Rozdział 28

3.8K 269 10
                                    

— Arvid?!

Amara wzrok miała utkwiony w burzę czarnych włosów. Przepychała się między wylewającym tłumem uczniów, torując sobie drogę łokciami. W porze obiadowej wszyscy zmierzali w jedną stronę, dlatego tak ciężko było jej dogonić oddalającego się Arvida. Była wściekła, że po takiej wiadomości wyszedł z sali jako pierwszy, ignorując jej wołania. Odkąd przeczytała to, co jej napisał, nie mogła się uspokoić, panika przysłoniła jej umysł, serce waliło jak młotem.

Gdy czarne włosy zniknęły za następnym zakrętem, stanęła z ciężkim oddechem na środku korytarza. Ludzie przechodzili obok niej obojętnie, trącając ramionami. Czuła się pusta, jak marionetka.

Wdech, wydech, instruowała się w myślach.

Bal był za trzy dni. Za trzy dni jej brat wejdzie prosto w ramiona Rzeźnika. Jak bezbronne zwierzę rzuci się mu na pożarcie. Głupia myślała, że ten wieczór będzie wyjątkowy. Że chociaż wtedy będą mogli odetchnąć. Jasne, z tyłu głowy miała przeczucie, że coś mogło pójść nie tak, a niepokój nie odstępował jej na krok, jednak nie tak miało być...

Zacisnęła mocniej palce na pasku swojej torebki. Poobgryzane paznokcie wbiła mocno w skórę. Oddech miała ciężki, drżący, jakby przed chwilą przebiegła maraton. Czuła serce rzucające się w piersi, strach rozprzestrzeniający się szybko jak zaraza. Musiała powiedzieć bliskim, że za kilka dni może wydarzyć się wszystko. Jak miała wyznać najlepszej przyjaciółce, że podczas balu, którego nie mogła się doczekać, wydarzy się coś złego?

— Ami—boo? — Najpierw poczuła dłoń na ramieniu, później wśród hałasu usłyszała głos Xaviera, zabarwiony zmartwieniem.

Odwróciła się w jego stronę z lekkim, wymuszonym uśmiechem. On jednak widział wszystkie emocje szalejące w jej oczach. Próbowała wyglądać na wyluzowaną, choć dotykając jej, czuł jak bardzo napięte miała mięśnie.

— Chodźmy zjeść — zaproponowała i nie czekając na jego odpowiedź, udała się w tym samym kierunku, co wszyscy. Była nieobecna, po drodze wciąż na kogoś wpadała, przez co Xavier musiał trzymać ją za rękaw bluzy.

Będąc już na stołówce, rozglądała się z nadzieją, że zobaczy burzę czarnych włosów przy ich stoliku. Arvida jednak nigdzie nie było, jakby rozpłynął się nagle w powietrzu. Z westchnięciem przysiadła się do Britt, Brendy oraz Olivera. Miała zbyt ściśnięty żołądek, aby jeść. Każda myśl o Chrisie czy nadciągającym balu sprawiała, że robiło jej się niedobrze. Wyciągnęła telefon, od razu wchodząc w dymek czatu z Solbergiem.

Do: Arvid

Gdzie jesteś? Chcę porozmawiać.

Siedziała wyprostowana, w palcach niecierpliwie obracając komórkę. Przyglądała się jej wyczekująco, jakby spojrzeniem miała ściągnąć odpowiedź. Gdy po dwóch minutach jej telefon milczał, uniosła wzrok na przyglądających się jej przyjaciół. Spojrzała na każdego roztargnionym wzrokiem.

— Coś mówiliście?

— Pytałam, czy masz już strój na bal. Musimy iść na zakupy — powtórzyła Britt, przyglądając się przyjaciółce podejrzliwie. Na słowo "bal" zrobiło jej się słabo.

Gdy miała odpowiedzieć, jej telefon zaczął wibrować. Odblokowała go, ignorując podirytowaną Skye.

Od: Arvid

Przepraszam, muszę coś załatwić. Zadzwonię do ciebie później.

Od: Arvid

Laleczko, obiecaj mi, że zostaniesz dzisiaj w domu. Nie idźcie na klif.

Romeo z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz