Rozdział 3

10.4K 492 72
                                    

Ciężkie poranki były normalnością w jej życiu. Rzadko kiedy spała dobrze, mogła nawet na palcach jednej ręki wyliczyć, ile razy w ciągu ostatnich tygodni, a nawet miesięcy, obudziła się szczęśliwa i pełna energii. Zwykle wstawała lewą nogą, była ciągle nie w humorze i myślała cały dzień i całą noc, nie mogąc odetchnąć. Myśli same przepływały jej przez głowę, mącąc w rzeczywistym spojrzeniu na świat. Patrzyła na wszystko przez pryzmat pesymizmu.

Dziś jednak to nie ona zarwała nockę. To nie ona patrzyła pustym wzrokiem w krople spływające po szybie. To nie ona płakała. Bo to nie jej zawaliło się właśnie życie.

Brenda piła już trzecią herbatę, trzecią godzinę siedząc na parapecie i czytając trzecią wiadomość od matki. Wzrok miała zamglony, po raz setny jej oczy patrzyły się w ekran telefonu, ale jakby nie wiedziały, co widzą.

Rozwód. W jej głowie zakodowało się tylko to jedno słowo. Z bełkotliwych, chaotycznych wiadomości od matki, tylko to udało jej się zrozumieć. Po tym płakała i przeklinała na zmianę, aż w końcu się zmęczyła i zaczęła myśleć. Gdzie będzie mieszkać? Kogo ma wybrać? Jak jedno poradzi sobie bez drugiego, bez pieniędzy?

Kochała swoich rodziców. Problem w tym, że oni nie kochali siebie. Pogodziła się z ich kłótniami już dawno temu, podejrzewała, że może kiedyś skończy się to rozwodem. Nie podejrzewała jednak, że tak szybko to się stanie. Stała teraz przed wyborem, którego nie chciała podejmować.

— Pomogę ci — głos Amary był spokojny, choć serce jej pękało na widok zrozpaczonej przyjaciółki.

Najgorsze dla niej było patrzenie, jak bliskim jej osobom życie legło w gruzach. Brenda stanowiła wyjątkowe miejsce w jej sercu, odkąd ta pomogła pozbierać jej się po stracie brata. Teraz ona traciła rodziców i musiała się odwdzięczyć, co ważniejsze — chciała się odwdzięczyć.

— Wiem, Ami — odpowiedziała, pociągnęła nosem i zablokowała telefon. Nie mogła już dłużej patrzeć, na SMS-y matki.

Od dzieciństwa była córeczką mamusi, były dla siebie jak przyjaciółki, zwierzały się sobie ze wszystkiego, nawet z relacji z ojcem, lecz dzisiaj nie mogła stanąć po jej stronie. W przypływach emocji mogła nawet bez wahania stwierdzić, że z łatwością by ją teraz znienawidziła. Rodzice kłócili się często, ale może gdyby nad sobą popracowali, w końcu by im się udało, jednak nie, Kristin musiała wszystko zniszczyć, pakując się do łóżka młodszemu o dwanaście lat lalusiowi z kupą forsy. Zniszczyła rodzinę jednym posunięciem. Dosłownie.

Amara nie wiedziała, jak to jest widzieć rozpad małżeństwa, ale była świadkiem zniszczenia własnej rodziny. Znała ten ból, wściekłość, żal. Dokładnie pamiętała uczucie niemocy, które ją ogarnęło, gdy o wszystkim się dowiedziała i przejrzała wszystko na oczy. Nie potrafiła wtedy już nikomu pomóc, tak samo, jak teraz Brenda. Czuły się podobnie, choć sytuacje diametralnie się różniły.

— Mam ochotę się upić. Do nieprzytomności — wyznała mętnie, opierając ciężką głowę o przyjemnie chłodzącą ścianę.

Amara skrzywiła się, począwszy bawić się palcami. Zdrapywała odpryskujący się liliowy lakier do paznokci, głowiąc nad tym, jak odwieść przyjaciółkę od tak nieodpowiedzialnego pomysłu. Nie miałaby pewnie nic przeciwko, gdyby nie fakt, że jutro rano była szkoła i egzamin z trygonometrii. Nie martwiła się o siebie, skądże, jej stopnie znacznie się poprawiły i mniej więcej zawsze była przygotowana do testów. Obawiała się o oceny przyjaciółki, które poważnie spadły. Chciała studiować na jednej z lepszych uczelni, a wychodzi na to, że nie zaliczy jutro nawet drobnego sprawdzianu.

— Zanim zaczniesz mi matkować, pamiętaj, że obiecałaś mi pomóc. Pomoże mi impreza. Chcę zapomnieć o tym wszystkim, rozumiesz? — Delikatne fale opadły jej na opuchnięte oczy, kiedy gwałtownie pochyliła się w stronę Amary, ściskając jej dłonie w łagodnym uścisku. Czekoladowe zeszklone tęczówki błądziły po twarzy przyjaciółki, błagając o spełnienie tej jednej prośby.

Romeo z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz