Z samego rana zacząłem dopakowywać rzeczy, których potrzebowałem w trakcie tego krótkiego pobytu tutaj, a już w południe ruszyłem na plażę, żeby spędzić jeszcze trochę czasu z przyjaciółmi, dla których nie miałem w ogóle czasu.
Przez całą noc myślałem tylko o tym, że ja i Gabie to już najpewniejsza przeszłość i nic nie jest w stanie jej zmienić. Chyba, żebym został w Caloforni, albo żeby ona wyjechała do mnie do Londynu, co było totalną bzdurą. Żadne z nas nie chce na siłę przesiadywać w miejscach, od których chce uciec, więc ten pomysł odpada. Zostaje tylko daleka przyjaźń, która pewnie za pół roku znów umrze, jak nasz związek, więc lepiej od razu wybić sobie to wszystko z głowy.
-Ziemia do Cama!- Shawn machał rękami przed moją twarzą, śmiejąc się przy tym głośno -Stary! Wyluzuj!
-Sorry, zamyśliłem się- mruknąłem, posyłając chłopakom lekki uśmiech -Możecie powtórzyć pytanie?
-Jak tam z Twoją dziewczyną?- spytał Matt, wyraźnie zniesmaczony Trinity, która dla mnie również jest już przeszłością.
-Zdradziła mnie na weselu Nash'a- wzruszyłem olewająco ramionami -I to pewnie nie był pierwszy raz.
-Przykro nam.
-Po prostu nie było nam pisane. Ten toksyczny związek tak, czy siak by się rozpadł.
Chłopaki jedynie przytaknęli głowami i temat ustał, ale za to na jego miejsce wstąpiły głupie kawały, którymi obdarowywał nas Carter.
Siedzieliśmy na plaży, korzystając z idealnej pogody, której będzie mi brakować w zimnym Londynie i patrzyliśmy na bawiących się w wodzie ludzi. W sumie też wolałbym się trochę pokąpać, ale chłopaki stwierdzili, że dzisiaj jest dzień wyrywania, więc całe popołudnie przesiedzieliśmy, gapiąc się w półnagie ciała płci pięknej i ocenianie, która z nich jest najlepsza. Wtedy poczułem się jak za czasów liceum, kiedy chodziliśmy na plaże jedynie pokazywać nasze długie godziny na siłowni i flirtować z najlepszymi sztukami, które chciały nas bliżej poznać. Za wrócenie tych beztroskich lat mógłbym nawet zabić. Wtedy nie przejmowaliśmy się, że na następny dzień przyjdziemy do szkoły z kacem gigantem, który został po wczorajszym melanżu w środku tygodnia, że znów będziemy uziemieni za jakiś głupi kawał na nauczycielach, albo, że rodzice dadzą nam szlaban na komputer za kolejną złą ocenę z matematyki. Wtedy wszystko wyglądało tak prosto i oczywiście, a teraz? Teraz samemu trzeba zarabiać na utrzymanie się, dopilnować, żeby nie zostać wylanym z uczelni, po której niby masz ten tytuł, ale i tak nigdzie nie znajdziesz pracy. No chyba, że na kasie w jakimś markecie. A przez dość spory stres i brak czasu, włosy wypadają, zapominamy o zjedzeniu któregoś z posiłków lub po prostu jesteśmy zmuszeni zarwać jakąś nockę, przez co na następny dzień praktycznie nie funkcjonujemy.
Niestety, takie jest dorosłe życie, do którego prędzej, czy później każdy z nas wejdzie, a po naszych młodzieńczych wygłupach zostaną jedynie wspomnienia. No i może jeszcze blizny.
Wieczorem, kiedy zrobiło się już zbyt zimno na siedzenie na plaży, pożegnałem się z chłopakami, obiecując im, że kiedyś jeszcze się spotkamy i ruszyłem do domu po bagaże, ponieważ w nocy wylatuje mój samolot do Londynu.
Z jednej strony cieszyłem się, że już wracam. Wrócić na uczelnie oraz zacząć pracę, która bardzo mi odpowiada. Ale z drugiej strony nie chciałem opuszczać Los Angeles, mojego rodzinnego miasta, przyjaciół, których może już nigdy nie zobaczę oraz dziewczyny, którą kocham, a która musi tutaj zostać, skończyć studia. Jej najbardziej mi było szkoda, ponieważ miałem świadomość tego, że już nigdy nie usłyszę jej idealnego uśmiechu i ciętych ripost, nie zobaczę tych pięknych błękitnych oczu, które zawsze miały w sobie radosne iskierki, jej wiecznie nieogarniętych włosów i ciągle zaróżowiałych policzków, nie poczuję jej słodkich perfum, które pomimo tych wszystkich lat, miała te same, jej dotyku, który był tak bardzo elektryzujący oraz smaku jej ust, który jest tak bardzo uzależniający. Wszystko to przepadnie, a to tylko dzięki mnie. Lub przeze mnie. Plułem sobie w brodę, że wtedy ją tu zostawiłem i wyjechałem na te przeklęte studia, które dobrze mogłem zacząć w Californi. Niestety mądrym staje się po fakcie i teraz muszę pomieść konsekwencje tego, że ją straciłem.
Stałem w kolejce na lotnisku, chcąc oddać bagaż i przejść przez barierki, kiedy usłyszałem wołanie mojego imienia. Odwróciłem głowę, szukając wzrokiem osoby, która mnie wołała, a kiedy moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem błękitnych oczu, uśmiechnąłem się promiennie, po czym zostawiając bagaż, pobiegłem w stronę dziewczyny, która również ruszyła biegiem.
Docierając do niej, szeroko rozłożyłem ręce, żeby brunetka mogła w nie wpaść i mocno mnie przytulić.
-Myślałem, że wczoraj już się pożegnaliśmy- wymruczałem w jej włosy, na co ta odsunęła się ode mnie, żeby po chwili wpić się w moje usta.
-To nie było pożegnanie i to też nie jest- szepnęła, po czym znów mnie pocałowała.
Nie mogłem w to uwierzyć, że po tym wszystkim co jej zrobiłem, ona dalej żywiła do mnie to samo uczucie, które trwało między nami sześć lat temu. Chciałbym skakać z radości, ale wiedziałem, że będzie to wyglądać bardzo dziwnie.
W tej samej chwili przypomniałem sobie, że nie możemy być razem i to, co robimy jest bardzo nie na miejscu.
-Gabie- westchnąłem, odsuwając ją od siebie, na co ta spojrzała na mnie niezrozumiale -Przepraszam, ale nie mogę Cię więcej ranić. Lepiej, żebyśmy nie wykraczali poza strefą przyjaźni.
-Oh!- dziewczyna wyglądała na bardzo zdziwioną, ale pomimo tego, uśmiechnęła się lekko. Szkoda tylko, że ten uśmiech nie sięgał jej oczu, w których można było wyczytać smutek i rozczarowanie -Masz rację. Przepraszam.
-Nie przepraszaj- znów otworzyłem ramiona, a brunetka od razu się ze mnie wtuliła.
-Dzwoń, pisz, przyjeżdżaj i nie waż się znów urwać kontaktu, bo osobiście do Ciebie przylecę i zdzielę Cię po głowie!- warknęła, spoglądając na mnie złowrogo, na co cicho się zaśmiałem.
-Obiecuję, że Cię nie zostawię, ale musisz mi obiecać, że będziesz szczęśliwa... Z kimś, kto nie jest mną- teraz w kącikach jej oczu pojawiły się łzy, które po chwili spłynęły po jej policzkach.
-Nie jestem w stanie tego obiecać, ale postaram się- pociągnęła nosem i odsunęła się ode mnie, dając mi znać, że już na mnie pora.
Kolejka do oddania bagaży diametralnie się zmniejszyła, przez co wiedziałem, że muszę już iść, choć tak bardzo nie chciałem.
-Nie płacz! Tym razem tak szybko się ode mnie nie uwolnisz!- krzyknąłem, kiedy się oddalałem, szczerząc się od ucha do ucha.
-Kocham Cię Cam!- te słowa sprawiły, że mój chód ustał, a zmienił się znów w bieg, tyle, że w stronę brunetki, którą mocno do siebie przytuliłem i ostatni raz rozbiłem się o jej malinowe usta -Mówią, że pierwszy pocałunek nie jest najważniejszy, ale ostatni.
Miała rację. Ten pocałunek różnił się od tych wszystkich, które udało nam się przeżyć, nawet od tego, który powstał podczas naszej chaotycznej wymianie zdań na weselu Nash'a. Miał w sobie tyle bólu, ale zarazem i miłości, której raczej nie przeżyję już z nikim innym. I tak, mówi to dwudziestosześcioletni facet, który ma jeszcze całe życie przed sobą.
Taką miłość, którą przeżyłem z tą niską brunetką, nie jestem w stanie odtworzyć z żadną inną kobietą, która stanie na mojej drodze.
-Będę za Tobą bardzo tęsknić- szepnęła, spoglądając na mnie z dołu -Wracaj szybko.
-Wrócę- skwitowałem, składając na jej czole długi pocałunek.
-Trzymam Cię za słowo, Cam- puściła mnie, przez co poczułem na swoim ciele nieprzyjemny chłód i nie było to spowodowane późną porą.
Odwróciłem się i pognałem w stronę kolejki, która składała się już z kilku osób, i zanim zniknąłem jej z pola widzenia, energicznie jej pomachałem, co błyskawicznie odwzajemniła.
###
No to pięknie się porobiło w ich życiu.
Jak myślicie, Cameron dotrzyma słowa i będzie utrzymywał kontakt z Gabie?
I czy Gabie ułoży sobie życie z kimś innym, niż jej ukochany, z którym pewnie już się nie zejdzie?
Piszcie w komentarzach! Chcę widzieć waszą aktywność!
Kolejny rozdział wstawię, kiedy pod tym rozdziałem będzie 10 gwiazdeczek i 10 komentarzy!
Pozdrawiam <3!
CZYTASZ
Siostra mojego najlepszego przyjaciela || Cameron Dallas || Book two
FanfictionCiąg dalszy historii Gabrielle i Camerona, którzy spotykają się po sześciu latach...