Rozdział XVIII

4.8K 222 22
                                    

Rosalie POV

PONIEDZIAŁEK

Niedziela minęła mi w ekspresowym tempie. Po sobotniej imprezie, praktycznie w ogóle, nie opuszczałam łóżka. Ciągły ból głowy mi to ograniczał.

Po męczącym weekendzie wstałam wypoczęta i pełna energii na kolejny tydzień w szkole.

Tak, wyczuj ten sarkazm.

Najchętniej wcale bym do niej nie chodziła, ale pociesza mnie jeden fakt. Do wakacji pozostał miesiąc. Za długo w tej szkole nie pobyłam, bo zaledwie cztery miesiące, ale dobre i to. Po za tym za niedługo będę pełnoletnia.

Zgromaliłam się z wyrka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej mój mundurek, oczywiście bordowy, po czym poszłam do łazienki, aby wziąć szybko prysznic.
Umyta i ubrana, wróciłam do pokoju po torbę, po czym skierowałam się do kuchni, aby napełnić swój żołądek.
Na miejscu zastałam przygotowane grzanki i sok jabłkowy oraz karteczkę:

,,Dzień dobry, Kochanie! Na stole czeka, na ciebie, pyszne śniadanko. Zjedz wszystko! Pani Anabelle kazała przekazać, że Gerard wziął sobie wolne, więc przyjedzie po ciebie inny kierowca. ~Twoja niania Mary"

Teraz każdy ma, pewnie, ze mnie niezłą polewkę. Tak, mam mamkę. Moja mama nie koniecznie wyrabia ze wszystkim, więc zatrudnia ludzi, aby ogarneli wszystko w domu, kiedy ona jest w pracy. Mary ma podpisaną umowę do czasu, aż skończę osiemnaście lat.
Jest to starsza kobieta, po pięćdziesiątce. Czasami jest miła, a innym razem umie przyprawić człowieka o ciarki.

Usiadłam za stołem i zgodnie z instrukcją zjadłam wszystko, po czym popiłam sokiem jabłkowym. Naczynia wstawiłam do zmywarki.
Kiedy nakładałam buty, przelotnie, spojrzałam na zegarek. Zostało mi dwadzieścia minut.

Nieźle.

Wzięłam torbę i wyszłam na podjazd, gdzie czekał na mnie mój zastępczy kierowca.
Odważnie wsiadłam do auta i zapięłam pasy bezpieczeństwa. Przyjęłam na twarz maskę obojętności, po czym spojrzałam na mężczyznę.

O. Mój. Boże!

Spodziewałam się jakiegoś, że tak powiem, ,,starego trupa", a ku mojemu zdziwieniu za kierownicą siedział chłopak w wieku Andrew'a. Nie powiem, bo był przystojny. Oliwkowa cera, blond włosy i niebieskie jak diamenty oczy. Ubrany był w jasne, poprzecierane jeansy, niebieską bluzę i białe super stary.

To tak się przychodzi do pracy? Poprzedni kierowca chodził w garniaku.

Kiedy zdałam sobie sprawę, że za długo się na niego patrzę, szybko, odwróciłam wzrok. Zaśmiał się na mój czyn.

- Em... To gdzie mam cię zawieść? - zaczął, gdy się opanował.
- Ulica bolącej dupy - rzuciłam sarkaztycznie, ale zaraz się poprawiłam i podałam poprawny adres.

Jechaliśmy w ciszy, którą w pewnym momencie przerwał.

- Sorry, że się nie przedstawiłem... Jestem Josh.

Ten to ma zapłon.

- Super - mruknęłam.
- Spokojnie, to tylko kilka dni. Wuj się trochę rozchorował, ale wróci jak najszybciej się da, a ja odejdę - oznajmił.
- OK. Przepraszam. Poniosło mnie, to przez... Nieważne - powiedziałam i wbiłam wzrok w szybę.
- Spoko, nie musisz mówić i wybaczam - uśmiechnął się delikatnie, po czym dodał - Już jesteśmy.
- Dzięki - rzuciłam i wyszłam z auta.

Kiedy wchodziłam na teren szkoły, napadła mnie Sara. Dosłownie się na mnie rzuciła.

- Co to za przystojniak? - zapytała.
- Nie pytaj...
- Ej, Rosie co jest? Ostatnimi czasy jesteś jakaś przymulona i nafoniona. Ludzie boją się do ciebie podejść.
- Sara... - zaczęłam - Ktoś mnie śledzi, rozumiesz? Gdzie i kiedy nie wyjdę czuję jego obecność. Nawet robił mi zdjęcia, a do tego dochodzą koszmary i głuche telefony do mamy. Ja popadam w paranoję - jęknęłam żałośnie i się rozpłakałam.

Sara bez słowa mnie przytuliła.
Tego już było za dużo. Tyle emocji, kumulowanych w środku, ujrzało światło dzienne. Płacząc moczyłam Sarze koszulę, ale było mi lżej. Czułam się, chociaż, o drobinę lepiej.

- Przepraszam - wyszeptałam przez łzy.
- Nie musisz, a rozmawiałaś o tym z mamą? - zapytała, w kojącym geście jeżdżąc dłonią po moich plecach.
- Nie, nie chciałam jej niepokoić i tak ma dużo swoich problemów.
- Powiedz jej. Napewno razem coś wymyślicie - stwierdziła, po czym się odsunęła.

Spojrzałam na nią. Jej koszula, od mundurka, była mokra od moich łez i umazana w moim tuszu do rzęs.

- Przepraszam za koszulę - powiedziałam z małym uśmiechem.
- Spoko, mam takich dużo. Chodź pojedziemy do ciebie i się poprawimy - zaproponowała, na co przytaknęłam.

Zadzwoniłam po Josh'a, jak się okazało był niedaleko szkoły, więc chwilę potem jechaliśmy do mojego domu.

- Szczerze? Wyglądacie jak uciekinierki z psychiatryka - stwierdził i się zaśmiał.
- Bardzo śmieszne - przychnęłam, po czym mimo wszystko się uśmiechnęłam.
- Najwyraźniej tak - rzucił.
- Josh, masz dziewczynę? - zapytała, bez zbędnych ceregieli, Sara.

Chłopak tylko się uśmiechnął.
Pewnie myślał, że to żart, ale moja przyjaciółka była śmiertelnie poważna.

- Nie, ale rozumiem, że chcesz zostać kandydatką? - uniósł znacząco brwi.

Dziewczyna się zarumieniła.

- Nie, mam chłopaka. Tylko tak pytałam.
- Co?! Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytałam oburzona.
- Jakoś wyszło mi z głowy - tłumaczyła się Sara.
- To Alan, tak?
- Tak - pisnęła radośnie.
- Gratuluję, kochana. Musisz mi o tym opowiedzieć - powiedziałam i ją uścisnęłam.
- Dzięki. Później...

Reszta drogi minęła nam w ciszy. Wysiadłyśmy przed moim domem i poszłyśmy się przebrać. To znaczy Sara poszła, ja tylko poprawiłam swój makijaż. Gotowe ruszyłyśmy do wyjścia...

Johny POV

Mój plan jest taki:
Zatrudniam się w szkole jako psycholog, rozmawiam z Rosie i przybliżam ją do siebie, aby w końcu ją zdobyć.
Plan banalny. Moi ludzie dbają o to, aby była w jak najgorszym stanie psychicznym po to, aby mogła chodzić do mnie i żebym ją ,,wyleczył".
Mam nadzieję, że matka Rosalie jest na tyle mądra i wyśle ją do szkolnego pedagoga. Jak nie, wymyślę coś lepszego.

Szedłem do gabinetu dyrektora, kiedy byłem na miejscu zapukałem. Usłyszawszy słowo ,,proszę", otworzyłem drzwi. Pomieszczenie było duże, ale przytulne. Wszedłem do środka. Za biurkiem siedział stary Taylor, a przed nim jego synalek, który wszystko mi psuje - Nicolas.

- Witam, ja w sprawie pracy.
- Ach, to pan. Dzień dobry. Proszę usiąść - powiedział dyrektor.

Posłusznie zająłem miejsce obok jego syna. Szczeniak uśmiechnął się kpiarsko.

- No, więc poproszę o pana CV - oznajmił stary Taylor.
- Oczywiście, już daję i żaden pan tylko Tom - stwierdziłem, po czym podałem dokument.
- Dave, miło mi - podał mi dłoń, którą uścisnąłem.
- Mi również.
- Przepraszam, że nie przedstawiłem. To mój syn, Nicolas.

Oj, znam go bardzo dobrze.

- Nie szkodzi - oznajmiłem.

Nawet mi ręki nie podał...

- W takim razie przejdźmy do interesów. Czy pracowałeś w jakiejś innej szkole? - zapytał.
- Nie, ale pracowałem w domu dziecka. Po za tym masz tam wszystko napisane - powiedziałem.
- Rozumiem. Czy miałeś lub masz styczność z używkami typu alkohol, papierosy, narkotyki?
- Nie jestem alkoholikiem, narkomanem czy nałogowym palaczem.
- Dobrze. Wiesz, że będziesz tu tylko do końca roku?
- Tak.
- W takim razie skontaktuję się z tobą - oznajmił i wstał, aby mnie odprowadzić.
- Do usłyszenia - rzuciłem.
- Do usłyszenia - odpowiedział, po czym wyszedłem.

Teraz trzeba, tylko, czekać na telefon...

I Want YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz