Rozdział 5

7.2K 422 80
                                    

Ignorowanie znajomych dzisiejszego dnia było jej priorytetem. Robiła, co mogła, byleby nie wejść im w drogę. Gdy mieli wspólne zajęcia, udawała, że źle się czuła i nie miała ochoty rozmawiać, a po dzwonku jako pierwsza ulatniała się z klasy.

Powód był oczywisty — nosiła ciężar na barkach, z którym musiała się ukrywać. Odczuwała go jeszcze intensywniej, gdy na horyzoncie pojawiała się Brenda. Za każdym razem przemierzała korytarz uśmiechnięta w obecności Olivera, przekonana, że wszystko się ułoży, spędzi dziś dzień z mamą, a dalej resztę życia. Okropnie się myliła.

Unikała też Evena, bo wolała ucieczkę, niż porozmawianie z nim o tym, czego dowiedziała się od Britt. Czuła się zdradzona, nawet jeśli jeszcze nie była pewna, czy faktycznie było to prawdą.

Chowała się przed wszystkimi przez całe trzy lekcje, aż do momentu, gdy dyrektor ogłosił apel. Szła jak na skazanie, ze sztucznym uśmiechem na twarzy i wyćwiczoną mową w głowie. Powtarzała w myślach to, co chciała przekazać uczniom, przez co nie zauważyła, że obok jej pojawiła się Brenda ze wzrokiem zawieszonym na telefonie. Cholera.

— Mama mi nie odpisuje — pożaliła się Bren, chowając komórkę do kieszeni.

— Pewnie jest zajęta, nie przejmuj się — skłamała lekko Amara, gryząc się w myślach, że z taką łatwością przyszło jej okłamywanie przyjaciółki.

Nie mogła jej jednak wyjawić prawdy w takim momencie, idąc na szkolny apel. To nie była odpowiednia chwila. Choć czy w ogóle takowa istniała? Zdawało się, że nie.

Będąc już na przepełnionej sali gimnastycznej, Ami poczuła, jak uderza w nią fala gorąca oraz stresu. Musiała jednak przełknąć strach, założyć dawną maskę i wystąpić publicznie przed ludźmi, którzy jeszcze niedawno się z niej śmiali.

Dyrektor wraz z radą uczniowską stali już na podwyższeniu przeznaczonym do takich występów. Pan Marshall pomachał do niej z pokrzepiającym uśmiechem, więc na ucieczkę nie miała już możliwości. Pożegnała się ze zdezorientowaną Brendą, która przecież nie miała o niczym pojęcia, a następnie stanęła przy dyrektorze, zagryzając policzki od środka, by się uspokoić.

Gdy wszyscy siedzieli już na trybunach, wzięła kilka głębokich oddechów, przy okazji wmawiając sobie, że przecież kiedyś już to robiła. Występowała nie raz, co wychodziło jej zniewalająco. Czemu więc teraz miało być inaczej? Potrafiła dobrze udawać, teraz też mogła to zrobić.

Przez całą wstępną przemowę pana Marshalla, obserwowała uczniów, szukała Brendy, która gdy tylko złapały kontakt wzrokowy, pomachała jej z szerokim uśmiechem.

Będzie dobrze, podnosiła siebie na duchu, w momencie, w którym usłyszała wywołane jej imię. Podziękowała dyrektorowi skinieniem głowy, uśmiechając się przy tym uprzejmie i stanęła na podwyższeniu, starając się nie okazywać strachu.

— Chowajcie krzesła! — krzyknął ktoś z trybun, wywołując na sali niemałe poruszenie.

Była przyzwyczajona do tego typu komentarzy oraz przygotowana na ich ewentualność, dlatego nie powinna czuć się upokorzona, a jednak tak się właśnie poczuła, widząc jak Even śmieje się razem ze wszystkimi. Nawet nie patrzył w jej stronę, rozmawiał z chłopakami z drużyny. Czasami bywał takim dupkiem...

— Dziękuję za komentarz, Greg, mam nadzieję, że się tym dowartościowałeś. Dzisiaj po szesnastej i przez następny tydzień widzimy się w kozie — odezwał się pan Marshall, odebrawszy Amarze mikrofon. — Dajcie proszę przemówić przewodniczącej szkoły.

Przez ostatni czas bycie w centrum uwagi było jej najgorszym koszmarem, teraz jednak czuła satysfakcję, widząc miny tych bałwanów, którzy wtedy mieli z niej niezły ubaw. Wiedzieli, że teraz powinni siedzieć cicho.

Romeo z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz