Rozdział 9

206 9 0
                                    

*oczami Laury*

Minął już ponad tydzień, a Rossa ciągle nie ma. Czyżby znowu coś wydarzyło się w jego rodzinie? Ciągle o nim myśląc usiadłam w swojej ławce. Chwile później do klasy weszła nauczycielka i zaczęła się lekcja. Wszystkie trwały bardzo długo i były strasznie nudne. Nie wiem czy to przez to, że ciągle siedzę sama czy po prostu tematy mi nie odpowiadają.

Kiedy wreszcie wszystko się skończyło, mogłam spokojnie ruszyć w stronę swojej ulubionej kawiarni. Gdy szłam spostrzegłam w oddali grupkę ludzi. Wszyscy ubrani na czarno z kapturami na głowach. Zawsze bałam się takich ludzi, bo przecież nigdy nie wiesz co strzeli im do głowi i czy nie zechcą cię zaatakować. Wśród tych chłopaków spostrzegłam blond włosy. Nie wiedzieć czemu, chciałam się czegoś upewnić.

-Ross?- zapytałam, wciąż patrząc w ich stronę. Odwrócił się, a ja spostrzegłam jeszcze lekko zsiniałe oko. Wtedy już byłam pewna kto przede mną stoi. Ruszyłam w jego kierunku w celu usłyszenia jakichkolwiek wyjaśnień.

-Laura? Co ty tu robisz?- zapytał lekko zdezorientowany

-Co ja tu robie? Raczej co ty robisz z nimi- wskazałam na gromadkę, która ciągle się nam przyglądała ze zdziwieniem.

-Uuu, a co to za lalunia, Rossy?- zapytał jeden.

-To moi nowi kuple, a co?- zignorował swojego kolegę i odpowiedział mi.

-Czemu cię dzisiaj nie było w szkole?- ciągnęłam rozmowę.

-Słuchaj laska, nie mamy czasu na gadki. Ross jest u nas w paczce i to on decyduje czy idzie do szkoły czy nie. Więc jeśli możesz, to weź spadaj.- wtrącił się jeden z jego ''kolegów''. Jako iż nie jestem za bardzo pewna siebie, tylko spojrzałam błagalnie w kierunku blondyna. Jego wyraz twarzy był neutralny, jakby to co przed chwilą usłyszał to było coś normalnego.

-Ross?- zapytałam delikatnie.

-Słuchaj, nie chce się kłócić, ale chyba usłyszałaś co masz zrobić.

-Słucham?

-O co ci chodzi?

-Co się z tobą stało? Dlaczego się tak zmieniłeś?

-Czasem trzeba, a teraz jeśli mi pozwolisz już sobie pójdę.

-Wiesz co? Byłeś tym pierwszym który mógłby mnie zranić i bezbłędnie to wykorzystałeś.- powiedziałam i odeszłam. Nie mogłam powstrzymać łez wydostających się z moich oczu. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała.

*oczami Rossa*

-Lau...- nie zdążyłem nawet dokończyć bo od razu przerwał mi Josh.

-Stary wyluzuj, to tylko dziewczyna. Nie ma sensu marnować na nią czasu. Chodź, dostaliśmy dzisiaj nowy towar! Musisz spróbować.

-W sumie masz racje- niechętnie się zgodziłem i wszyscy ruszyliśmy w kierunku naszej ''skrytki''

Życie tutaj nie za bardzo mi odpowiada, ale na pewno jest lepiej niż np. pod mostem. Dostaje tu jedzenie, picie i wszystko co jest mi potrzebne do życia. Jednak po tak długiej rozłące brakuje mi Rydel. Pewnie się martwi. Trudno, musze przestać o tym ciągle myśleć i wziąć się w garść, bo nikt nie chce tu mięczaków.

Kiedy dalej szliśmy, Josh postanowił przerwać ciszę, jaka między nami nastała.

-''Byłeś tym pierwszym który mógłby mnie zranić i bezbłędnie to wykorzystałeś''- udawał głos Laury po czym zaczął się śmiać- Stary, co to w ogóle było?

-Nie wiem- odpowiedziałem mu bez entuzjazmu.

-To twoja dziewczyna?- zapytał, próbując powstrzymać się od śmiechu.

- Co? Nie! Przyjaźnimy się tylko. A raczej przyjaźniliśmy...

-Yhym. Wiesz to co powiedziała, brzmiało tak jakby było po między wami coś więcej.

-Słuchaj, daj mi już spokój. Jest tu nowa i mnie poznała jako pierwszego okey? Wszystko ci już wyjaśniłem, więc teraz możesz się z łaski swojej odwalić?

-Dobra, spokojnie. Nie spinaj się już tak, zaraz będziemy u siebie i spróbujemy nowego towaru. Podobno odlot nie z tej ziemi!- mówił niezwykle przejęty, a ja go ignorowałem ciągle myśląc o tej sytuacji, która zaszła między mną i Laurą.

Gdy dotarliśmy na miejsce chłopaki oczywiście ruszyli od razu po narkotyki. Też wziąłem, przecież nie mogę pokazać, że jestem słaby.

~~~

Obudziłem się w na ławce w parku. Nie pamiętałem zeszłej nocy, musieliśmy ostro zaszaleć. Nagle usłyszałem obok siebie kobiecy głos.

-Na szczęście się obudziłeś! Już miałam dzwonić po karetkę, że mam tu trupa- zażartowała, a ja zmieniłem swoją pozycje z leżącej na siedzącą. Złapałem się za głowę, która strasznie mnie bolała i moja twarz przybrała niemrawy wyraz.- Na pewno nic ci nie jest? Może jednak zabiorę cię do lekarza?

-Nie, spoko, nic mi nie jest.

-Mam nadzieje, że mnie nie kłamiesz. Tak w ogóle to jestem Courtney- uśmiechnęła się i podała mi rękę, którą oczywiście uścisnąłem.

-Ross.

-Miło mi cię poznać. Jak się w ogóle tu znalazłeś?

-Sam nie wiem. Pewnie ostro zabalowaliśmy z chłopakami.

-Nie ładnie tak się upijać do nieprzytomności.- zaśmiała się

-Taaaa, upijać

-Chyba nie próbujesz mi powiedzieć, że brałeś coś innego?

-A może próbuje?- wzruszyłem ramionami

-Ross ty chyba sobie żartujesz! To cię zabije! Musisz z tym jak najszybciej skończyć. Jak długo to już trwa?

-A ja wiem? Może z tydzień, albo więcej. Wiesz co? Chyba musze już spadać.

-O nie, nie! Jak masz znowu iść do tych swoich kolegów, to lepiej zostań i spędź ten czas ze mną.

-Przecież się nawet nie znamy

-To się poznamy

-Ehh skoro tak...

~~~

I tak właśnie spędziłem cały dzień z Courtney. Muszę przyznać, że nie jest taka zła jak myślałem. Mieliśmy masę wspólnych tematów do rozmów. Przy niej zapomniałem o problemach. Niestety, ale wszystko dobiega końca i przyszedł czas na to, że odprowadziłem dziewczynę do domu. Na progu kazała mi obiecać, że nie wrócę już do chłopaków i spędzę noc w normalnym miejscu. Nie mogłem się jej sprzeciwić. Wymieniliśmy się jeszcze na koniec numerami i każdy poszedł w swoim kierunku... 

One last dance- Raura [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz