Rozdział 18

4.8K 285 27
                                    

Ostatnie dwa dni były dla niej tak ciężkie, że gdy wstała w niedzielę rano, pół dnia przeleżała w łóżku. Zeszła tylko po kawę, z którą teraz siedziała, czytając książkę, na której nie mogła się skupić. Już drugi raz czytała ten sam rozdział.

Zamknęła "Szklany tron" z hukiem. Nie miała nic innego do roboty, więc wpatrywała się w sufit i pozwoliła, by myśli ją zbombardowały. Nie wiedzieć czemu, w jej głowie pojawił się Xavier. Była na niego wściekła. Nie odezwał się od dnia imprezy, po prostu zniknął, załatwił swoje i rozpłynął się w powietrzu. Poczuła się zdradzona, a przecież nie łączyło ich nic szczególnego. Dała się wykorzystać.

Podniosła się, gdy drzwi jej pokoju otworzyły się, a zapach przypalonych naleśników wypełnił pomieszczenie. Spojrzała na brata ze zmarszczonymi brwiami. Trzymał talerz w jednej ręce, a w drugiej konfiturę wiśniową mamy.

Nigdy nie potrafił gotować.

— Jest niedziela. Nie powinnaś wylegiwać się na plaży ze znajomymi? — zapytał, podstawiając jej pod nos jedzenie. Usiadł na łóżku, prawie zrzucając książkę i wepchnął sobie do ust prawie czarnego naleśnika.

Powinna. Dostała nawet zaproszenie od Brendy, ale nie miała siły, by wstać i się przebrać. Poza tym nawet jej się nie chciało. Miała zamiar spać, czytać i olewać wszystkich na przemian. To był jej cel na dziś.

— Podobno masz chłopaka. Nie powinnaś spędzać z nim czasu? — Usta miał pełne jedzenia.

— Podobno — odburknęła Amara.

Temat Evena wyjątkowo działał jej na nerwy. Szczególnie to pytanie, które sama sobie zadawała od wielu tygodni. Chciała spędzać z nim czas. Oglądać filmy, wychodzić na kolacje, leżeć w łóżku, gdyby oboje byli zbyt leniwi, by wyjść. Problem był taki, że Even nie chciał robić żadnej z tych rzeczy. Chyba, że towarzyszyliby im znajomi i alkohol. Taki już był, nie dało się tego zmienić.

— Siema, przegrywy.

Amara wyjrzała zza brata pochłaniającego naleśniki, by zobaczyć Brendę, wchodzącą do jej pokoju. Rzuciła kurtkę na krzesło, które wyglądało jak garderoba. Powinnam w końcu posprzątać, zauważyła w myślach.

Brenda usiadła obok Chrisa, któremu zabrała jednego naleśnika.

— Byłam na randce — powiedziała zadowolona, z uśmiechem biorąc kęs jedzenia.

— I nic nie mówiłaś? — zapytała z wyrzutem Amara, prostując się.

— Byłaś zajęta — odpowiedziała obronnym tonem.

Miała rację. Była tak zajęta, że zaniedbała ich przyjaźń. Ostatnio się przecież o to kłóciły, a nie zrobiła nic, by to zmienić. Czuła się fatalnie. Jak najgorsza przyjaciółka na świecie.

— Z Oliverem. Zaprosił mnie na bal, będzie moim Spider-manem.

Amara westchnęła ciężko. No tak, zbliżał się bal. Miał być za niecałe dwa tygodnie, a ona zwaliła sprawę i nawet nie zajęła się organizacją. Britt odwaliła za nią całą robotę, za co powinna jej w końcu podziękować. Skoro o niej mowa... Powinna poważnie porozmawiać z nią także o powrocie Chrisa, zabije ją gołymi rękoma, jeśli dowie się o tym od kogoś innego. Szczególnie jeśli zrobi to on we własnej osobie.

Nawet nie wiedziała, w co się ubierze. Nie rozmawiała o tym z Evenem, bo przecież nie rozmawiali normalnie od wielu dni, może nawet tygodni. Kiedy wszystko zaczęło się tak sypać? Chyba w momencie, w którym pojawił się cholerny Xavier Wilde.

— Rodzinne spotkanie? — Amara znieruchomiała na chwilę, słysząc ten głos. Chris również zamarł z naleśnikiem w połowie drogi do ust.

Spojrzał na nią i, cholera, wyglądała tak pięknie. Nie widział jej od dawna. Przyglądała mu się z nieodgadnionym spojrzeniem, a wzrokiem błądziła od niego do Amary. Chciał wstać, objąć ją, przeprosić za wszystko, co zrobił, ale odjęło mu mowę. Jego siostrze również. Brenda przełknęła ostatni kęs naleśnika. Znała tylko część historii, ale wiedziała, że chyba wszyscy mieli przechlapane.

Romeo z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz