26

50 9 1
                                    

Pokazałam im artykuł w gazecie, że szukają kelnerki w jakiejś kafejce.

- myślę, że ta praca będzie najlepsza dla mnie. I nie jest bardzo trudna. - powiedziałam.

Rodzice tylko krzywo się spojrzeli, ale ostatecznie pozwolili mi. Bardzo się cieszyłam i nie mogłam się doczekać pierwszego dnia pracy. Choć wiedziałam, że będzie trudno się przyzwyczaić, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. Julek był trochę zazdrosny, że, jak to ujął; "będę zarabiać dużo pieniędzy i że nawet się z nim nie podzielę". Złote dziecko.

          *   *   *
Tego samego dnia, poszłam do tej restauracji, kafejki z prośbą, aby mnie przyjęli. 

- Złotko, czy umiesz to robić? Chodzi mi o noszenie tacy. Nie każdy umie ją nieść, ale najbardziej chodzi o to, abyś zawartości nie wylać na klienta. - powiedziała kobieta za biurkiem. Wkurzają mnie takie osoby, jak ona. Jest jedną z tych, które wszystko mają dopięte na ostatni guzik, a jeżeli coś im nie pasuje, zwalają winę na innych. Ona jest taka w 45 procentach. Reszta to po prostu spryt i wredność. 

- Myślę, że dam sobie z tym radę. Zwykle pomagałam mamie w kuchni no i sądzę, że niesienie tacy jest dość proste. Bynajmniej dla mnie. - powiedziałam, nawet trochę odważniej niż na początku rozmowy.

- Mhm...dobrze, zostanie pani przyjęta na jakiś czas, abym przekonała się co do pani i pani umiejętności. - powiedziała i wstała, tak samo i ja. Podała mi dłoń na "pożegnanie" i dała plik dokumentów. Zapewne regulamin. - proszę się z tym zapoznać. Życzę miłego popołudnia, do widzenia!

- Do widzenia i dziękuję.

No to mam już co robić wieczorem.

*   *   *

- Noo, na początek wyszło całkiem dobrze. - powiedziałam, patrząc się na płótno z moimi bazgrołami.

- Tak, jest extra. - powiedziała Marica. - chociaż, gdy spojrzeć na to z innej strony, wygląda jak...James.

Przewróciłam oczami. Na obrazie znajdował się chłopak, ale nawet nie miałam zamiaru rysowac na nim James'a.

-Nie prawda. Nie chciałam, aby on był podobny do niego. 

- Niee, on nie jest podobny do James'a, bo to jest James. Rozmawiałaś już z Martyną? - zapytała szukając czegoś w internecie na laptopie.

- Nie nie rozmawiałam i nawet nie mam zamiaru z nią rozmawiać. - powiedziałam, malując obraz. - Popłakałabym się, gdybym zobaczyła ją z tym...z tym...brzuchem. Musze raz na zawsze zapomnieć o nim i o niej i...

Wtedy odezwała się Marica;
- wiesz co? Ty nie musisz o nim zapominać. Myślę, że to co on zrobił, było takim wielkim głupstwem, że on chyba nie zdaje sobie z tego sprawy. Ale z drugiej strony to też nie jego wina, że tak wyszło. Przecież wiedziałaś o tym, że Martyna cały czas do niego kręci, podrywa go i w ogóle. Aż pewnego dnia wykorzystała okazję gdy był mocno pijany, no i to zrobiła. Powinnaś nie zostawiać go z tym samego. Faceci nie są intyligentni jak my!

Zaśmiałyśmy się.

- powinnaś iść na psychologa, wiesz? Ale tak na serio. Masz dużo racji, tylko nie wiem co ja mam robić. Podobno on jej nienawidzi.

- no widzisz. Jakoś się z tego wykaraskasz i będziesz ze swoim księciem. A ta dziewczyna chyba raczej kłamie.

Tego samego dnia:

Poszłam z Maricą do domu James'a, przynajmniej żeby zobaczyć, czy jest tam.

Jego matka powiedziała, że poszedł do parku  spotkać się z kumplem. No więc i my tam poszłyśmy. Naprawdę chciałam z nim pogadać i zobaczyć czy ta zołza  faktycznie jest w ciąży.
        

Nieoczekiwana MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz