionym koni, po MOJĄ żonę. 

Gdy tylko dojechałem  do Awesty zsiadłem z mojego konia. Nie byłem odziany w kosztowności, które zwykłem nosić w sułtańskim pałacu, a strój zwykłego Persa. Podobnie 10 osób, które jechały ze mną. Przed oczami nadal miałem list Safije, który otrzymaliśmy po bitwie. Twarze ludzi, którym musieliśmy oznajmić, że sułtanka oddała się w niewolę, by ich uratować. W ciągu kilku dni do pałacu zgłosił się przedstawiciel ludzi, którzy chcieli pomóc nam w jej uratowaniu. Była to liczna grupa mężczyzn,a także kobiet. Tak oto zaczęli oni -po szkoleniu w walce- osiedlać się w Persji, w stolicy. Nikt niczego nie zauważył.

Wykończymy ich, ich własną bronią. 

Zatrzymałem się przed gospodą, w której mieliśmy się spotkać z osobami, które miały robić rozeznanie w terenie. 

-Witajcie!- Przywitałem ich radośnie. Odpowiedzieli tym samym, a po chwili już rozmawialiśmy. Można powiedzieć, że przyjechałem na gotowe. Wszystko było zaplanowane, trzeba było tylko czekać na osobę, która zabierze Safije. Padło na mnie, choć każdy z książąt, a nawet sam sułtan miał taki zamiar. To by było zbyt niebezpieczne. Plan mamy taki, by strzelcy zestrzelili ochronę szacha, po czym rozpoczniemy natarcie. Wtedy wpadnę ja z kilkoma janczarami w przebraniach i zabierzemy Safije. Później zabijamy szacha i wyjeżdżamy do domu. Plan prawie bez skazy. Około stu naszych jest przebranych za Persów, którzy będą strzec szacha i sułtanki. 

Inna SułtankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz