22

2.5K 136 13
                                    

━━━━━━━━━━ T W E N T Y T W O

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

━━━━━━━━━━
T W E N T Y T W O

29 kwiecień, 1977

-GRYFFINDOR!GRYFFINDOR!-kibicowanie gryffonów roznosiło się echem po stadionie znacznie zagłuszając kibiców Ravenclawu.
Z stojącą obok mnie Lily krzyczałyśmy na wszystkich zaskoczenie najgłośniej.
Ruda miała poczerwieniałą twarz od wysiłku a jej czerwono-żółty makijaż lekko topniał na czole, sama otarłam swoje brzegiem rękawu.Pogoda była wyjątkowo okropna, szare niebo było przesłonięte ciężkimi ciemnymi chmurami z których lał się deszcz.Pomimo tego, na widowni było pełno uczniów.James był widocznie nie przejęty warunkami naturalnymi bo lewitował z boku i wypatrywał znicza, pozostała część drużyny śmigała po całym boisku zacięto zdobywając punkty.
Huknął piorun a kilka widzów wydało z siebie zduszony okrzyk, to było skrajnie niebezpieczne.Jeśli piorun trafi w zawodnika to miejscu zginie, jeśli w miotłe to ona się złamie i przestanie działać przez co poleci w dół wraz z zawodnikiem.
James zobaczył znicza w tym samym momencie co ja, z Lily spojrzałyśmy po sobie.
-POTTER GÓRĄ!-wzniosłyśmy nowe hasło a reszta naszego domu się przyłączyła, szukający krukonów też go zauważył jednak było już dobrze znane,że jeśli James zauważy znicz, Gryffindor wygrał.Były jedynie pojedyncze wypadki w których ktoś inny złapał złotą piłkę.Krukon odpalił tłuczek w stronę Jamesa a mój oddech się zatrzymał.
Potter złapał znicz.
Gdzie jest tłuczek?
Syriusz...!
Tym razem to ja krzyknęłam i wystartowałam w kierunku schodów prowadzących na boisko.Zanim tam dotarłam starszego Black'a nie było a ja musiałam ponownie wznowić bieg,tym razem do Skrzydła Szpitalnego.

Drzwi się powoli uchyliły, po chwili pojawiła się w nich Poppy Pomfrey z poważnym wyrazem twarzy.Przetarłam oczy starając się odpędzić sen i od razu znalazłam się przy niej.Spojrzała na mnie z kamienną twarzą.
-Czy mogłabym na chwilę się z nim zobaczyć?-zapytałam od razu tłumiąc ziewnięcie.
-Pan Black poprosił mnie o to żebym nie wpuszczała żadnych dziewczyn.-powiedziała poważnie a ja z poirytowaniem uświadomiłam sobie,że Black chce mieć chwilę spokoju od swoich wielbicielek.
Tyle,że...ja nią nie byłam!
Poczułam lekkie oburzenie jednak szybko go opanowałam i dziękując się oddaliłam.
Może tak było lepiej?Jeśli by mnie tam wpuściła to co bym powiedziała?'Jak się czujesz?'?Udawałabym,że nic się nie stało?
Naprawdę bym to potrafiła tak dobrze zagrać?A potem?Znowu bym żyła udając, że nie istnieją?-wiele pytań zaprzątało moją myśl a ja ostatecznie musiałam uznać, że najlepiej będzie jeśli nie będę krzyżowała swojej drogi z drogami huncwotów.

10 maja, 1977

Z swoim codziennym humorem wyszłam na spacer po błoniach, było już bardzo ciepło przez co większość uczniów zarzuciła szaty i paradowała po błoniach w koszuli i dolnej części mundurka.Trochę mi się nie podobało, że opuścili bibliotekę i rozpoczęli długie spacery po trawiastych obszarach wokół szkoły.Trawa już była soczyście zielona i roiło się w niej od małych białych kwiatuszków, z kolei słońce górowało wysoko na bezchmurnym niebie.Lubiłam taką pogodę, nie było ani zbyt gorąca ani zimno.Dzisiaj wyjątkowo wzięłam ze sobą książkę, była od mugolskiego autora 'J.R.R. Tolkiena' i jak na razie była bardzo ciekawa, niewiele myśląc poszłam dla odmiany nad jezioro.Ciemna zielona powierzchnia wody odbijała ciepłe promienie wabiąc innych uczniów.Cudem znalazłam oddalone miejsce które otaczała cisza, usiadłam na trawie i wzięłam się za kolejny rozdział.
Po kilkudziesięciu minutach wchłonęłam znaczną część dzieła, chciałam czytać dalej jednak straciłam koncentrację.To było typowe dla mnie, miałam ograniczoną ilość czasu na czytanie z powodu małej ilości koncentracji.Więc w sumie to mogłabym czytać, nawet z wielką chęcią...gdyby nie to.
Skierowałam swój wzrok na pozostałych uczniów, pełno par leżało na trawie z nikłymi uśmiechami szczęścia i spokoju, były jeszcze grupy osób które siedziały ciasno obok siebie wymieniając się najnowszymi plotkami, na końcu była tu taka grupa osób jak ja.
Nie miała nikogo do towarzystwa więc siedziała w 'bezpiecznej odległości' i czytała lub leżała grzejąc twarz w promieniach.
Położyłam się kładąc pod głowę rozczytaną lekturę i przymknęłam oczy, wchłonęłam otoczenie.Od ziemi parował lekki chłód tworzący w miarę nieprzyjemne uczucie a od góry grzało przenikliwe ciepło.
Na mojej twarzy wylądowały dwie dłonie zakrywające mi oczy, były ciepłe i gładkie.
-Regulus?-zapytałam ściszonym głosem żeby nie przyciągnąć uwagę innych, odsłonięto mi oczy a ja ujrzałam bladą twarz przyozdobioną ciepłym uśmiechem.
W zielonych oczach świeciły dziwne iskierki.
Położył się obok mnie i założył ręce za głowę obserwując niebo.
-Cieszę się,że skończyłaś z formalnościami wiążącymi się z nazywaniem po nazwisku.-powiedział niespodziewanie.Oderwałam oczy od monotonnego,niebieskiego krajobrazu nade mną i spojrzałam na niego dziwnie.Miał wyjątkowo dobry humor, od czasu zostania jednym z nich był bardzo przygasły.Odwrócił się w moją stronę i się uśmiechnął,pokręciłam głową i ponownie przewróciłam się na plecy zamykając oczy.
Nie było mi dane zaznać spokoju.
-Ava?
Z poirytowaniem otworzyłam jedno oko, dalej był odwrócony w moją stronę.
-Mhm.
No i nastąpiła chwilą ciszy.
Nie mogąc to dłużej wytrzymać odwróciłam się w jego stronę i otworzyłam oczy.
-Tak?
Black uśmiechnął się.
-Pójdziesz jutro ze mną do Hogsmeade?
Aha!To dlatego tutaj przyszedł w dodatku z tak dobrym humorem.Wiedziałam,że bardzo mu zależy na mojej odpowiedzi.
-Jeśli pójdziesz ze mną w czwartek na astromonię o dwunastej.Samej mi się nudzi.-odparłam a jego uśmiech się zdrowo poszerzył odkrywając rząd białych zębów, nie dało się nie odwzajemnić tego uśmiechu.Regulus usiadł i pożegnawszy mnie kolejnym promienym uśmiechem oddalił się w kierunku zamku.

Kilka godzin później niestety zrobiło się chłodno i musiałam wrócić do szkoły.
Zostałam jako jedna z ostatnich przy jeziorze, pary troszcząc się o zdrowie drugiej połówki szybko zniknęły.
Regulus.
Chyba należało potraktować jutrzejsze wyjście jak coś więcej niż przyjacielskie spotkanie.Mimo woli i starań nie mogłam przestać myśleć o odkryciu walentynkowym.
Kocham cię.
Wiedziałam też,że te słowa znaczą coś więcej niż puste obietnice, a ja czułam się dziwnie myśląc o młodszym Black'u.
Nie w złym sensie, patrząc na niego nie wiedziałam co czuje.

Ale wiedziałam jedno, myśląc o jutrzejszym wyjściu czułam radość z domieszką czegoś dziwnego i nieznanego.

952 słów

GOLD THORN™ | regulus blackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz