Rozdział 4

8.6K 484 74
                                    

Nie było łatwo wstać rano do szkoły. Amarę w nocy wzięło na przemyślenia, przez co nie mogła zmrużyć oczu. Myślała o swoim związku, rodzinie, przyjaciołach. Żaden z tych tematów nie był dla niej lekki, w każdym znalazła coś, co wymagało naprawy. Problem w tym, że ona nie potrafiła niczego naprawić. Miała zbyt ciężki charakter, by zapobiec kolejnym katastrofom.

W związku potrzebowała zbyt wiele uwagi i miłości, przez co miała wrażenie, że odbierała Evenowi wolność. Chciała być kochana, a coraz częściej czuła się samotna.

Rodzice byli cudowni, nie mogła wymarzyć sobie lepszych, jednak szybko przestali przejmować się jej zdrowiem. Nie pytali już o brata i o to, jak sobie radziła na spotkaniach u terapeuty. A czasami chciała, by zaczęli ten temat.

Przyjaciół mało miała prawdziwych. Jedynie Brendę, a kiedyś, jeszcze zanim jej życie wywróciło się do góry nogami, była zżyta tylko z Britt Skye. Były nierozłączone przez wiele lat, aż do czternastego października zeszłego roku. Całe osiem miesięcy temu wszystko się zepsuło.

Spojrzała na Brendę siedzącą po drugiej stronie stolika w "Miriam Cafe". Wyszły z domu pół godziny wcześniej, żeby móc napić się gorącej kawy i uniknąć pytań na temat siniaka na głowie Amary. Często towarzyszył im w kawiarni Even, ale dzisiaj się nie pojawił. W ogóle od samego rana się nie odzywał, a wysłała mu pięć wiadomości. Bała się, że wrócił późno i mocno się upił, przez co nie wstał do szkoły, ale równie dobrze mógł ją po prostu ignorować, co czasem mu się zdarzało.

W kawiarni, choć było jeszcze wcześnie, panował gwar. Niemal wszystkie stoliki były zajęte, większość przez uczniów. Niektórzy zerkali na Brendę, zapewne plotkując o rozwodzie jej rodziców. Wiedzieli o tym wszyscy, głównie przez to, że o dwanaście lat młodszy kochanek Kristin pochwalił się znajomym.

Obie milczały, odkąd usiadły w jak najbardziej schowanym stoliku. Brenda nie miała nastroju na rozmowy, o czym zawiadomiła zaraz po przebudzeniu. Wyglądała nieciekawie. Była blada, oczy miała spuchnięte i zaczerwienione, a wzrok nieobecny. Ubrała się w za duży dres i obgryzała w zamyśleniu paznokcie. Cierpiała i nawet nie starała się tego ukrywać.

Amara za to stukała paznokciami o ogromny kubek i patrzyła mętnie przed siebie, obserwując przewijających się ludzi. Myślała o Britt, którą właśnie taksowała tęsknym wzrokiem.

Siedziała wśród cheerleaderek, uśmiechnięta i pełna energii, piękna i onieśmielająca jak zawsze. Miała teraz nowych przyjaciół, zapomniała o niej już dawno, a jeśli czasem sobie przypominała, to jedynie z uczuciem nienawiści.

Brittney odwróciła się i spojrzała prosto na Amarę, zupełnie jakby wyczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Już więcej się nie obejrzała.

— Mamy wolną godzinę. — Obie drgnęły, słysząc nad głowami czyjś miły głos.

Blond włosy zaczesał dziś do tyłu, na nosie miał szpanerskie okulary, a na nadgarstku połyskiwał srebrny zegarek. Jeansową kurtkę z kożuchem powiesił na krześle, następnie się na nim wygodnie rozsiadając. Wyglądał przyjaźnie, choć Amara sądziła, że to nie najlepszy moment, by się do nich dziś dosiadał.

Brenda, nawet jeśli ostatnio wspomniała, że Oliver jej się spodobał, spojrzała tylko na niego przelotnie, by znów zająć się wpatrywaniem w połyskujący blat stolika. Mruknęła ciche "cześć" i naciągnęła rękawy bluzy aż na palce.

— Skąd wiesz, że mamy razem zajęcia? — zagaiła Amara, żeby obie nie wyszły na nieuprzejme. Gdyby sprawy miały się inaczej, Bren z pewnością sama zaczęłaby rozmowę i poprosiła, aby się dosiadł.

— Sprawdziłem to — wyznał z szerokim uśmiechem, od którego Ami zrobiło się jakoś cieplej.

Oliver był pozytywny i nawet ich depresyjny humor go nie ujął. Może rozmowa z nim wyjdzie im obu na dobre. Wprawdzie nie powinna z nim przebywać ze względu na ostrzeżenia ojca, ale przecież o nim nic nie wspominał, prawda?

Romeo z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz