Rozdział 34

7K 367 101
                                    

Na zewnątrz świeciło słońce, a przyjemnie ciepły wiatr targał firankami, wpuszczając do ciemnego pokoju odrobinę świeżego powietrza. Amara od tygodnia nie wychodziła z łóżka, rolety miała zaciągnięte do samego końca i tylko malutka szpara mówiła jej, jaka była pogoda za oknem. Leżała ubrana w piżamę, której nie zmieniała od kilku dni otoczona zużytymi chusteczkami, opakowaniami po batonikach i pustych kubkach. Nie miała siły posprzątać w pokoju, wszędzie walały się jej ubrania, naczynia po obiadach, które zawsze jadła w sypialni oraz zdjęcia, które na przemian oglądała i rozrzucała po kątach. Sądziła, że z dnia na dzień będzie lepiej, było jednak odwrotnie — żałoba pochłaniała ją coraz głębiej, odbierając dobre uczucia. Bolały ją serce, dusza, wszystkie mięśnie oraz kości. Wyglądała i czuła się jak wrak człowieka. Nie rozmawiała z nikim, nie wpuszczała do środka nikogo oprócz Britt, która przez kilka dni spała w pokoju Chrisa. Odkąd wróciła do siebie, nie pojawiła się tutaj ani razu. Cierpiała więc w samotności, pozwalając, by to cierpienie pożarło ją żywcem.

Słysząc ciche pukanie do drzwi, zamknęła powieki. Gdy tylko ktoś próbował z nią porozmawiać, udawała, że śpi. Zwykle działało, a osoba, która ją odwiedzała, wychodziła. Tym razem usłyszała ciężkie kroki, a po chwili poczuła, jak materac się ugina.

— Skarbie. — Głos Mishy był cichy, nieco zachrypnięty.

Nie otworzyła oczu. Chciała, by sobie poszedł, zostawił ją w spokoju, pozwolił wciąż leżeć i wpatrywać się w sufit. Nie rozmawiali ze sobą od dnia pogrzebu, który odbył się trzy dni temu. Upiła się godzinę po nim, wywołując z rodzicami największą w historii kłótnię. Po słowach matki, która wykrzyknęła, że jej nienawidzi, jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Nie dość, że musiała sobie poradzić ze śmiercią brata, to jeszcze z nienawiścią własnej mamy. Po tych słowach coś w niej doszczętnie pękło.

— Odzyskałem twój telefon — powiedział, a Amara usłyszała, jak kładzie komórkę na szafce, przesuwając szklankę, która stała tam od tygodnia. Niemal drgnęła, gdy łagodnie pogładził ją po głowie. — Za dwa dni musisz wrócić do szkoły.

Nie miała zamiaru nigdzie wracać. Nie była gotowa mierzyć się ze współczującymi spojrzeniami, szeptami, gdy tylko pojawiała się w większej grupie. Wystarczyło jej, że na pogrzebie wszyscy się na nią gapili, plotkowali między sobą, mówiąc "biedna dziewczyna". Miała wrażenie, że wszyscy ją obwiniali, zupełnie jak matka. Wkręciła to sobie tak bardzo, że sama zaczęła w to wierzyć.

— Arvid wychodzi ze szpitala. Zaprosiłem go — dodał, wstając z łóżka.

Zacisnęła mocniej powieki. Ani razu nie odwiedziła Arvida w szpitalu, przez co poczucie winy zżerało ją od środka. Został ranny z jej powodu, a nawet nie miała odwagi z nim porozmawiać. Prawda była taka, że nie mogła spojrzeć mu w oczy. Myśl o nim, przypominała jej jedynie brata. Pod kołdrą skubała paznokcie, podczas gdy ojciec, zerkając co chwila w jej stronę, sprzątał jej pokój. Odsłonił rolety, wpuszczając do środka światło. Chciała krzyknąć, by wyszedł, jednak zmusiła się do pozostania w bezruchu. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, nawet jeśli faktycznie chciał jej pomóc. Ojciec najlepiej poradził sobie z żałobą. Zapisał się na terapię, rzucił w wir pracy, by zająć czymś myśli. Anastazja z kolei pałała nienawiścią do każdego, złość wyrzucając na wszystkich dokoła oraz na swoje obrazy. Tylko Amara odcięła się od świata, zatapiając się w smutku.

Gdy Misha wyszedł z naręczem brudnych naczyń, uchyliła powieki. Z ciężkim westchnięciem obróciła się na drugi bok, sięgając po telefon. Miała pełno nowych wiadomości, ale nie odczytała żadnej z nich. Pisali do niej ludzie składając najszczersze kondolencje. Części z nich nawet nie znała. Mignęła jej ikonka Brendy, przy której wyświetlały się aż czterdzieści dwa nowe SMS-y. Była jej przyjaciółką, a nawet nie dała znaku życia. Gdy przychodziła w odwiedziny, Amara prosiła Mishę, by nikogo nie wpuszczał, dlatego od siedmiu dni nie miały ze sobą kontaktu.

Romeo z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz