Harry
Moje serce staje, gdy rozpoznaję miejsce, do którego zostaliśmy skierowani z Panią Tomlinson. Widziałem je kiedyś w telewizji, gdy przewożono tu nowych pacjentów. Miejscowy szpital psychiatryczny nie zmienił się wcale, budynek jest tylko starszy, ale tak samo brzydki i odpychający. Jak Louis mógł trafić do wariatkowa? Co musiał zrobić, żeby go tu przywieźli? Jestem przerażony, czekam tylko aż ktoś wyjaśni mi o co tu chodzi. W recepcji wita nas starsza kobieta, widać bardzo znudzona swoją pracą, pyta w jakim celu przyszliśmy.
- Dzień dobry, nazywam się Jay Tomlinson, przyszłam odwiedzić syna - zaczyna uprzejmie mama Lou.
- Nazwisko syna? - pyta chrapliwie znudzona kobieta.
- Louis William Tomlinson - oczy kobiety się rozszerzają, ale stara się zachować obojętną minę. Zaczyna szukać czegoś w komputerze, a po chwili oznajmia:
- Tędy, Proszę Pani - wychodzi zza lady i wskazuje na korytarz po prawej stronie pomieszczenia.
- Chwilkę, a co ze mną? - oburzam się.
- A Pan to..? - starsza kobieta marszczy brwi. Prycham ze zniecierpliwieniem, czując się trochę urażony faktem, że rozpoznała Lou, a ja obszedłem ją całkowicie.
- Harold Styles - mruczę.
- Czy jest Pan kimś z rodziny?
- Nie - odpowiadam.
- Czy został Pan poinformowany pocztą, bądź telefonicznie o ewentualnej prośbie Pana Tomlinsona o spotkanie z Panem, Panie Styles? - pyta zniecierpliwiona.
Czy ja potrzebuję umówionej wizyty, do cholery?! Jestem Harry z One Direction, a Louis to mój kumpel z zespołu!
- Nie, ale.. - marszczę brwi.
- W takim razie nie mogę Panu pomóc - mówi, nawet nie siląc się na udawane współczucie i idzie dalej. Pani Tomlinson podąża za kobietą, a ja mimo zakazu również idę za nimi. Mama Louisa patrzy na mnie wymownie i syczy:
- Jeżeli przez Ciebie nie spotkam się z synem, będziesz miał kłopoty.
- Moje życie to jeden wielki kłopot, proszę Pani - wzdycham smutno. Nic nie odpowiada, ale widzę niechciane współczucie malujące się ukradkiem na jej twarzy. Idziemy kilka minut, gdy recepcjonistka w końcu zatrzymuje się przed wyznaczonym pokojem, moje serce przyśpiesza. Robi mi się sucho w ustach gdy kobieta przejeżdża identyfikatorem po powierzchni elektronicznego ekranu wmontowanego obok solidnych drzwi. Może budynek wygląda na zaniedbany, ale ochrona jest tu jak widać ponad wszelkie oczekiwania. Drzwi się otwierają, a w chwili gdy Pani Tomlinson mija próg pokoju ruszam za nią, ale zostaję zatrzymany. Recepcjonistka patrzy na mnie twardo, a ja wymiękam i cofam się o krok.
- Nigdy Pani na kimś nie zależało? - pytam smutno świadomy, że nie uda mi się jej przekonać, by mnie wpuściła. Ku mojemu zaskoczeniu kobieta rozgląda się dookoła, jakby sprawdzając czy nikt na nas nie patrzy. Następnie wskazuje ręką na drzwi i szepcze cicho przewracając oczami:
- Masz pięć minut. Jeżeli będę mieć przez Ciebie kłopoty, chłopcze... - nie daję jej skończyć, bo uradowany wykrzykuję podziękowanie i od razu kieruję się do drzwi. Kobieta śmieje się ze mnie, gdy bezskutecznie poszukuję klamki, powtarza wcześniejszą czynność elektronicznym identyfikatorem, a drzwi przede mną się otwierają. Prawie przewracam się w progu, mając szczerą nadzieję, że Louis nie będzie już krzyczał na mój widok.
Louis
Siedzę, krążę i nudzę się jeszcze jakiś czas, aż w końcu drzwi na końcu pokoju otwierają się i staje w nich moja matka. Jestem tak uradowany, że od razu wpadam w jej ramiona, a ona obejmuje mnie ciasno.
CZYTASZ
Little Secret
Fanfiction[...] Wszystkie skrywane pragnienia, emocje i obawy skumulowały się w tę cudowną chwilę, chyba najpiękniejszą w moim życiu, a potem wszystko przerodziło się w istny horror.