Rozdział 2

12.2K 577 70
                                    

Amara nie miała ochoty ruszać się z łóżka, ale zdecydowała wyjść tego wieczora z domu. Even nie dawał jej spokoju i kazał spotkać z ludźmi. Jego zdaniem wśród przyjaciół będzie jej lepiej niż w ciemnym, smutnym pokoju. Miał poniekąd rację i to przekonało ją, by po kilkugodzinnej drzemce pójść w końcu pod prysznic i ubrać się w czyste, ładne ubrania.

Siedziała teraz oparta o nogi Brendy i zajadała się ulubionymi serowymi chrupkami. Chłopaki się spóźniali, jak zawsze zresztą, po drodze pewnie zatrzymując się na kebaby albo burgery. Wiedziała, żeby przyjść trochę później, ale dziewczyny jak zwykle wolały być przed czasem. Mówiły, że wolą jeszcze chwilę pobawić się bez facetów. To wcale nie głupie myślenie, jednak Amara nie lubiła czekać. Wolała, żeby wszyscy przychodzili na czas.

Ami zerwała się nagle, gdy usłyszała śmiech Evena. Niósł kratę ich ulubionego piwa o smaku tequili. Wszyscy je uwielbiali. Odstawił alkohol i podszedł do swojej dziewczyny, zamykając wokół niej ramiona i całując w czubek głowy.

— Cieszę się, że przyszłaś — wyszeptał jej do ucha, czego bardzo nie lubiła. Łaskotało ją to.

Dała mu szybkiego całusa w policzek i przywitała się z resztą chłopaków. Otworzyła usta w zdumieniu, gdy wśród nich zobaczyła Justina Ramseya, jej dobrego znajomego, który nigdy w życiu z nimi nie wyszedł. Wytrzeszczyła oczy, kiedy Caroline z piskiem ekscytacji mocno go pocałowała, a on objął ją w pasie.

Wyrzucić Alana z grupy i dodać do niej Justina, zanotowała w myślach, zerkając pytająco na Brendę, która tylko wzruszyła ramionami. Sama nie wiedziała, że ich przyjaciółka miała nowego chłopaka. Zdaje się, że tylko Roxanne miała o tym jakiekolwiek pojęcie, bo nawet się nie zdziwiła.

— Jak się dzisiaj czujesz? — zapytał cicho Even, pociągając Amarę na swoje kolana. Siedział na ławce oparty o barierkę.

Uśmiechnęła się łagodnie, gładząc jego lekki zarost na brodzie. Uwielbiała to, że tak się o nią martwił i niemal każdego dnia pytał, jak się czuła. To było urocze i doceniała to, bo nikogo innego to nie ciekawiło. To pewnie jeden z powodów, przez który się w nim zakochała.

— Znacznie lepiej. — Pocałowała go w usta, bo czuła, że potrzebowała bliskości.

Lubiła jego dotyk. Jego dłonie na jej ciele sprawiały, że niektóre problemy znikały. Gdyby mogła, zabrałaby go teraz do siebie, przytuliła do tego ciepłego, umięśnionego ciała i zasnęła, śniąc o samych dobrych rzeczach. Wiedziała jednak, że jej chłopak wolał spędzać czas w grupie, niż sam na sam, co czasem było powodem ich drobnych sprzeczek.

Damon jedną ręką sięgnął po piwo, drugą wciąż obejmując ukochaną. Amara w tym czasie przyglądała się Caroline i Justinowi, którzy byli już w połowie swoich butelek. Nie chciała oceniać ich związku, ale znając przyjaciółkę, wiedziała, że skończy się równie szybko co ostatni. A raczej pięć ostatnich. Współczuła Justinowi, to świetny koleś, uczuciowy i wrażliwy — a to znaczyło, że Caro łatwo będzie się bawić emocjami. Już raz znalazła sobie kogoś podobnego i skończyło się to źle.

— Jakiś gość się na ciebie gapi. — Roxanne siedząca naprzeciwko, rzuciła w Amarę kapslem od piwa, dyskretnie wskazując na drugie molo.

Ami obróciła głowę i mrużąc oczy, by lepiej widzieć, przyjrzała się chłopakom po drugiej stronie. Z początku nie potrafiła rozpoznać twarzy — pewnie dlatego, że miała lekką wadę wzroku, ale gdy brunet w białej koszuli do niej pomachał, mogłaby przysiąc, że widziała w nim Xaviera Wilde'a. Podniosła rękę, żeby nie wyjść na chamską i też się przywitała, choć ojciec wyraźnie zabronił mieć z nim jakikolwiek kontakt.

Romeo z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz