Rozdział trzydziesty-pierwszy. Mój świat już powariował.

8.9K 492 27
                                    


Wracaliśmy do domu późną nocą. Spotkanie przedłużyło się z momentem przyniesienia przez Filipa kilku piw. Chłopcy musieli je przecież wypić, inaczej by nie wytrzymali. Patryk nie wydawał się być jakoś specjalnie pijany. Tylko humor jakby trochę mu się polepszył. Jednak do czasu. Kiedy szliśmy razem za rękę zarośniętą ścieżką znów stał się posępny.

- Jak ja im to powiem? - szepnął - Jak powiem to Kubie? Może nie zobaczyć swojego dziecka. O ile Ola to przeżyje... Dobrze, że póki co ty będziesz bezpieczna. Zaatakują osadę, jeśli wygramy wojnę nie ważne z jakimi stratami to wampiry nie zaatakują ludzi w miasteczku.

- W czasie wojny mam siedzieć w domu?!

- A myślałaś, że gdzie? Rozmyślałem już nad tym abyś ukryła się w pałacu, jednakże... Jeśli wygrają zabiją każdego, a tak to zdążysz się ulotnić z domu, wyjechać gdzieś. Załatwię tobie i twoim rodzicom transport. Nad morze najlepiej. Jeśli zaczniemy przegrywać wyślę kogoś po was.

- A ty?

- Ja zginę wraz z nimi.

Stanęłam w miejscu. Z przerażenia zrobiło mi się niedobrze. Wyobraziłam sobie jak Patryk zostaje przebity przez Huberta jego wielkim srebrnym mieczem, po czym pada na ziemię wśród ciał innych wilków. Chłopak patrzył na mnie, wyglądał jakby się bił z myślami.

- Jeśli chcesz.. Ja mogę zostać z tobą. Beze mnie jednak będzie im trudniej wygrać. Jestem jednym z najsilniejszych basiorów w osadzie. Powinienem również dodawać im otuchy. Widok swojego przywódcy zmotywuje ich. Jednak, jeśli tylko mnie poprosisz...

Z początku chciałam wykrzyczeć, że oczywiście! Poproszę! Jednakże jego twarz... Nie chciał bym mu zabroniła. Pomyślałam o Kubie, Oli, Emilu. I o całej reszcie. O dzieciakach z osady, ich roześmianych matkach. Wiedziałam, że będę bała się o Patryka, ale nie mogłam mu tego zrobić.

- Musisz tam być - wydukałam.

- Dziękuje. Wiedziałem, że zrozumiesz. Za to cię tak kocham.

Przytulił mnie mocno do siebie. Wtuliłam się w niego z całą moją siłą.

- Obiecaj mi tylko jedno.

- Wszystko.

- Wróćisz do mnie.

- Wróćę.

Następnego dnia Patryk zwołał wszystkich na plac przed pałacem. Sam stanął na balkonie, aby każdy mógł go zobaczyć i usłyszeć. Stałam obok niego. Powiedział, że dodam mu tym otuchy.

- Nie zebrałem was tutaj bez powodu. Dowiedziałem się od dowódcy Łowców, iż Hubert planuje nas zaatakować. Właśnie w tej chwili gromadzi armię. Nie będę owijał w bawełnę. Mamy zdrowo przestane!

Ludzie spojrzeli na niego oczami jak spodki. Sama czułam się zszokowana. Co on gadał?

- Jesteśmy chyba w najczarniejszej dupie, w jakiej można być - kontynuował spokojnym głosem- Dzieci, starcy i chorzy, w razie ataku zostaną zaprowadzeni do pałacu. To najdalsze miejsce od bram osady, więc wróg dojdzie tam najpóźniej.Żywię ogromną nadzieje, że w razie rychłej śmierci wojowników uda wam się jeszcze uciec.

Matko. On na prawdę nie cackał się ze swoimi poddanymi.

- Wielu z nas zginie. Osierocicie swoje dzieci. Stracicie braci, kochanków. Mówię to w brutalny sposób, prawda, jednakże nie zamierzam wam opowiadać głupich historyjek o tym, że wygramy jeśli będziemy w to wierzyć, lub że dobro zawsze zwycięży. Hubert jest jednym z najpotężniejszych wampirów, chyba na całym świecie. To ja będę z nim walczył!

Tłum wydał z siebie pełne podziwu i troski : Och. Sama złapałam raptownie powietrze w płuca. Podejrzewałam to, ale miałam nadzieje, że Patryk nie będzie pojedynkował się z nim sam na sam.

- Wraz z nim przyjdzie cała masa silnych wampirów. Na bank przybędą także słudzy Anny. W rezultacie mieliby poważną przewagę liczebną, jednak na całe szczęście tak się nie stanie. Wraz z nami do boju dołączą łowcy. Będziemy walczyli ramię w ramię o naszą osadę. Jesteście gotowi?!

Tłum wydał z siebie chóralny okrzyk. Patryk uśmiechnął się i założył ręce na piersi. Wyglądał jak prawdziwy król. Taki pewny siebie i dumny.

- Więc przygotujcie się. Wróg może uderzyć w każdym momencie. Musimy mieć uszy i oczy szeroko otwarte. Na naszych granicach rozstawie patrole. W razie ataku będziemy mieli około dziesięciu do piętnastu minut aby się uformować. Jeśli jakaś matka nie chce zostawiać swoich pociech samych, może oczywiście ukryć się wraz z nimi. Ach i zapomniał bym. Nie chcę widzieć na polu bitwy nikogo, kto nie ukończył szesnastego roku życia. Każdy poniżej zalicza się do dzieci, i posłusznie idzie schować się w pałacu. Czy to jasne?

Patryk spojrzał groźnie na jakąś grupkę małolatów stojących na uboczu. Jeden z nich niechętnie podniósł kciuk w górę. 

Należysz do mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz