Rozdział 32

3.7K 257 11
                                    

Znacie ten moment w filmach, kiedy gdy ktoś umierał, główny bohater siedział w karetce, a wszystkie dźwięki były niewyraźne, jakby zmienione w głuche wycie? Amara zawsze sądziła, że to tylko efekty specjalne oraz że takie rzeczy nie działy się naprawdę. Kucając jednak kilka metrów od swojego leżącego w bezruchu brata, zdała sobie sprawę, że coś takiego właśnie przydarzało się jej. Na kilka chwil całkowicie się wyłączyła, zupełnie jakby jej dusza odłączyła się od ciała. Nie docierały do niej żadne konkretne dźwięki. Słyszała krzyki, ale nie wiedziała czyje, wiedziała, że pada, ale nie czuła kropli deszczu na skórze, ściskała dłoń umierającego przyjaciela, ale nie potrafiła wyczuć jego ciała. Oddech zamarł jej w płucach na tak długo, że zrobiło jej się słabo, a czarne mroczki zatańczyły przed oczami. Gdy wypuściła powietrze, wszystko wróciło do normy. Przerażające krzyki Skye rozchodziły się po boisku w akompaniamencie grzmotów.

Britt wpatrywała się w poszerzającą się czerwoną plamę na koszuli z wytrzeszczonymi w strachu oczami. Z ust Chrisa strużką wypływała krew, twarz miał bladą, a oczy szeroko otwarte. Nie reagował, kiedy wołała jego imię, ani gdy przystępowała do masażu serca.

— Chris, Chris, proszę, popatrz na mnie — łkała, raz za razem uciskając jego klatkę piersiową. Łzy spływały jej po policzkach i rozmazywał jej się wzrok, mimo to widziała, że jego oczy wciąż wpatrzone były w jeden punkt na niebie. — Proszę. Spójrz na mnie — zaszlochała przeciągle, a z jej gardła wydobył się rozrywający serce krzyk. — Nie mogę cię stracić... Nie mogę... Dopiero, co cię odzyskałam. Nie możesz mnie zostawić. Błagam, nie zostawiaj mnie. — Jej płacz echem rozchodził się po boisku. Ani na sekundę nie przestawała go reanimować, złączone dłonie zaciskała na jego klatce piersiowej, barwiąc sobie skórę jego krwią. — Wróć do mnie... Proszę cię wróć. Obiecałeś, że na miesiąc miodowy zabierzesz mnie na wyspy. Zawsze chcieliśmy tam lecieć, pamiętasz? Nie mogę polecieć tam sama, boję się samolotów... — Nie mogła złapać oddechu. Czuła, jakby płuca zapadały jej się do środka. Szlochała na krótkich, płytkich wdechach. — Chris, musisz lecieć ze mną.

Xavier kucnął po drugiej stronie, łagodnie kładąc swoje dłonie na dłoniach Britt. Wpatrywała się ciągle w martwe oczy Chrisa, nie przerywając masażu serca. Całą twarz miała mokrą od łez, które wodospadem płynęły z opuchniętych już oczu.

— Zmienię cię. Jesteś już zmęczona, Britt — ciepły głos Xaviera sprawił, że zwolniła tempa. Spojrzała na niego, odsuwając się minimalnie do tyłu.

— Uratuj go. Proszę — błagalny ton przesiąkał cierpieniem tak dotkliwym, że zabolało go serce. Spojrzał na Amarę oraz na Mishę, kilka metrów dalej próbujących ratować Arvida. Spoglądali co chwilę na Chrisa, a na ich twarzach malowało się przejęcie, smutek, gniew, niesprawiedliwość.

Amara płakała w ciszy. Nie potrafiła radzić sobie z tak silnymi emocjami — gdy w nią uderzały, czuła się jak sparaliżowana. Widząc więc swojego martwego brata, trzymając w tym samym czasie na kolanach umierającego przyjaciela, nie potrafiła nawet głośniej zapłakać. Nie mogła krzyczeć, czuła jakby gardło miała związane jakąś niewidzialną nicią. Serce waliło jej w nierównym, szybkim rytmie, a całe ciało, choć nie zdawała sobie z tego sprawy, całe się trzęsło.

W jednej chwili poczuła, jak ktoś unosi ją do góry. Zachwiała się, gdy jej stopy zetknęły się z ziemią. Nogi miała jak z waty, ledwo potrafiła ustać prosto. Zdezorientowana rozejrzała się wokół i dopiero dostrzegła, że jej miejsce zajął ratownik medyczny. Ktoś trzymał ją mocno za rękę, prowadząc w stronę brata. Nieobecnym wzrokiem rozpoznała w tej osobie ojca. Przytulił ją mocno do siebie, a szloch wyrwał się z jego gardła zagłoszony jej włosami. Z jej oczu płynęły tylko łzy. Czuła się nieobecna, jakby oderwana od rzeczywistości. W głowie zaczęło jej huczeć, gdy z góry patrzyła na twarz Chrisa. Ratownik zamknął mu oczy, by już nie wpatrywał się w niebo.

Romeo z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz