Rozdział 14

4.4K 311 15
                                    

Mierzenie się z Xavierem Wildem na spojrzenia skutkowało jedynie chęcią mordu głębszą niż zwykle. Misha ledwo hamował przemożną ochotę rzucenia się na tego gówniarza z pięściami. Nienawidził go, a nienawiść nie mogła prowadzić do niczego dobrego.

Podczas gdy w oczach Mishy szalała wściekłość, w spojrzeniu Xaviera widniało rozbawienie, którego nie próbował nawet ukrywać. Bawiła go złość policjanta. Czuł satysfakcję z tego, że takimi drobnymi gestami wyprowadzał go z równowagi. Ich walka trwała i trwała non stop, bez końca. Zaczęła się od mało poważnych bójek, a skończyła na pojebanej grze, którą oboje pragnęli wygrać.

— Jak to się stało, chłopcze? — zapytał nagle Misha, zaskakując Xaviera łagodnym tonem. W oczach mężczyzny zapaliły się iskierki ciekawości. — Byłeś dobrym chłopakiem. Rodzice chcieli, żebyś do nich wrócił, a ty zawsze robiłeś im na złość. Rozwalałeś co popadnie i dawałeś się łapać. To dobrzy ludzie, nie zasłużyli na to.

Xavier zamrugał zaskoczony. W odmętach serca zapulsował nieprzyjemny ból, przywołujący na myśl wspomnienia, które próbował zagrzebać lata temu. Dlaczego teraz Misha rozdrapywał zabliźnione rany?

— Bo z takiej strony się pokazywali — wymamrotał, wpatrując się pusto przed siebie. Wspomnienia zerwały się ze smyczy i swobodnie przebiegały po głowie. — Oddali mnie do adopcji po kilku latach, bo nie potrafili mnie pokochać i chcieli, żebym wrócił, bo pokochali kogoś innego. Nie wiem, gdzie miałem większe piekło, tutaj czy w Denver. Obie rodziny były nieźle popieprzone. — Chciał się zamknąć, zacisnąć mocno usta i nie pozwalać słowom płynąć, ale nie potrafił. Tak dawno z kimś o tym rozmawiał, że teraz, gdy zaczął, nie mógł przestać. Nawet jeśli tym kimś był Misha Evans.

— Więc dlatego wciągnąłeś się w to gówno? — Cień zrozumienia w głosie był czymś nowym dla Xaviera. Nie liczył na litość ani nic innego, odpowiadał jedynie szczerze na pytania policjanta, nie spodziewał się, że Evans go zrozumie.

— Nie miałem nic do stracenia — przytaknął, wzruszając ramionami. Wspomnienia zastępczego ojca, który zachlany rzucał w niego butelkami, pojawiło się nagle i zaraz zniknęło. Nigdy nie miał nic do stracenia, jeśli chodziło o rodzinę. Nie należał do żadnej.

— Ale teraz masz, więc zacznij ze mną współpracować, chłopcze. Mogę ci pomóc. Policja będzie cię chronić i cię nie tknie, ale daj nam w zamian Rzeźnika lub kogoś z jego ludzi. Daj nam Keysine. — Misha był zdeterminowany, naprawdę myślał, że to może się udać. To zdeterminowanie jednak nie udzieliło się Xavierowi.

Rozważał to jednak. W głowie już robił listę za i przeciw. Musiałby odrzucić swój plan wsadzenia Chrisa i współpracować z policją, a nie wiedział, czy tego właśnie chciał. Przecież pragnął zemsty. Dążył do niej. Miał teraz to zaprzepaścić? Zaufać temu sukinkotowi? Misha był sprytny, wsadziłby go razem z resztą i nie darowałby wolności. Był lojalny jedynie odznace.

Mógł też się zgodzić, ale sam działałby na dwa fronty. Dałby im Keysine, czy kogoś innego z grubych ryb, a później szantażowałby Mishę informacjami o Chrisie. Nawet jeśliby go okłamał, nie mógłby go wsadzić, bo bałby się o syna. Łatwo będzie rzucić tego ćpuna Rzeźnikowi na pożarcie.

— Nie jesteś złym chłopakiem, tylko trochę zagubionym. Wiesz, gdzie mnie szukać, jeśli się zdecydujesz.

Skinął mu krótko głową i odszedł, zostawiając Xaviera z chaosem w myślach.

Gdyby to wszystko było takie proste. Gdyby znał prawdziwe intencje Mishy, może zgodziłby się od razu. Wydawało się to sensowne. Skąd miał mieć jednak pewność, że po wszystkim faktycznie zostawiają go w spokoju? A jeśli któregoś dnia policja wpadnie mu do domu i skuje w kajdanki? Wtedy rodzice już mu nie pomogą.

Romeo z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz