28. Mamy go - cz. II.

13.3K 602 15
                                    

- Długo jeszcze będziemy jechać ? – jęknęłam z tylnego siedzenia. Jechaliśmy już od ponad godziny i ja z Mary miałyśmy powoli dość.

- Zaraz dojedziemy, nie marudźcie. – upomniał nas Dylan, zerkając w lusterko.

Stęknęłam tylko i przez resztę drogi wyglądałam przez okno, nie odzywając się do nikogo.

Na szczęście, pół godziny później dojechaliśmy na miejsce.

- Dalej musimy iść. – rzucił Dylan, gasząc silnik i wysiadając z samochodu.

- Jeszcze dalej ? – stęknęłam. Wiem, że strasznie marudzę, ale już taka jestem.

- Chodź, poniosę cię. – zachęcił Nate, uśmiechając się do mnie szeroko. Bez większych protestów przyjęłam jego propozycję i już po chwili mężczyzna wziął mnie na barana.

- Dziękuję. – wychyliłam się i pocałowałam go w policzek.

- Dla ciebie wszystko, skarbie. – rzucił. Nie no, jestem wielką farciarą, że go mam. Kątem oka zobaczyłam, że mój brat też wziął Mary na plecy. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem.


Paręnaście minut później dotarliśmy do przepięknej polany pośrodku lasu. Widok zapierał dech w piersi.

Powoli zsunęłam się z pleców Nate i niepewnie ruszyłam przed siebie.

- Tu jest ślicznie. – wyszeptałam, gdy poczułam, że ramię Nate'a owija się wokół mojej talii.

- Cieszę się, że ci się podoba. – uśmiechnął się do mnie – Razem z Dylanem długo szukaliśmy tego miejsca.

- Nie mogliście wybrać lepiej. – odezwała się Mary, stając obok mnie, trzymając Dylana za rękę.

- No to chodźmy. – rzucił mój brat, a po chwili rozkładał na ziemi koc, a Natek wyciągnął kanapki z plecaka.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że to wszystko przygotowaliście. – westchnęłam, siadając na kocu, pomiędzy nogami Nate'a, przywierając plecami do jego piersi. Dylan i Mary poszli w nasze ślady.

- Lepiej uwierzcie. – zaśmiał się mój brat.

- A dlaczego akurat dzisiaj ? – zaciekawiła się moja przyjaciółka.

- Na początku chcieliśmy was tutaj zabrać w przyszły weekend, ale skoro udało nam się wyrwać dzisiaj wcześniej z pracy, pomyśleliśmy, że równie dobrze możemy przyjechać tutaj dzisiaj. – wyjaśnił Nathan.

- I bardzo dobrze pomyśleliście. – zaśmiałam się – Obydwie tego potrzebowałyśmy.

Jeszcze długo siedzieliśmy na polanie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i generalnie miło spędzaliśmy razem czas. Czułam, że nie może być lepiej.


Kiedy wieczorem wróciliśmy do domu i zabrałam Nate'a do swojego pokoju, spojrzał pytająca na kartony, które stały w kącie.

- Skoro mamy razem zamieszkać, pomyślałam, że pomału zacznę się pakować. – wzruszyłam ramionami. Mężczyzna w dwóch krokach był obok mnie, kładąc ręce na mojej piersi. Ja odruchowo oparłam dłonie na jego szerokiej piersi.

- Naprawdę tego chcesz ? – spytał.

Przewróciłam oczami i rzuciłam:

- Ile razy masz zamiar mnie jeszcze o to pytać ? Powiedziałam już, że chcę z tobą mieszkać, jakiego dowodu jeszcze potrzebujesz ?

- Po prostu... - zawiesił głos – Cały czas mam wrażenie, że cię do czegoś zmuszam, wywieram na tobie presję.

Chwyciłam jego twarz w dłonie i szepnęłam:

- Ej, do niczego mnie nie zmuszasz. Sama tego chcę.

- Kocham cię, skarbie. – mruknął, całując mnie w usta – A tak poza tym, dom jest gotowy i czeka, aż się wprowadzimy.

Uśmiechnęłam się do niego szeroko.

- To dobrze. – wtuliłam się w niego – Już się nie mogę doczekać.

Niedługo potem zasnęliśmy razem, objęci.


*********


Dni mijały błyskawicznie. Od naszej wycieczki na polanę minął ponad tydzień.

Był piątek po południu i właśnie wracałam do domu z zakupami, gdy zadzwonił mój telefon. Szybko wyjęłam komórkę z kieszeni spodni i zerknęłam na wyświetlacz. Ku mojemu zdumieniu, dzwonił Mike Johnson, oficer policji.

- Tak ? – spytałam, odbierając.

- Dzień dobry, tu Mike Johnson. – odezwał się – Dzwonię w sprawie pani byłego chłopaka. Wyznaczono termin rozprawy na środę na trzynastą i, chociaż chciałbym pani tego oszczędzić, musi się pani na niej stawić.

- Spokojnie, rozumiem. – postarałam się, aby mój głos nie zadrżał – Podejrzewałam, że będę musiała to zrobić. Dziękuję panu za informację, na pewno stawię się w sądzie. Do widzenia.

- Do zobaczenia i proszę się nie martwić. – powiedział na pożegnanie – On już nic nie może pani zrobić.

- Dziękuję. – szepnęłam i rozłączyłam się.


Uratuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz