Rozdział XI

6.3K 275 64
                                    

Patrzył na mnie wyczekująco. Co ja mam mu powiedzieć?
,,Będę z tobą do końca życia i będziemy mieć gromadkę pięknych dzieci"?
Co to, to nie! Po pierwsze znamy się zaledwie kilka miesięcy i po drugie nie jestem pewna czy do niego coś czuję. Nie, to jest za świeże!

Biłam się z myślami. Nie byłam pewna jak zareaguje.
W pewnym momencie (zapewnie znudziło mu się czekanie) głośno chrząknął.

- Rosie? - pospieszał mnie.
- Will... Ja... - jąkałam się.

Zaczęły mi się pocić dłonie. Oddech przyspieszył. Co robić? Co robić?!

- Ty?
- Ja nie mogę! - krzyknęłam.

Zapanowała głucha cisza. Kiedy byłam w takiej sytuacji?! Ludzie, to jest takie dziwne...

- Przepraszam, ale ja... Nie mogę ci dać, na razie, nic więcej niż przyjaźń - ostatnie zdanie powiedziałam na jednym wydechu.

- OK. - zaczął - Nie przepraszaj. To nie twoja wina, nie powinienem był w ogóle coś takiego tobie proponować. Dobrze będzie jak już sobie pójdę... Do zobaczenia - uśmiechnął się smutno, ale w jego oczach dostrzegłam, złość?

Wyglądał nie na przygnębionego, a na wściekłego. Coś było nie tak. Czułam to. Coś w środku mnie kazało mi uciekać, gdzie pieprz rośnie.
Wyszedł z mojego pokoju. Nie ruszyłam się z miejsca, aby go odprowadzić.
Później usłyszałam tylko wartot silnika, odjeżdżającego samochodu.
Westchnęłam i opadłam na poduszki.

Dlaczego czułam tak sprzeczne uczucia do niego? Może ma jakieś problemy?

Na zegarze wybiła dwudziesta druga. Nie zamierzałam spać. Ostatnie wydarzenia, aż za nadto mnie rozbudziły.
Zgramoliłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i spojrzałam na wieszaki. Było tam mnóstwo sukienek, koszul, spódnic, bluz, bluzek, kurtek, płaszczy... Długo by wymieniać.
Wyjęłam moje ukochane czarne rurki z dziurami na kolanach, białą bluzkę z długim rękawem i czystą bieliznę z Calvin'a Klein'a. Moją uwagę przykuła czarna, skórzana kurtka, która wisiała pomiędzy moimi sukienkami. Zaciekawiona zdjęłam ją z wieszaka. Nie zgadniecie do kogo należała. Była to kurtka Nick'a. Pożyczył mi ją po imprezie u Alana, a ja oczywiście zapomniałam ją oddać.
Przytuliłam ją do siebie i mocno zaciągnęłam się jej zapachem. Te męskie perfumy. Mmm...

Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Nick jest na mnie zły! Nie wiem dlaczego tak zareagował, ostatnio w ogóle często tak ma...

Jeju, naprawdę? Czy wszystko musi być takie skomplikowane?
Nie widzieliśmy się zaledwie kilka godzin, a mi go brakuje? Dziwna jestem...

Wzięłam ze sobą przygotowane ubrania i kurtkę Nick'a. Mam nadzieję, że nie będzie zły...
Umyłam się i ubrałam. Włosy zostawiłam rozpuszczone.
Złapałam w biegu portfel i telefon, po czym zeszłam na dół. Szybko nałożyłam super stary i wybiegłam na ulicę.
Zamówiłam taksówkę i po dwudziestu minutach dotarłam do celu. Zapłaciłam kierowcy i zapukałam do drzwi domu Sary.
Dziewczyna była trochę zaskoczona moją wizytą, ale wpuściła mnie do środka.

- Rosie? Co ty tutaj robisz o tej porze? - zapytała.
- Muszę się wygadać i rozluźnić - stwierdziłam.
- OK. To może dobra komedia i gorąca czekolada? - zaproponowała z uśmiechem.
- Jasne! - przytaknęłam na jej propozycję i poszłam do jej pokoju. Gdzie odbyłyśmy babski wieczór.

William POV

Wyszedłem z jej domu mega wkurwiony. Wszystko szło zgodnie z planem, ale oczywiście musiałem to zjebać... Szef mi tego nie daruje!
Wsiadłem do samochodu i odjechałem z jej posesji.

Po dwu godzinnej jeździe, byłem na miejscu. Pojechałem za miasto, aby zdać raport, który nie był najlepszy. Wbiłem kod zabezpieczający i wszedłem do bazy.

- Siema Lucas! - przywitał się ze mną jeden z ochroniarzy.
- Cześć Derek.
- Co cię sprowadza w nasze strony? - zapytał.
- Sprawy się skomplikowały... - oznajmiłem, nawet na niego nie patrząc.
- No stary... Jeżeli to coś poważnego, to masz przejebane - spojrzał na mnie  współczująco.
- Wiem. Szef u siebie?- zapytałem kończąc temat.
- Tak.

Odszedłem bez słowa i skierowałem się pod gabinet Black'a -  naszego szefunia, a zarazem ojca pięknej Rosalie. Tak pracuję dla jej ojca. Ona go nie zna, więc łatwiej jest nam działać, a plan jest taki, że mam ją do siebie zbliżyć i zabrać ją do ojca, a to tylko dla tego, aby się odegrać na jej matce. Wiem, to głupie, ale staruszkowi się dopiero przypomniało, że siedemnaście lat temu spłodził sobie dzieciaka. I po pierwsze sam to wymyślił.

Black miał kochającą go żonę i dwuletniego synka, ale, że było mu mało to znalazł sobie kochankę, którą została pani Anabelle. Myślała, że był kawalerem, więc się z nim spotykała. Po dwóch miesiącach ich spotkań kobieta zaszła w ciążę. Kiedy powiedziała o tym Black'owi, ten ją rzucił i wrócił do swojej żony. Oczywiście Anabelle, jako córka bogatego faceta, nie mogła mu tego puścić płazem. Dzięki swoim doskonałym prawnikom zyskała alimenty na córkę i dodatkowo, aby jeszcze bardziej go zniszczyć powiedziała jego żonie o ,,związku" z jej mężem. Kobieta nie chciała znać naszego szefa, więc wniosła pozew o rozwód. Black został praktycznie z niczym. Jedynie dalej pracował w swoim biurze, a kiedy dojrzał do tego, że stracił swoje dzieci, zaczął o nie walczyć. Kobiety nie chciały mu nawet ich pokazać, więc wymyślił ten powalony, moim zdaniem, plan.

A teraz zadacie pytanie ,,dlaczego nie pójdzie z tym do sądu". A no, dlatego że nie ma do nich praw, więc na pewno przegrał by sprawę o ich odzyskanie i jedno z dzieci jest pełnoletnie, a drugie będzie za kilka miesięcy.

A i bym zapomniał. Zmieniono mi imię tak na wszelki wypadek. Naprawdę nazywam się Lucas Dervies i ta historyjka, którą opowiadałem Rosie, to bujda na kółkach.

Szedłem długim korytarzem prowadzącym do gabinetu Black'a. Przez zamyślenie nie zauważyłem kiedy byłem na miejscu.
Stanąłem przed drzwiami i zapukałem.

- Proszę! - dobiegł do mnie jego głos.
- Dzień dobry szefie - przywitałem się i wszedłem do gabinetu.

Richard siedział w ogromnym, skórzanym fotelu i palił faje. Obrócił się w moją stronę i z krzywym uśmieszekiem czekał na raport.

- Zobaczymy czy taki dobry panie Dervies. Słucham - oznajmił lodowatym tonem, jak na niego przystało.
- Ja... Em... - jąkałem się.
- Spierdoliłeś?! - wrzasnął i zawalił z impetem plik dokumentów leżących  na biurku.
- Tak...
- Zapłaciłem za ciebie tyle kasy, a ty mi mówisz, że nawaliłeś! Co zrobiłeś nie tak?! - zapytał wściekły.
- Zaproponowałem jej związek i odmówiła - oznajmiłem zrezygnowany.
- Kurwa, żartujesz sobie ze mnie? - zaśmiał się.
- Nie.
- I ty płaczesz, bo ci odmówiła? Myślałem, że to coś gorszego... Trudno napraw to i nie zawracaj mi więcej dupy takimi durnotami. Możesz odejść - powiedział i odwrócił się do mnie tyłem.

Wyszedłem z bazy i wróciłem do New York'a naprawić te powaloną sprawę...

I Want YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz