23

67 12 4
                                    

- dobrze, wybaczam ci. Ale ty musisz do niej wrócić i zaopiekować się jej i twoim dzieckiem.

- co? Nie, ona da sobie radę, ma starszego brata. A ja ciebie nigdy nie zostawię. - odparł James.

- ale ja muszę zostawić ciebie.

- Kochanie.....- odparł, ale przerwałam mu. Położyłam mój palec na jego ustach.

- tak będzie lepiej. Dziecko musi mieć ojca. - powiedziałam i wstałam, otrzepując się.

James też wstał.

- a ja muszę mieć ciebie. Kocham Cię, Celeste i obiecałem sobie, że cię nigdy nie zostawię. - powiedział i chwycił mnie za nadgarstek oraz pocałował dłoń.

- zostaw mnie. - powiedziałam cicho, ale usłyszał, bo zrobił większe oczy - tak będzie lepiej dla nas obojga. Zrobiłeś jej dziecko, to teraz masz się nim zaopiekować.

- ale ono się jeszcze nie urodziło. Proszę, zostań przy mnie. - powiedział i podszedł do mnie. Objął moją talię i przyciągnął do siebie.

- to nic nie zmienia, James. - teraz zaczęłam płakać. - To zaopiekujesz się Martyną. Kobiety podczas ciąży są bardzo.......mhm....... uciążliwe.

- kotku, nie mogę tego zrobić. Jak ja mam być z kimś kogo nie kocham? - on też zaczął płakać.

- proszę, idź już do niej. Nie łam mi już nigdy więcej serca i odejdź. Zapomnij o mnie. - powiedziałam i uciekłam w stronę miasta i pobiegłam do domu.

Weszłam przez furtkę do mojego ogrodu. Podlałam wszystkie kwiaty i nawet posadziłam nowe, bo mama kupiła tulipany. Posiedziałam trochę przy tym stoliku za domem. Kiedyś James tutaj mnie poprosił, abym została jego dziewczyną.
Siedziałam tu jakieś 15 minut, ale nie dlatego, że jest słonecznie, ale po to, aby mała opuchlizna od łez zeszła mi z oczu i żebym nie miała ich czerwonych.
Wróciłam do domu. Udałam, że jestem taka przeszczęśliwa.

- cześć! - krzyknęłam na cały dom i z różnych pomieszczeń wyłoniły się osoby.

- cześć curuś. Jak było? - powiedziała mama i przytuliła mnie.

- och..y.. Fantastycznie. Robiliśmy super rzeczy. Naprawdę było fajnie. Może jeszcze kiedyś pojedziemy na taki "obóz". - powiedziałam.

- to się cieszę. Dzwoniła do nas Marica, jakieś pół godziny temu. Chciała się z tobą natychmiast spotkać. - powiedział tata i wyłożył się wygodnie na kanapie z pilotem w ręku.

- zaraz do niej oddzwonie. - powiedziałam i pobiegłam do swojego pokoju.
Padłam na łóżko i popłakałam sobie trochę. Zadzwoniłam do Maricy, która powiedziała, że zaraz będzie u mnie.

10 minut później:
    Puk...Puk...

- wejdź - odparłam, a różowo włosa dziewczyna weszła do pokoju.

- cześć - powiedziała i od razu przytuliła mnie. Usiadłyśmy na łóżku po turecku.

- czy to.......serio prawda? - zapytała.

- tak. Zerwałam z nim. Powiedziałam mu, że musi iść zaopiekować się nią i nadchodzącym dzieckiem. Ono nie może nie mieć ojca. To dla dobra dziecka i  naszego.

- Tia, ty doskonale dobrze wiesz, że to nie prawda. To nie przyniesie ci szczęścia. Ty go kochasz i musisz z nim być. Nie ważne, że on musi być przy niej.

- Marica, ty nic nie rozumiesz. To nie jest takie proste. Gdybyś to ty miała dziecko w brzuchu, a jego ojcem jest twój były, który już ma dziewczynę to też byś nie wiedziała co zrobić. A tak, to ja zadecydowałam. Martyna przecież chciała z nim być już wtedy, gdy ja z nim chodziłam.

- czekaj, czekaj. Powiedziałaś Martyna? - zapytała, a ja skinęłam głową - ta Martyna - znów kiwnęłam głową. - no to nieźle.

- właśnie. Czemu akurat ona? Chciała z nim być, no i teraz jest. A co u Artura?

- okej, poszedł do James'a, ale nie wiem czy do jego domu czy się gdzieś umówili. Bardzo ci współczuje Celeste.

- ja sobie też, ale od czego mam ciebie?

Nieoczekiwana MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz