Rozdział 19

264 22 2
                                    

Nie, nie powiem Zaynowi, ani nikomu innemu. Jeszcze nie teraz..

Zamawiam sobie taksówkę, bo nie chce wzbudzać podejrzeń limuzyną. Poza tym, nie jestem na tyle próżny, by jeździć wciąż z własnym szoferem. Mógłbym nawet pojechać metrem, ale za dużo osób by mnie zauważyło. Gdy mój transport podjeżdża pod hotel, nasuwam na głowę czarny kaptur i usadawiam się z tyłu wozu. Podaję adres domu Eleanor, a znudzony kierowca dojeżdża na miejsce i otwiera szeroko oczy, widząc swój napiwek.

- Co Pan, bank okradł? - pyta zdziwiony.

- Proszę Pana, ja się spieszę. Bierze Pan, albo nie - mówię drżącym głosem, zdenerwowany nadchodzącym spotkaniem z Eleanor. Kierowca bierze ode mnie sporą sumę pieniędzy, życzy miłego dnia i odjeżdża z piskiem opon. Uśmiecham się pod nosem, będąc świadomym, że rodzina tego gościa będzie dziś szczęśliwa. Cieszę się, mogąc pomagać innym. Idę z wahaniem w stronę werandy, przy drzwiach obsesyjnie poprawiam włosy, chcąc wypaść przed El jak najlepiej. Pukam do drzwi, trzy razy przeciągle i dwa razy szybko. Tak samo ona pukała w szpitalu, gdy czuwałem nad Harrym dzień i noc, wylewając litry słonych łez. Czuję, że nie dam rady i mam rację. Jak tchórz odwracam się, by uciec, a wtedy drzwi się otwierają. Obracam się w stronę osoby stojącej w drzwiach i ku mojemu zaskoczeniu nie jest to Eleanor. W progu stoi rudowłosy chłopak o szarych oczach, ubrany w jeansy i czarną bluzę z kapturem. Wygląda na jakieś osiemnaście lat, jeśli miałbym oceniać. Patrzy na mnie uważnie spod przymrużonych powiek. Rysy jego twarzy są obojętne, mimo to widzę, że zainteresował się moją osobą.

- Więc.. jesteś Louis, prawda? - pyta po oględzinach. Ma szorstką barwę głosu, jednak nie jest ona w żaden sposób nieprzyjemna.

- Tak. A Ty nazywasz się...? - mam wrażenie, że przy nim piszczę jak mała dziewczynka. - Jestem Reece. Przyszedłeś do mojej siostry, jak zgaduję? - pyta. Och! To brat Eleanor.. mówiła mi kiedyś, że czasem u niej pomieszkuje. Ciekawe.

- Miło mi Cię poznać - silę się na uprzejmość.

- Nie mogę powiedzieć tego samego, bo niewątpliwie bym skłamał - rzuca arogancko, a ja otwieram oczy ze zdziwienia - Tak czy owak, jesteś tu i musisz porozmawiać z Eleanor, bo nie wychodzi z domu prawie od miesiąca - patrzy na mnie z wyrzutem. I słusznie, to najprawdopodobniej moja wina. Szarooki przepuszcza mnie w progu, ja zdejmuję buty i pozbywam się kurtki.

- Jest w swoim pokoju - informuje mnie Reece, a ja dopiero teraz zauważam, jak bardzo niepodobny jest do Eleanor. Są kompletnie różni, nigdy nie powiedziałbym, że są rodzeństwem.

- Co się tak gapisz? - burczy do mnie. Na początku nawet wydawał się sympatyczny, ale teraz nie jestem taki przekonany.

- Na nic, wybacz - mówię cicho i kieruję się do drzwi pamiętnego pokoju o turkusowych ścianach.

- Zaczekaj - zatrzymuje mnie chłopak, jego mina przeszła z nieprzystępnej, do wyrazu twarzy z lekkim poczuciem winy - Może chodź ze mną do kuchni. Ellie prawie nic nie je, powinieneś jej coś zanieść - informuje i oboje kierujemy się do kuchni. Hm.. Ellie. Tyle jest zdrobnień jej imienia, a zdaje się, że każde kolejne jest piękniejsze. Reece opróżnia lodówkę z potrzebnych składników i przygotowuje kilka kanapek z masłem orzechowym. Zaczyna burczeć mi w brzuchu, na co rudowłosy mimowolnie reaguje.

- Chcesz jedną? - pyta.

- Byłbym wdzięczny - uśmiecham się lekko. Reece wybucha śmiechem i podaje mi aż dwie kanapki ułożone na smukłym porcelanowym talerzu. Tak sobie myślę, że bez wahania mogę powiedzieć, że brat Elki mógłby być potencjalnym kandydatem na przyjaciela. Szybko pochłaniam przydzieloną mi porcję i pomagam w smarowaniu reszty kanapek.

Little SecretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz