Rozdział 27

3.9K 296 27
                                    

Włosy łaskotały ją w twarz, kiedy przyjemnie ciepły wiatr zrywał się, niosąc zapach deszczu. Tego dnia pogoda była niezdecydowana, słońce nieźle przypiekało, by zaraz schować się za ciemnymi chmurami, które później rozwiewało porywiste wietrzysko.

Amara związała niesforne kudły w wysoki kucyk. Założyła bluzę, którą przed minutą ściągnęła, bo znowu zrobiło jej się chłodno. Z westchnięciem przewróciła kartkę magazynu. Britt wcisnęła jej go w dłonie razem z czterema innymi. Od samego rana przeglądały suknie ślubne i dla druhen, dekoracje oraz kwiaty. Brenda z zafascynowaniem przeglądała weselne potrawy, zachwycając się różnorodnością kuchni.

— A te? — Britt podsunęła Amarze katalog pod nos.

Spojrzała najpierw na stronę, potem z wyraźnym niezadowoleniem na przyjaciółkę. Posłała jej to słynne spojrzenie, mówiące: "Powiedz, że żartujesz".

— Chcesz żebyśmy wyglądały jak laleczki Barbie? — skomentowała z góry Brenda, w między czasie biorąc łyk swojej coli. Siedziała wygodnie rozwalona na stadionowym krześle, nogi opierając o siedzenie Amary.

Trwała właśnie lekcja wychowania fizycznego. Powinny zaliczać razem z resztą dziewczyn gimnastykę, ale że były z niej najlepsze, dziś trenerka im odpuściła, słysząc radosne wieści. Wszyscy w szkole już wiedzieli, że Brittney Skye wychodziła za mąż za Christophera Evansa. Była to sensacja na całe Mystic Seaport. Amara uważała, że nie powinni tego ogłaszać tak prędko, szczególnie że w mieście kręciła się Keysine, a Rzeźnik był niedaleko. Mogli wykorzystać tę informację w zły sposób. Plotki jednak rozeszły się błyskawicznie.

— A te? — Britt ponownie się odezwała, pokazując dziewczynom sukienki, które wpadły jej w oko. Amara i Brenda równocześnie przekrzywiły głowy, żeby przyjrzeć się kreacjom.

— To przód czy tył? — zapytała pierwsza z nich, mrużąc powieki i przybliżając się nieznacznie, by lepiej dostrzec szczegóły. — Za dużo brokatu.

Britt mlasnęła z niezadowoleniem. To już drugi magazyn z sukienkami, a jeszcze żadnych nie wybrała. Powoli ogarniała ją frustracja, szczególnie że Brenda i Amara w ogóle nie wykazywały zainteresowania. No, może Brenda zaangażowała się w oglądanie posiłków, ale Amara błądziła myślami gdzieś daleko. Przeglądała kolejne strony, ale nie zapamiętywała ani jednej zobaczonej rzeczy. Potrafiła myśleć jedynie o tym, że jej bratu groziło niebezpieczeństwo.

Ktoś zajął miejsce obok Evans, a długie ramię oplotło się na jej oparciu. Zapach delikatnych, słodkich perfum i truskawki doszedł do niej, jeszcze zanim zdążyła podnieść wzrok. Ostatnio zauważyła, że Arvid smarował włosy gumą o zapachu truskawkowym. Roznosił wokół siebie przyjemną owocową woń. Gdy na niego spojrzała, on przyglądał się Britt z dziwnym wyrazem twarzy, było w nim coś na wzór współczucia. Trwało to ułamek sekundy, mogło jej się to więc jedynie wydawać.

— Gratulacje, Królowo Śniegu. — Puścił oczko do Britt, a uśmiech rozjaśnił jego bladą twarz. Miał wąskie usta, a uśmiech szeroki, ukazywał białe zęby, uroczo wykrzywione, a kły miał długie jak u wampira. Z jego błękitnych oczu można było czytać, jak z otwartej księgi. Zupełnie, jakby właśnie w nich widać było duszę.

— Naprawdę tak mnie nazywają? — prychnęła jak rozjuszona kocica, mrużąc przy tym powieki.

— Tylko ja. — Wyszczerzył zęby w jeszcze szerszym uśmiechu. Spojrzał przy tym na Amarę, która bacznie mu się przyglądała.

Wiedziała, dlaczego pojawił się w jej życiu dopiero teraz. Pracował dla Keysine, więc jego zadaniem było pilnowanie jej, by nie zbliżała się do Xaviera. Arvid okazał się jednak lepszym człowiekiem, niż sądziła. Zaoferował pomoc, tylko jeszcze nie wiedziała dlaczego. Gdyby zauważyła go wcześniej, może teraz byliby najlepszymi przyjaciółmi? Bo choć z początku wydawał się niesamowicie irytujący oraz nie znał pojęcia przestrzeni osobistej, miał w sobie coś hipnotyzującego, co przyciągało ludzi. Miał wygląd czarnego kota, wewnątrz był jednak uroczym kociakiem, domagającym się zabawy.

Romeo z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz